Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Marc z miasteczka Poznań. Mam przejechane 42372.65 kilometrów w tym 12561.57 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Marc.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:18144.38 km (w terenie 9188.09 km; 50.64%)
Czas w ruchu:924:36
Średnia prędkość:19.62 km/h
Maksymalna prędkość:69.82 km/h
Suma podjazdów:181118 m
Maks. tętno maksymalne:178 (95 %)
Maks. tętno średnie:160 (86 %)
Suma kalorii:970 kcal
Liczba aktywności:285
Średnio na aktywność:63.66 km i 3h 14m
Więcej statystyk
83.86 km 40.00 km teren
03:43 h 22.56 km/h
Max:62.65 km/h
HR://%
Temp:25.0, w górę:470 m

Trasą maratonu

Sobota, 3 września 2011 · dodano: 04.09.2011 | Komentarze 0

Na niedzielny maraton ochoty specjalnej nie miałem, więc stwierdziłem, że chociaż warto zobaczyć jak wygląda trasa w porównaniu do całkiem udanego maratonu z przed dwóch lat. Na przejazd wybrałem się z Einsteinem, z którym w co raz częściej udaje się pojeździć :)
Zaczęliśmy standardowo przy źródełku i ruszyliśmy terenami nadmaltańskimi. Strzałek nie było widać, oznakowanie pojawiło się dopiero na ulicy Warszawskiej. Nad jeziorem Strzeszyńskim jedziemy już zgodnie ze strzałkami, czyli ostro pod górę w okolicach środka jeziora. Potem przez lasek, zabudowania i potem długo płasko aż do okolic Promna, gdzie zaczyna się bardzo urokliwy las.
Oznakowanie maratonu poznańskiego © Marc

Przejeżdżamy przez niego identyczną trasą jak 2 lata temu. Powrót również znanymi szlakami, mijamy kilku rowerzystów. Na ostrym zjeździe nad Cybiną udaje się wykręcić fajnego maxa. Końcówka maratonu nad Swarzędzkim także poprowadzona po staremu, ale sprawdzoną i ciekawą ścieżką. Tam spotykamy kolejnych bikerów, ale nie znających zbytnio techniki (jeden z nich wyskoczył z roweru na jakieś 2 metry po tym jak jego rower zatrzymał się w piachu).
Nad Maltą robimy sobie krótki postój, patrzymy jak powstaje maratonowa dekoracja i obserwujemy tętniące życiem tereny.
Powrót już samotnie przez Stary Rynek na którym także sporo ludzi i dodatkowo pokaz aut zabytkowych.
Zabytkowe auto na rynku © Marc

Bardzo udany dzień.



67.37 km 40.00 km teren
03:48 h 17.73 km/h
Max:43.82 km/h
HR://%
Temp:20.0, w górę:300 m

Nad Lusowskie

Niedziela, 28 sierpnia 2011 · dodano: 28.08.2011 | Komentarze 2

Wczorajsza pogoda nie nadawała się na dłuższą jazdę, więc dzisiaj udało się wybrać w towarzystwie na dłuższą trasę. Nad jezioro Lusowskie dojechaliśmy przez Plewiska i Lasy Zakrzewskie. Powrót przez Sady i Kiekrz.
Bardzo udany wypad, idealna temperatura.



102.00 km 50.00 km teren
05:01 h 20.33 km/h
Max:50.16 km/h
HR://%
Temp:25.0, w górę:400 m

Terenowo do Śremu

Niedziela, 21 sierpnia 2011 · dodano: 22.08.2011 | Komentarze 2

Plan wycieczki był prosty. Dojechać do Mosiny nadwarciańskim, by później przebić się przez dalsze dzikie tereny do Śremu. W towarzystwie Kaza.

Koło miejscowości Sowiniec zobaczyliśmy niesamowicie zagospodarowany teren, przez pewnego lokalnego bogacza:

Samolot © Marc


Wielki trawnik © Marc


Dalsza część do Śremu w co raz większym upale i w sporych piaskach. Powrót przez WPN, gdzie mijamy wiele rodzin na niedzielnych spacerach.
Bardzo udany wyjazd, udało się zrobić sporo kilometrów i jedynym minusem był bolący tyłek. Nieprzyzwyczajony do takich długich dystansów.




72.29 km 30.00 km teren
03:01 h 23.96 km/h
Max:40.36 km/h
HR://%
Temp:20.0, w górę:150 m

Gmina Dopiewo

Sobota, 13 sierpnia 2011 · dodano: 14.08.2011 | Komentarze 0

Właściwie zbiór piątek-niedziela.


19.30 km 16.00 km teren
01:44 h 11.13 km/h
Max:60.35 km/h
HR://%
Temp:17.0, w górę:740 m

Góra Borówkowa

Niedziela, 24 lipca 2011 · dodano: 24.07.2011 | Komentarze 0

W niedzielne popołudnie planowaliśmy powrót, więc na wycieczkę było znacznie mniej czasu niż wczoraj. Postanowiliśmy więc wjechać na Borówkową i wrócić bardziej okrężną drogą.
Początek tak jak wczoraj, czyli zgodnie z trasą maratonu z Lutyni pod górę na polanę. Trochę mniej błotka niż wczoraj, widać że wszystko wysycha.
Podjazd na Borówkową © Marc

Po wjeździe do lasu zaczyna się właściwy podjazd, z nachyleniem momentami znacznie ponad 10%. Udaje nam się całość wjechać. Pamiętam, że na maratonie tak prosto nie było, ale kwestia zmęczenia ma jednak duże znaczenie. Gdy się jedzie na świeżo można zdecydowanie więcej wjechać.
U góry wchodzimy na wieżę by obejrzeć na prawdę świetne widoki (łącznie ze Ślężą i... Śnieżką).
Wieża na Borówkowej © Marc

Po wypiciu herbaty zjeżdżamy na dół zgodnie z trasą maratonu. Jak zwykle w najtrudniejszych momentach trzeba schodzić, a ręce bolą już po kilku minutach. Gdy zaczyna się wypłaszczenie odbijamy od trasy w lewo, by przez Orłowiec wrócić do Lutyni.


69.47 km 40.00 km teren
05:34 h 12.48 km/h
Max:61.69 km/h
HR://%
Temp:15.0, w górę:1680 m

Śnieżnik

Sobota, 23 lipca 2011 · dodano: 24.07.2011 | Komentarze 2

Urlop się kończył, a ochota na porządniejsze jeżdżenie była, więc wybraliśmy się z Kazem w góry. Początkowo miały być Beskidy, ale stwierdziliśmy, że na 4 dni nie warto jechać tak daleko i wybraliśmy znacznie bliższe Sudety. Zakwaterowanie w miejscowości Lutynia, tuż obok Lądka Zdroju.
Na miejsce dojechaliśmy w środę po południu. Podczas jazdy pogoda była średnia. Momentami bardzo ciemno, ale nie padało. Była nadzieja, że uda się pojeździć bez większych kłopotów.
Niestety w czwartkowy poranek nastąpiło spore rozczarowanie, ponieważ lało nieprzerwanie przez całą noc i nie zapowiadało się, aby miało wkrótce przestać. Całe niebo zawalone chmurami. Nie pozostało nam nic innego niż zejść do piwnicy i zająć się serwisem rowerów. Pogoda się nie zmieniała, więc wróciliśmy zająć się tematami nierowerowymi (książka, gra planszowa).
Tak przeleciał czwartek, w piątek identyczna sytuacja :-( W radiu mówią o lokalnych podtopieniach, bo pada już ponad 24 godziny bez przerwy. Postanawiamy się ruszyć i obejrzeć kopalnię złota w Złotym Stoku.
Kopalnia w Złotym Stoku © Marc

Do końca dnia pogoda się nie zmienia, ale prognozy mówią o poprawie.
W sobotę wczesna pobudka i widać słońce. Można wyruszać :) Plany ambitne, bo chcemy wjechać do schroniska przy Śnieżniku, jadąc wzdłuż granicy.
Zaczynamy podjazdem w stronę Czech. Jak się okazuje mieszkamy zaraz przy znanym nam odcinku maratonu w Złotym Stoku. Widok z granicy jest już całkiem konkretny. Widać Czarną Górę z jej stokami narciarskimi oraz Śnieżnik, który nie zmieścił się w kadrze (to tak daleko?):
Śnieżnik i Czarna Góra © Marc

Ruszamy lekko w dół w kierunku kopalni bazaltu, by wreszcie odbić w lewo w pieszy szlak, który ma prowadzić przez granicę. Początek jeszcze przejezdny, ale są momenty, gdzie jechać się nie da. Widać, że trasa rzadko używana. Po drodze oglądamy ruiny zamku Karpień, a właściwie fundamenty, które po nim zostały. Moja mina w pełni opisuje co sądzimy o takich wątpliwych atrakcjach:
Ruiny zamku © Marc

Zdecydowane przebudzenie następuje podczas zjazdu z tegoż zamku. Jeden z bardziej technicznych singli jakie widziałem na oczy. Fragmentami udaje się zjechać, na niejednym zakręcie serce podskakuje do gardła, bo blisko OTB.
Śmigamy dalej szlakiem przygranicznym, ale co raz mniej da się jechać. Przy Przełęczy Gierałtowskiej stwierdzamy, że trasę trzeba skrócić i odbijamy do Nowego Gierałtowa. Robi się co raz cieplej, więc trochę z siebie zrzucam:
Wietrzenie © Marc

Następuje także krótka konsumpcja kalorii (jakieś 200 kilokalorii za 70 groszy):
Konsumpcja na mostku © Marc

Aby dojechać do Śnieżnika musimy przebić się przez Góry Bielskie. Trochę nie mamy świadomości czego się spodziewać, ponieważ nigdy w tych górach nie byliśmy.
Daleko jeszcze? © Marc

Okazują się całkiem wysokie, wysokości podobne do tych w Górach Złotych. Dobrze, że wybieramy trasę utwardzoną, ponieważ w terenie byłoby zdecydowanie ciężej i opcja Śnieżnik mogłaby się znacząco oddalić. Wjeżdżamy na ich najwyższy punkt z bardzo urokliwym widokiem na... mocno oddalony Śnieżnik. A miało być już tak blisko ;-) W międzyczasie mierzę wysokość lokalnej trawy:
Trawa, taka niska © Marc

Nasze maszyny wyglądają o tak, obróciły się tylko w drugim kierunku jazdy:
Rowery dwa © Marc

Zaczynamy po mału zjeżdżać z Gór Bielskich. Po drodze mijamy kilka przełęczy. Na jednej z nich robimy dłuższy postój, ja rzucam okiem na rower i ku mojemu zdziwieniu okazuje się, że mam awarię:
Pęknięcie © Marc

Pęknięty wózek przedniej przerzutki? Kiedy to się stało? Nie było jakiś wymagających zjazdów. Chyba zmęczenie materiału albo wada konstrukcyjna. Sam nie wiem. Nie przeszkadza to znacząco w jeździe, właściwie 1-ka i 2-ka działają bezbłędnie. Zjeżdżamy znowu trochę w dół po bruku, zupełnie bez przyjemności.
Początek podjazdu pod Śnieżnik rozpoczynamy krótką rozmową z leśnikiem. Mówi o rozmytej drodze, ale my się nie przejmujemy i nią ruszamy. Przewyższenia zostało jeszcze dużo, podjazd się dłuży. Kaz zostaje trochę z tyłu, ja zaczynam rozpoznawać fragmenty z maratonu w Międzygórzu. Udaje się wjechać na szczyt, tutaj widać już znacznie więcej ludzi. Kaz po chwili przyjeżdża, ale chyba coś mu się stało: ;)
Schronisko pod Śnieżnikiem © Marc

Tam robimy dłuższy postój (na naleśniki i herbatę). Regenerujemy siły i decydujemy, że na więcej już dzisiaj nas nie stać. Trzeba wracać najkrótszą drogą do domu (czytaj: przez Stronie Śląskie asfaltami). Zjazd ze Śnieżnika zaliczamy szybkimi traktami, zjechałoby się czerwonym jak na maratonie, ale brak sił nie pozwala. Nasz zjazd wyglądał mniej więcej tak:
Zjazd ze Śnieżnika © Marc

Końcówka to już spokojna jazda, głównie po płaskim. Ostatni podjazd już tylko pod domem.
Wycieczka bardzo udana. Warto było czekać te 2 dni :-)


13.33 km 0.00 km teren
00:35 h 22.85 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:, w górę: m

Odprowadzka

Środa, 6 lipca 2011 · dodano: 08.07.2011 | Komentarze 0




133.45 km 50.00 km teren
05:05 h 26.25 km/h
Max:46.70 km/h
HR:134/178 69/ 91%
Temp:18.0, w górę:420 m

Setka, płaska, ale bardzo szybka

Niedziela, 26 czerwca 2011 · dodano: 26.06.2011 | Komentarze 6

Zgodnie z ustawką zaczęliśmy o 10 na Garbarach. Wcześniej spotkaliśmy się z Josipem na Drodze Dembińskiej dzięki idealnemu timeingowi. Kaz podjechał autem, Zbycha nie było, bo ruszył 2 godziny wcześniej, a niespodziewanie pojawił się jeszcze Jacek.
Zgodnie z planem ruszyliśmy na północ w kierunku szlaku nadwarciańskiego. Po wjechaniu na niego tempo ostro poszło w górę, bo Josip chciał jak najszybciej przejechać szybki odcinek singla. Później już spokojniej pomknęliśmy w stronę mostu w Biedrusku i dalej na północ zgodnie z trasą pierścienia. W okolicach Starczanowa spotkaliśmy Zbycha. Dalej przez teren, obok Śnieżycowego Jara. Z Kazem zostaliśmy lekko z tyłu i po wjechaniu na szosę zaczął się pościg trójki jadącej przed nami. Jak się okazało dojście ich nie było takie proste. Wtedy pyknął mi maksymalny HR, ale po 3 kilometrach ze średnią prędkością >40 udało się ich dogonić. Później już razem na zachód asfaltem przez Oborniki aż do Obrzycka (z przerwą na sklep).
Sklep w drodze do Obrzycka © Marc

Koło Zielonejgóry obejrzeliśmy pałacyk i rynek w Obrzycku.
Pałac UAM koło Obrzycka (miejscowość Zielonagóra) © Marc

Rynek w Obrzycku © Marc

W drodze powrotnej rzut oka na stary most kolejowy i później mocne tempo Josipa, który nadal miał mnóstwo sił.
Stary most kolejowy na Warcie © Marc

Krótki postój w Rokietnicy i później rozdzielenie się. Z Kazem pojechaliśmy do Dąbrówki przez Sady i później lasy zakrzewskie.

Świetny wypad, w bardzo mocnym towarzystwie, co zaowocowały maksymalnym dystansem w tym roku i genialną średnią (życiówka na tylu km-ach). Dzięki wielkie i mam nadzieję na szybką powtórkę.




41.06 km 15.00 km teren
02:58 h 13.84 km/h
Max:58.81 km/h
HR:131/156 67/ 80%
Temp:22.0, w górę:1350 m

Przełęcz karkonowska

Poniedziałek, 13 czerwca 2011 · dodano: 13.06.2011 | Komentarze 3

Poprzedniego wieczoru zaplanowaliśmy wjazd na przełęcz, warunkiem była tylko dobra pogoda. Obudziliśmy się o 7 i świeciło piękne słońce, więc się zebraliśmy i po 8 siedzieliśmy już na rowerach.
Standardowo rozpoczęliśmy od podjazdu pod Wang, by później odbić w stronę drogi chomontowej.
Na szczycie Chomontowej © Marc

Później zjazd z niej, bardzo szybki i niebezpieczny, bo dużo luźnych kamieni i te kanały do odprowadzania wody. Po zjeździe na dół skręciliśmy w lewo w szosę w kierunku przełęczy. Początek podjazdu bardzo stromy, ledwo udaje się wyprzedzić ludzi. Maks zostaje z tyłu, Zbycha mijam jak prowadzi. W oddali widać resztę ekipy (Wojtka, Mariusza, Jacka i Andrzeja). Napisy na asfalcie bardzo motywują, wiadomo ile zostało do przejechania. Po około 4 km wreszcie widać końcówkę, również wyjątkowo stromą. Ostatecznie udaje się podjechać, bez zejścia z roweru, by na górze odpocząć i zrobić kilka fotek.
Przełęcz karkonowska © Marc

Potem szybki (bardzo) zjazd i skręt w prawo w kierunku Borowic. Do Miłkowa dojeżdżamy niebieskim, dość technicznym szlakiem. Momentami udaje się zjeżdżać na prawdę szybko, bo Jacek narzuca świetne tempo. Na prawdę bardzo dobrze zjeżdża. Z Miłkowa już pod górę do Karpacza, by się spakować i wrócić do Poznania. Szkoda, że to były tylko 3 dni, ale za to jakie :-)


59.72 km 49.00 km teren
05:11 h 11.52 km/h
Max:55.92 km/h
HR:146/171 75/ 88%
Temp:14.0, w górę:2000 m

MTB Marathon Karpacz - Mega

Niedziela, 12 czerwca 2011 · dodano: 14.06.2011 | Komentarze 5

Długo wyczekiwany maraton w Karpaczu. Celem było dojechanie w jednym kawałku oraz wyprzedzenie Maksa, Zbycha oraz Kaza. Na walkę z Wojtkiem i Jackiem szans nie było.
Na stadion przyjeżdżamy po 10, robię z Kazem krótką rozgrzewkę po stadionie i ustawiamy się w IV sektorze. Start mocny, ale nie szaleńczy. Staram się trzymać równe tempo i wysoką kadencję podczas podjazdu pod Wang. Maksa mijam szybko, bo zaraz przy kościele, z Kazem jedziemy cały czas obok siebie.
Po wjechaniu w teren zostaję trochę z tyłu, bo jednak nie mam takich zdolności wyprzedzania tłoku pośród kamieni. Pierwszy techniczny zjazd sprowadzam, głównie przez dużą ilość ludzi. Szkoda, bo wydaje się do zjechania po tym jak już go sporo ludzi rozjechało.
Kolejne kilometry to spokojne kręcenie i dogonienie Zbycha. Biorę go na jednym ze zjazdów i cisnę dalej. Około 20 km mija mnie biały rower, myślę chwilę, czyżby to Jarek? Krzyczę do niego i faktycznie to on. Jedzie Giga, ale się zgubił. Mówi, żebym wsiadł mu na koło, bo będzie prościej jechać. Ja zdecydowanie odmawiam, bo jego tempo zdecydowanie dla mnie za mocne (jak się później okazuje przejechał trasę bardzo szybko i zajął rewelacyjną pozycję - gratki!).
Po pierwszym bufecie doganiam Kaza. Stoi na poboczu, wiec pierwsze skojarzenie, że coś się stało. Na szczęście wszystko jest w porządku, tylko już sił mocno brakuje. Jedziemy chwilę razem, by na pierwszym podjeździe ponownie się rozdzielić.
Na drugim bufecie trochę jem i piję. Pojawia się rozjazd na Giga i za parę kilometrów połączenie obu dystansów. Mija chwila i mija mnie Paweł. Tak zasuwa, że by mnie nie zauważył, gdybym nie krzyknął ;-) Na jednym z podjazdów, gdzie wszyscy prowadzą widzę jak on cały czas w siodle. Jest na prawdę mocny.
Trzeci bufet przed chomontową, znowu chwila na uzupełnienie kalorii. Ruszam przed większą grupą i zaczynam wyprzedzać megowców. Wszyscy jadą na 1:1, ja na biegu o jeden wyższym więc po mału mijam osoby. Myślę, że mogłem zyskać tam około 10 pozycji. Zjazd wpierw po słabym asfalcie, później w terenie. Na trudnym zjeździe zielonym szlakiem przestawiam rower tylko w dwóch miejscach. Resztę udaje się zjechać, co dodaje sporo adrenaliny na kolejne kilometry trasy, czyli na pętelkę XC z bardzo trudnym zjazdem singlem (bez szans na zjechanie całości). Potem śliska trawa i asfaltem do mety.
Tak jak myślałem w trakcie jazdy Maksa i Zbycha jeszcze nie ma. Kaz dojechał, ale po wycofując się z trasy - szkoda.
Cele udało się zrealizować, widać drastyczny postęp w technice zjazdów. Z tego jestem najbardziej zadowolony.

Maraton był tak fajny, że nawet nie zauważyłem, że ciągle padał deszcz :-D

Czas 04:58:59, dystans MEGA.
Pozycja:
- M2 97/119
- open 304/415 (73% stawki)
Współczynnik do najlepszego 0.53 -> 266 pkt.
Jest poprawa w stosunku do zeszłego roku. Wyższa pozycja, trochę więcej punktów. Trasa trudniejsza i dłuższa, ale w lepszym (mocniejszym) okresie sezonu.

Maraton Karpacz © Marc