Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Marc z miasteczka Poznań. Mam przejechane 42372.65 kilometrów w tym 12561.57 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Marc.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:745.58 km (w terenie 292.59 km; 39.24%)
Czas w ruchu:42:24
Średnia prędkość:17.58 km/h
Maksymalna prędkość:61.14 km/h
Suma podjazdów:9740 m
Maks. tętno maksymalne:175 (94 %)
Maks. tętno średnie:160 (86 %)
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:57.35 km i 3h 15m
Więcej statystyk
54.09 km 54.09 km teren
02:38 h 20.54 km/h
Max:44.52 km/h
HR:160/175 86/ 94%
Temp:15.0, w górę:550 m

Kaczmarek Electric MTB - Lubrza

Niedziela, 30 czerwca 2013 · dodano: 01.07.2013 | Komentarze 9

Na kolejny wyścig z cyklu Kaczmarek Electric dojeżdżam... jako pasażer ;-) Auto u mechanika, a także liczne dojazdy na maratony moim Audi, więc pojechaliśmy z Josipem. Trzecim kompanem był Klosiu. Na miejsce dojeżdżamy błyskawicznie, wpierw autostradą, później tylko kawałek lokalnymi drogami.

Startujemy standardowo o 11. Spotykam Marcina, Michała, Binia, Kubę i Młodzika. Sporo znajomych :-) Od samego początku poszedł ogień. Przez sektory startowe nie ma przypadkowych ludzi, więc i tempo jest wysokie. Przez krótki odcinek tworzymy z Marcinem i Michałem fajny 3-osobowy Goggle-pociąg :) Zaczyna się ostre napieranie po zapamiętanych odcinkach z zeszłego roku. Przy tak wysokim tempie pojawia się kilka niebezpiecznych sytuacji, bo ludzie zbyt agresywnie zmieniają tor jazdy (spodziewałbym się jednak bardziej poważnych kolarzy w 2-gim sektorze). W końcu tracę kontakt wzrokowy z Marcinem, ale Michała kontroluję. Jedziemy momentami bardzo blisko siebie. Przed bufetem, na ściance, zarzuca mnie trochę w prawo i muszę podejść. Tracę do niego kilkaset metrów, ale po chwili to odrabiam, bo wpierw ja wciągam żela (na jednym z nielicznych prostych odcinków), a później on coś konsumuje. W końcu dojeżdżamy do strumienia, który przekraczaliśmy w zeszłym roku. Różnica jest taka, że woda jest znacznie wyższa, prawie do połowy uda :-) Końcówka pętli to olbrzymia ilość k-dołków, czyli dziur, korzeni, hopek. Pomimo dalszej bardzo mocnej jazdy czuję, że prędkość jest dość niska i dodatkowo zakwaszam mięśnie.

Na drugą pętlę wjeżdżam trochę osłabiony. Taka trasa nie jest w moim stylu (nawet nie ma kiedy wypić i zjeść), raczej preferuję długie górskie podjazdy. Przez jakiś jeszcze czas widzę Michała, ale w końcu i jego gubię. Na szczęście rozkręcam się w okolicy 1/3 drugiej pętli, bo tam jest trochę równiej i nogi puszczają. Od tego momentu jadę właściwie w trupa, z nadzieją na dogonienie jeszcze kilku zawodników. Udaje się przegonić chyba dwóch. Kilometr przed metą wpadam w głęboką kałuże, tak że zamaczam przednią tarczę hamulca :-) Na szczęście nie tracę miejsca, ale odczuwam, że było bardzo blisko złapania skurczu. Na metę wjeżdżam konkretnie zmęczony, chyba w tym roku tak mocno jeszcze nie było :-)

Klosiu 2:14 - standardowe 20 minut
Josip 2:24
Jakub 2:28 - sporo przede mną, kolejnym razem trzeba będzie powalczyć :)
Biniu 2:28
Michał 2:31 - było blisko, tylko 2 minuty. Pozycja lepsza od mojej, ale punktów do drużynówki nie było (brak wybranego teamu)
Marc 2:33
Zibi 2:35 - oj, czuję oddech :)
Maks 2:41 - niewielka strata jak na to co narzekał :-)

Z wyniku jestem zadowolony, dostarczyłem kolejne punkty do drużynówki i poprawiłem czas z zeszłego roku. Szczytu formy chyba nie mam, bo przy tak mocnej jeździe myślałem, że będę wyżej w stawce :) Albo po prostu inni mają większy progres w tym sezonie, niż ja ;)


52.60 km 35.00 km teren
02:31 h 20.90 km/h
Max:39.53 km/h
HR:136/164 73/ 88%
Temp:20.0, w górę:370 m

WPN samotnie

Piątek, 28 czerwca 2013 · dodano: 28.06.2013 | Komentarze 3

Piątek miałem wolny od pracy i po wyprawieniu rodziny na wyjazd wsiadłem na rower wcześniej niż zwykle, bo o 14.30. Przez nadwarciański, który jest co raz bardziej zalewany przez Wartę, dojechałem do gór puszczykowskich, na których chwilę poćwiczyłem podjazdy.

Dalej zrobiłem przeskok w stronę Osowej żółtym szlakiem koło Jarosławieckiego i Góreckiego. Chciałem poszukać fajnych zjazdów na singlu wokół tego drugiego, ale nic godnego uwagi nie znalazłem.

Na Osowej zjechałem sobie raz trasą downhillową i chciałem jeszcze raz poszaleć, inną ścieżką, ale przy próbie podjazdu wpakowałem się w takie krzaki, że mi się odechciało.

Fajny wypad, szkoda, że samotnie, ale o tej porze ciężko kogoś na rower znaleźć. A WPN w ciągu dnia jest zupełnie pusty. Jednak w trakcie tygodnia ludzie targną do niego dopiero po pracy :)

Przetarcie przed Lubrzą zaliczone. W niedzielę pojadę z założeniem mocnego treningu, bo po trzech dniach zaczyna się Adventure. Mam też nadzieję na dołożenie swoich punktów w walce o dobrą pozycję w teamowej generalce.
Kategoria 51 - 100 km


57.00 km 0.00 km teren
02:35 h 22.06 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:, w górę: m

Praca

Poniedziałek, 24 czerwca 2013 · dodano: 28.06.2013 | Komentarze 0

Dojazdy przez cały tydzień. Wtorek i środa były dość ulewne, więc do pracy pojechałem autem (fuj).
Kategoria Do pracy


107.24 km 1.50 km teren
03:32 h 30.35 km/h
Max:49.39 km/h
HR:140/162 75/ 87%
Temp:30.0, w górę:280 m

Wildecka Ustawka Szosowa

Czwartek, 20 czerwca 2013 · dodano: 20.06.2013 | Komentarze 2

Na kolejną ustawkę szosową na Dolnej Wildzie przyjechał tylko Josip. W planach było dojechanie do Śremu, więc szybko skierowaliśmy się na południe. Do Mosiny dojeżdżamy przez Wiry i Puszczykowo, w tempie dość spokojnym, sporo czasu poświęcając na pogaduchy, bo dawno się nie widzieliśmy.

Za Mosiną jedziemy trochę na wschód do Krajkowa. Tam zaliczamy krótki odcinek przełajowy, ale jednak decydujemy się na nawrót, bo do asfaltu jest za daleko. W końcu odnajdujemy zgubione Żabno i przez Górę dojeżdżamy do Śremu. Tam mnie konkretnie odcina. Jest godzina 20, ale temperatura wciąż w okolicach 30 stopni. Ciężka głowa nie pozwala szybko jechać i zostaję z tyłu za Wojtkiem. Doganiam go w Śremie koło sklepu, gdzie robimy postój na dużą ilość picia.

Trochę zregenerowani i już przy znośnej temperaturze (~25) jedzie się nam znacznie lepiej, a także humory się poprawiają. Przez Czmoniec i Radzewo dojeżdżamy do Kórnika, by stamtąd przez Koninko wrócić do Poznania, nad którym już zrobiło się prawie zupełnie ciemno.

Dla nas obu to swoisty rekordzik - przekroczona setka w dniu po pracy :)


55.00 km 0.00 km teren
02:30 h 22.00 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:, w górę: m

Praca

Poniedziałek, 17 czerwca 2013 · dodano: 25.06.2013 | Komentarze 0

Dojazdy do pracy przez cały tydzień.
Kategoria Do pracy


35.26 km 20.00 km teren
03:20 h 10.58 km/h
Max:61.14 km/h
HR://%
Temp:20.0, w górę:1400 m

Rozjazd na Śnieżkę

Niedziela, 16 czerwca 2013 · dodano: 19.06.2013 | Komentarze 2

Po maratonie przyszedł czas na rozjazd, jeśli tak można nazwać wjazd na Śnieżkę :-)

Wstaliśmy o świetnej porze, przed 5 i po szybkim śniadaniu wyruszyliśmy. Pogoda zapowiadała się rewelacyjna, a Karpacz przywitał nas niesamowitym klimatem zaspanego jeszcze miasta. Fajnie kontrastowało to z dniem poprzednim, gdzie w mieście kręciło się sporo osób głównie związanych ze startem w maratonie.

Pod Wang dojeżdżam chwilę po Klosiu i JP. Na miejscu czekamy jeszcze na Zbycha i po obniżeniu ciśnienia w oponach ruszamy na ciężki, kamienisty odcinek. Nogi czuję po wczorajszym maratonie, ale nie jest źle i wjeżdżam w dość dobrym tempie. Kamienie nie przeszkadzają tak jak to zapamiętałem z podjazdu w 2009 roku, kiedy to startowałem w uphillu. Podjazd może nie należy do bardzo przyjemnych, ale widoki wszystko rekompensują. Również zmieniająca się przyroda jest ciekawym zjawiskiem. Najpierw jedzie się wśród drzew, a na wysokości 1200-1300 wyraźnie zmienia się otoczenie i zostają już tyko krzaki :-) Końcówka to otoczenie istnie księżycowe - same kamienie, szarość i brak jakiejkolwiek roślinności.

Na samym końcu jest bardzo stromo, nachylenie pewno dochodzi do 20%, ale z super dopingiem Klosia daję radę całość wjechać :-)

Po krótkim czasie wjechał Marc. Świetny ma doping :) © JPbike


Na górze szybko robi się zimno, ubieramy się w zabrane Gamexy i czekamy na Zbycha. W międzyczasie witamy się z parą biegaczy (fajny widok jak człowiek stoi na górze, a z dołu nadbiega! babka ~K4).

Powrót do noclegowni układamy przez Okraj. Najpierw Czarna Kopa, koło której praktycznie nie da się jeździć rowerem, ale później bardzo stromym asfaltem. Chyba ten na Karkonoskiej ma sporą konkurencję :) Mała Upa zostaje wybrana jako miejsce do uzupełnienia płynów w postaci czeskiego browara. Po powrocie do Polski zjeżdżamy Tabaczaną Ścieżką, która okazuje się bardzo techniczna, ale radzę sobie na niej nieźle. Chociaż w zeszłym roku na maratonie zjeżdżałem więcej. Ktoś ją po prostu utrudnił :)

Technikę zjazdową zawsze trzeba ćwiczyć © JPbike


Świetne zakończenie weekendu w górach :-)



74.97 km 55.00 km teren
06:06 h 12.29 km/h
Max:53.63 km/h
HR:148/171 80/ 92%
Temp:23.0, w górę:2650 m

MTB Marathon Karpacz

Sobota, 15 czerwca 2013 · dodano: 18.06.2013 | Komentarze 8

Przed kolejnym startem w maratonie z cyklu MTB Marathon czułem stres jakby to był mój pierwszy wyścig :-) Tak działa myślenie o trudnej trasie, dodatkowo nakręcane przez autorów trasy na forum organizatora. Ale jest to fajne uczucie. Przed żadnym innym maratonem nie ma tylu informacji co nas będzie czekać i nie ma filmików jak wyglądają najtrudniejsze zjazdy.

Do szkoły w Ściegnach przyjeżdżamy w piątek (we czterech - Klosiu, Zbychu Maks, a JP już jest na miejscu), ale dość późno. Po dużej porcji makaronu idę zaraz spać, wstaję po siódmej - przydałoby się trochę więcej spania. Kolejne napakowanie się kaloriami, czekanie na Zbycha i jedziemy do Karpacza. Na stadionie ludzi mało, spotykam kilku znajomych i wchodzimy z Klosiem do trzeciego sektora. Przed nami Zbyszek, za nami Dave, w sektorze dalej Duda.

Start to powrót do korzeni, czyli podjazd asfaltem pod Wang. Jadę spokojnie, bo sporo do przejechania. Swoje miejsce znajduję raczej z tyłu stawki za Dawidem i Zbyszkiem. Tasuję się chwilę z Zibim, ale na szczyt wjeżdżam kilka pozycji za nim. Po chwili wjeżdżamy w teren, trochę zjazdu i po chwili ciężki terenowy podjazd. Na nim mijam teamowego kolegę i więcej na trasie już go nie spotykam. Zaczynam się po mału rozkręcać, na podjazdach jadę mocniej, zyskuję pewność siebie na zjazdach. Zjazd do Borowic wychodzi mi całkiem sprawnie, chyba lepiej niż w zeszłym roku. Pomaga z pewnością szersza kierownica.

Trochę deptania też było © Sufa


Przy pierwszym bufecie spotykam Wojtka Wiktora. Pierwsza myśl, co on tutaj robi, powinien być kilkadziesiąt pozycji wyżej. Okazuje się, że zdecydował się wycofać, bo bardzo słabo mu się jechało. Bardzo fajny gest z jego strony, bo oddaje mi swoje żele.

Gonię Jarka Wójcika, po tym jak się wywalił i pomogłem mu zawiązać ranę chustą © mugfull


Kawałek dalej doganiam Dave'a. Na zjazdach radzi sobie całkiem nieźle. Sam nie szaleję, więc dłuższą chwilę jedziemy razem i szybko mija czas, bo trochę dyskutujemy o trudności trasy. Zostawiam go na odcinku trzech ciężkich ścianek, które kosztują sporo sił. Ale za nimi czeka nas super zjazd z sześcioma wykrzyknikami :-) Nie ma na nim wielu przeszkód (kamieni, korzeni), ale jest bardzo stromy. Udaje się cały zjechać schodząc mocno za siodełko. Frajda niesamowita, banan sam pojawia się na twarzy :)

Dalej czeka nas droga na Dwa Mosty i za nią zjazd, ciężki, bardzo techniczny, najeżony ostrymi kamieniami. Trochę sprowadzam, ale jakoś w końcu decyduję się na zjazd. Na jednym z kamieni nie utrzymuję kierownicy i robię typowe OTB, na szczęście przy niskiej prędkości. Ląduję na rękach i na mostku (tym w klatce piersiowej!), więc trochę mnie zatyka. Po chwili łapię oddech i już trochę spokojniej, ale ostatecznie znowu na rowerze kończę zjazd.

Kolejny odcinek przebiega w okolicach Zachełmia. Tam oddaję swoją dętkę zawodniczce z OSOZ-a, która jest z tego bardzo zadowolona, bo nie udało jej się skorzystać z dętki 29 cali teamowego kolegi. Doganiam też Kasię Galewicz. Zastanawiam się czy wynika to z mojej dobrej jazdy, czy z jej słabszego dnia ;-) Dojeżdżamy do stromej łąki w słońcu, gdzie przez parę minut trzeba się porządnie namęczyć, by wciągnąć rower na asfalt, gdzie jest kolejny bufet. Wypijam carbo drinka, ale zaraz popijam go wodą, by zabić kiepski smak ;) Żele już mnie trochę męczą, bo wciągam ich sporo (swoich i Wojtka Wiktora).

Trasa biegnie dalej w górę i dół, ciężkimi zjazdami, a ja zaczynam się już gubić gdzie co jest :) Chyba najpierw dojeżdżam do zjazdu szlakiem po koszmarnej ilości korzeni, opisanego przez JP. Pierwsza połowa zupełnie nie do zjechania, potem jest trochę lepiej. W końcu dojeżdżamy do kolejnego bufetu i połączenia trasy z dystansem mega. Przy bufecie gęsto, nie ma jak się napić i coś zjeść :) Biorę co się uda i zabieram się za wyprzedzanie sporej ilości zawodników. Po chwili pojawia się koszulka Goggle, to Maks. Narzeka na zbity kciuk, więc zostawiam go za plecami i jadę swoje, by po dłuższej chwili dojechać do świeżutkiego asfaltu, ale bardzo stromego. Tam zaczynam czuć, że jednak jechałem trochę za mocno i pojawiają się pierwsze objawy skurczów. Na najbardziej stromych odcinkach tej drogi muszę prowadzić, ale nie tracę dużo, bo każdy tam jedzie wolno. Po zakończeniu asfaltu skręcamy w lewo w trudny kamienisty zjazd, w sporych odcinkach z buta, trochę przez blokujących megowców, ale nawet na pustej ścieżce by było ciężko. Na dole czeka na nas Droga Chomontowa, która mija mi lepiej niż poprzednio asfalt.

Końcówka maratonu to powtórzony fragment z początku wyścigu, kilka kolejnych technicznych zjazdów i ostatni podjazd na górkę, z której zjeżdża się agrafkami (1/3 zaliczone). Ostatnia łąka, drop z kamieniami (z buta) i upragniona meta.

Wyniki:
Klosiu – 5:23:20
JP – 5:42:58
Marc – 6:04:49
DaVe – 6:23:53
Duda – 7:37:40
Zbychu – 7:47:52

Do Klosia tracę mniej więcej tyle co zwykle, czyli start udany :-) Technicznie jest nieźle - sporo z buta, ale jednak to najtrudniejszy maraton sezonu. Ale najważniejsza jest frajda, która w takiej ilości nie pojawia się na żadnym innym maratonie. Karpacz to obowiązkowy start w każdym roku - utwierdzam się w tym po raz kolejny :-)

Poprawa do zeszłego roku jest znaczna - około 2 km/h średnia wyższa :-) Jasne, mega w zeszłym roku to była maksymalna trudność, na krótkim odcinku, ale i tak zaskakuje mnie taka poprawa :)

Należy również dodać, że po raz kolejny punktowałem do generalki teamowej i między innymi dzięki mnie (hehe) jesteśmy na siódmej pozycji, mimo że mamy 0 punktów z Krynicy. Co ciekawe w Złotym Stoku zebrałem tylko odrobinę więcej punktów niż w Karpaczu, a właściwie ciężko ze sobą porównać trudność tych maratonów.

Z niecierpliwością czekam na Karpacz 2014 :)


29.50 km 20.00 km teren
01:21 h 21.85 km/h
Max:43.67 km/h
HR://%
Temp:23.0, w górę:210 m

Góry Puszczykowskie

Wtorek, 11 czerwca 2013 · dodano: 11.06.2013 | Komentarze 5

Trzeba było rozruszać siebie i rower. Noga kręci ładnie, w sobotę w Karpaczu powinno być dobrze. Rower także wychodzi na prostą. Suport korby wyglądał na załatwiony, ale po kilku depnięciach wrócił do formy (kręci się prawie jak przed Trophy). Klosiu miał (znowu) rację :-)

A trasa to nadwarciański (2 miejsca zalane) i Góry Puszczykowskie w których znalazłem jeden dodatkowy zjazd, który był na maratonie w Mosinie, a jakoś do tej pory nie mogłem go odszukać. Jest i zdjęcie z niego:

Zjazd rynną w Górach Puszczykowskie © Marc


Z tamtej okolicy widać także dość ładnie Poznań:

Widok na Poznań © Marc

Kategoria 21 - 50 km


78.50 km 0.00 km teren
03:40 h 21.41 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:, w górę: m

Praca

Poniedziałek, 10 czerwca 2013 · dodano: 14.06.2013 | Komentarze 4

Dojazdy przez cały tydzień.
Przed maratonem w Karpaczu zdecydowałem się na wymianę przednich klocków. Mogą się przydać :-)

Wymienione klocki © Marc

Kategoria Do pracy


8.42 km 0.00 km teren
00:49 h 5:49 km/h
Max: km/h
HR://%
Temp:, w górę: m
Rower:

Bieganie nad Wartą

Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 11.06.2013 | Komentarze 6

Bieganie z dawno niewidzianym Krzysztofem. Trasa dość standardowa, czyli po Dębinie i nad Wartą. Jedna ścieżka, ta najbliżej rzeki, zalana i trzeba było pobiec trochę wyżej.

Wypadało pójść na rower, ale góral jest niesprawny - korba praktycznie się nie rusza (Trophy rulez). Nastąpi więc pilna wymiana suportu, tak by w Karpaczu nie walczyć z dodatkowym oporem :-)
Kategoria W towarzystwie