Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Marc z miasteczka Poznań. Mam przejechane 42372.65 kilometrów w tym 12561.57 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Marc.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:632.34 km (w terenie 243.00 km; 38.43%)
Czas w ruchu:30:56
Średnia prędkość:20.44 km/h
Maksymalna prędkość:49.08 km/h
Suma podjazdów:4410 m
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:45.17 km i 2h 12m
Więcej statystyk
6.16 km 4.00 km teren
00:17 h 21.74 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:, w górę: m

Rozgrzewka

Sobota, 31 maja 2014 · dodano: 31.05.2014 | Komentarze 0

Dopiero dzisiaj umyłem rower z karkonoskiego błotka, trochę się tego uzbierało na ramie ;-)
Po zmianie łańcucha poczyściłem trochę napęd i sprawdziłem, czy wszystko dobrze chodzi na najbliższych ścieżkach koło domu, czyli na Dębinie.
Jutro maraton w Złotowie. Lekko nie będzie. Swojej siły upatruję w świeżości ;) I powinno być dobrze na technicznych fragmentach.

Kategoria 0 - 20 km


40.00 km 0.00 km teren
01:50 h 21.82 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:, w górę: m

Praca

Poniedziałek, 26 maja 2014 · dodano: 31.05.2014 | Komentarze 0

Cztery dojazdy. 
Kategoria Do pracy


56.38 km 45.00 km teren
04:40 h 12.08 km/h
Max:49.08 km/h
HR://%
Temp:, w górę:2080 m

MTB Marathon Karpacz

Niedziela, 25 maja 2014 · dodano: 29.05.2014 | Komentarze 5

Na końcówkę maja czekałem dość długo, bo w tym czasie miał się odbyć najfajniejszy maraton sezonu, czyli golonkowy Karpacz. Forma w tym roku niestety u mnie leży, więc zdecydowałem się na start na mega. Jedno co mnie zastanawiało od dłuższego czasu, to dlaczego tak wiele osób zrezygnowało ze startów w górach. I wśród znajomych i ogólnie widać mniejsze zainteresowanie. A na maratonach u Kaczmarka tłumy. Takie priorytety niektórych do mnie nie przemawiają :)

Do Karpacza dojeżdżam w sobotę z Mariuszem i Jackiem. Klosiu dochodzący do zdrowia nie startuje, ale plany ma ambitne: dłuższa trasa dająca zwiększenie wyczucia roweru na technicznych odcinkach. JP już tradycyjnie - jedzie giga. W sobotę niestety nie udaje nam się pojeździć, bo leje, ale za to niedziela wita nas świetną pogodą, słońce i niezbyt gorąco.

Przed startem mam okazję oglądać zaczynających gigowców oraz spotkać sporo znajomych. Od Ewy dostaję z powrotem dętkę, którą pożyczyłem jej z rok temu :) U Ktone mam okazję zobaczyć co to znaczy lekki rower, jego szokujący karbonowy chińczyk waży chyba z 9 kg. Gadam też chwilę z Młodzikiem startującym na mega.

W końcu ustawiam się w ostatnim sektorze i oczekuję startu. Nad zawodnikami unosi się kamerujący dron. Najwyraźniej u Golonki zawsze muszą być jakieś nowości :) Początek to podjazd asfaltem pod Wang, idzie dość dobrze i przesuwam się w okolicę zawodników z III sektora, bo mam Młodzika w zasięgu wzroku. Po wjeździe w teren okazuje się, że jest trochę ślisko, ale technicznie radzę sobie nieźle i zyskuję kilka pozycji na trudniejszych zjazdach. Mijam jednego gościa, który mocno się poobijał, ale pomoc już do niego została wezwana. Na jednym z szybszych zjazdów poprawiam poluzowany licznik, ale dość lamersko, bo mi wypada i muszę się zatrzymać, by go podnieść ;)

Podjazd/podejście pod Czoło daje w kość. Są odcinki trudne do wjechania, na przemian z krótkimi płaskimi fragmentami, więc trzeba często zsiadać z roweru, co męczy. W końcu trasa staje się trochę łatwiejsza i dojeżdżam do pierwszego bufetu, gdzie wciągam żela (przez jego głupie otwarcie nie mogłem tego zrobić w trakcie jazdy). Dalej jest już płynniej i jedzie mi się nieźle. Na zjeździe z Grabowca gubię pompkę (chyba pierwszy raz w życiu coś mi wypadło z tylnej kieszonki). Po szybkim jej znalezieniu niestety nie daję rady wsiąść na rower i muszę zbiegać na dół. Nagle widzę, że z góry jedzie gość, chyba trochę za szybko, bo ledwo kontroluje rower. Próbuję się usunąć najbardziej jak mogę, ale lekko zachacza o rękaw i leci przez kierownicę. Wstaje jednak dość szybko, więc chyba duża krzywda mu się nie stała.

Kolejny fragment częściowo pamiętam z Bike Adventure i z zeszłego roku. Jest m.in. bardzo stroma ścianka do szosy przy Borowicach, która poprzednim razem nie wydawała mi się bardzo trudna. Teraz jednak musiałem sprowadzać, a także przepuścić dwóch gigowców, którzy jechali ślizgowo :) Na jednym z podjazdów spotykam Klosia, zamieniamy kilka słów i jadę dalej do drugiego bufetu, przy którym w zeszłym roku był wjazd na pętlę giga. Mija mnie Zbyszek Wiktor jadący na giga, jest bardzo mocny w tym sezonie.

Po kilku kilometrach dojeżdżam do najdłuższego podjazdu trasy, czyli Drogi Chomontowej. Jest ciężko, w głowie przewijają się myśli, po co człowiek tak się męczy, ale motywacji dodaje mi fakt doganiania zawodników. Inni radzą sobie gorzej, więc moc przybywa ;) Jeżeli ktoś mnie wyprzedzał, to może z dwóch gigowców. Sam zyskałem kilka pozycji. Na końcu jest za to najlepszy zjazd maratonu: "odkryty" w zeszłym roku zjazd żółtym z tysiącem strzałek pokazujących którą wybrać trasę pomiędzy dzrzewami, korzeniami i kamieniami. Pomimo zjechania może 75% i zaliczeniu jednego obtarcia na łokciu frajda była niesamowita. Na takie zjazdy człowiek czeka i trenuje cały rok :)

Końcowe kilometry to częściowo powtórzony fragment przy bufecie nr 1 i zjazd z Czoła - dość szybki, ale wymagający sporo uwagi. Tego typu odcinki nie są moją mocną stroną, bo lepiej czuję się na trudniejszych, ale wolniejszych zjazdach. Później już "tylko" podjazd na Karpatkę, gdzie niestety mnie już odcina. Tracę kilka pozycji, w kilku miejscach butuję, na agrafkach przegrywam 1:2.

Butowanie przy agrafkach
Butowanie przy agrafkach © Marc

Na metę dojeżdżam zmęczony, ale zadowolony. Uczucie ukończenia maratonu w górach jest zupełnie inne niż "zwykłego" ścigu po płaskim. Tutaj jest bardziej epicko, z uczuciem wykonania dużego zadania :)

Wynik bez rewelacji, podobnie do moich startów z przed dwóch lat na mega u Golonki. Ale czas miał drugorzędne znaczenie, bo ilość frajdy zrekompensowała słabszą formę.


8.87 km 4.00 km teren
00:25 h 21.29 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:28.0, w górę: m

Cytadela

Środa, 21 maja 2014 · dodano: 21.05.2014 | Komentarze 8

Po pracy wsiadłem na górala z zamysłem zrobienia kilku mocniejszych podjazdów na Cytadeli oraz przyzwyczajenia się do upałów, które przyszły nagle i niespodziewanie.

Nad Wartą sporo ludzi, więc ostrożnie, ale w miarę szybko. Po dojechaniu na Cytadelę zaliczyłem jeden ostry zjazd, ale na drugim coś dziwnego zauważyłem z łańcuchem... A konkretnie to z przerzutką:

Nienaturalna pozycja haka
Nienaturalna pozycja haka © Marc

Trening nie wyszedł, rower do serwisu zabiorę jutro i sprawność powinna zostać szybko przywrócona. Może dobrze, że nie przytrafiło się to na zbliżającym się niedzielnym maratonie w Karpaczu ;)
Kategoria 0 - 20 km


59.00 km 0.00 km teren
02:45 h 21.45 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:, w górę: m

Praca

Poniedziałek, 19 maja 2014 · dodano: 24.05.2014 | Komentarze 0

Nawet rano jest ciepło jak się jedzie do pracy :)
Kategoria Do pracy


55.41 km 0.00 km teren
01:50 h 30.22 km/h
Max:41.89 km/h
HR://%
Temp:17.0, w górę:135 m

Zachodnia pętelka

Niedziela, 18 maja 2014 · dodano: 18.05.2014 | Komentarze 2

Chciałem kręcić już od rana, ale 1) Josip odpisał, że chętnie pokręci jak wpadnę do... Barcelony 2) zaczęło padać. Siedziałem więc w domu i czekałem na poprawę pogody. Na szczęście po południu zaczęło wychodzić słońce i dzięki temu przeschły asfalty. Ruszyłem więc na zachodnią pętlę (przez Dopiewo). Momentami mocno wiało, ale dzisiaj mi to nie przeszkadzało, bo jechałem na twardym przełożeniu trenując siłę. Weszło w nogi :)
Kategoria 51 - 100 km, Szosa


73.00 km 0.00 km teren
03:20 h 21.90 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:, w górę: m

Praca

Poniedziałek, 12 maja 2014 · dodano: 16.05.2014 | Komentarze 0

Trochę się uzbierało w tym tygodniu, bo miałem dojazdy do mechanika.
Po Pniewach nogi bolały prawie 4 dni, dawno tak nie miałem ;)
Kategoria Do pracy


22.65 km 22.00 km teren
01:44 h 13.07 km/h
Max:35.06 km/h
HR://%
Temp:15.0, w górę:460 m

XC Pniewy

Niedziela, 11 maja 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 10

Mój debiut w wyścigu XC, to chyba nie dla mnie, ale o tym za chwilę.

Na miejsce dojeżdżam sporo przed czasem, formalności załatwiam błyskawicznie i w drodze do samochodu spotykam Olę od Josipa i po chwili także jego, jak wymienia dętkę po wczorajszej jeździe. Rozmawiamy chwilę jak to fajnie są zorganizowane takie zawody w porównaniu do maratonów: wszystko w jednym miejscu, dzięki temu atmosfera MTB jest znacznie "gęstsza", a kibicie nie mogą narzekać na nudę. Po chwili ubieramy się w stroje kolarskie i jedziemy na rekonesans trasy.

Zaskakują nas dwa małe ogródki kamienne, a przejeżdżamy je dopiero patrząc jak inni to robią. Kolejnym fajnym elementem jest zjazd po przewalonych drzewach: 3 dropy krótko po sobie i na koniec drzewna tarka. Adrenalina zaraz skacze do góry :) Na drugiej połowie trasy też nie jest nudno: kolejne dropy (szczególnie drugi bardzo wysoki) i na koniec większy ogródek kamienny, który za pierwszym razem odpuszczam. Żeby było ciekawie wywalamy się z Josipem na tym samym zakręcie, gdzie leżało sporo błotka. Amatorzy z nas ;)

Przychodzi czas startu i rodzinna atmosfera, gdy sędzia główny wyczytuje zawodników po imieniu. Ja zostaję ustawiony daleko z tyłu. Startujemy w pełnym ogniu, ciasnocie i wysokim tętnie. Kilku wyprzedzam, ale tak na prawdę ciężko ogarnąć, ile mnie w tym czasie minęło. Na pierwszym podjeździe atakuję z lewej i zaraz.... leżę ;) Ktoś umieścił tam wredny skośny korzeń i nie było szans się wyratować. Strata kilku pozycji i ląduję chyba w ostatniej trójce stawki (ooodwróć tabelę, zobaczysz Maaarca na czele...).

Biorę się do pracy i za wyprzedzanie. Na podjazdach pojedyncze osoby, na technicznych sekcjach podobnie (rywale omijali dropy objazdami). Najdłuższy podjazd w pierwszej połowie pętli wjechany, a jeden co dawał z buta został za mną. Dojeżdżam w okolicę startowej łąki i uśmiecham się do znajomych (Ola z dzieciakami oraz Jurek z Buku). Końcówka pętli to gonienie kolejnych osób. Mocne postanowienie przejechania tych kamieni na końcu pętli, ale niestety zostaję przyblokowany - gość przede mną zerwał łańcuch i być może jeszcze sobie krzywdę zrobił lądując na kierownicy (ała).

Na drugą rundę wjeżdżam samotnie, nie sądziłem że tutaj będzie jak na maratonach, gdzie podaje się samemu. Nic wyjątkowego się nie dzieje, tylko nie udaje mi się zaliczyć długiego podjazdu, bo trochę rower uciekł w krzaki, natomiast kamienie są pełnym sukcesem. Na trzeciej rundzie zaczynam czuć konkretnie nogi, coś jakby mini skurcze. Ale cisnę podobnie jak wcześniej. Gorzej, że słyszę komentatora, który wspomina o wieku Pawła Bobera (45 l.), czyli musi już być blisko za mną. Potwierdza się to w połowie pętli - jestem zdublowany. Chyba jechał dwukrotnie szybciej ode mnie. Morale lekko siada, ale resztę trasy przejeżdżam nie wolniej niż wcześniej. Mija mnie jeszcze drugi zawodnik, ale do lidera chyba miał 2-3 minuty straty. Dojeżdżam na metę jako pierwszy z Gogglowców :P

No cóż, z wyniku nie mogę być zadowolony, bo jednak nie mam siły na zawody tego typu. Do poprawy, aby nie mieć dubla brakuje bardzo dużo, wielu godzin spędzonych na trasach typu Morasko lub Cytadela. Mimo to podobało mi się, głównie przez tą super atmosferę kolarstwa górskiego.

Z drużyny najlepszy okazał się Jacek (pomimo jazdy giga w Złotym Stoku poprzedniego dnia!), a Josip przyjechał kilka minut po nim. Krzychu startował godzinę po nas i widzieliśmy tylko emocjonujący start (utrzymywał się w okolicach 20-tej pozycji).

Przed powrotem do domu miałem okazję przetestować Grand Canyona w rozmiarze S, bo producent robił fajną prezentację swoich rowerów. Co tu dużo mówić: nie porwało mnie. Pomimo odwróconego mostka (dość krótkiego) siedzi się jak na miejskim rowerze i sylwetce daleko do sportowo-pochylonej pozycji. Duże koło wybiera nierówności fajnie, ale na pewno trzeba by się przyzwyczaić do tego, że się siedzi kilka centymetrów wyżej niż na 26-tce. Póki co wysłużony Scott to najlepsze rozwiązanie :)


53.99 km 35.00 km teren
02:39 h 20.37 km/h
Max:39.19 km/h
HR://%
Temp:18.0, w górę:460 m

Morasko

Czwartek, 8 maja 2014 · dodano: 08.05.2014 | Komentarze 3

Podczas powrotu z pracy do domu odebrałem telefon od Josipa - jedziemy na MTB. W domu szybkie złapanie kalorii i dojazd na Słowiańską terenem nad Wartą (z wiatrem w plecy, więc prędkości powyżej 30 km/h utrzymywałem z łatwością). Wojtas zaproponował wpierw dojazd do Radojewa fajną ścieżką wzdłuż rzeki. Bardzo podobał mi się ten odcinek, można było potrenować wysokie prędkości na zakrętach.

Po chwili dojechaliśmy na maratonowy podjazd w Radojewie - tam Josip porobił mnie jak przedszkolaka. Humoru nie poprawiły fanki machające z za szyby ;) Na Morasku zrobiliśmy podobną pętlę jak ostatnio, chociaż było kilka nowych miejsc. Brakuje tylko połączenia tego wszystkiego w jedną całość, bo jednak momentami błądziliśmy. Mnie szybko zaczęło brakować sił, to chyba jeszcze przez mocny trening w niedzielę i poniedziałek.

W drodze powrotnej spotkaliśmy niesamowity tłum na pętli na Sobieskiego, chyba była impreza na UAM-ie. A że w grupie dominował pierwiastek żeński, to skończyły się tematy rowerowe ;)

Niedaleko domu zmoczył mnie lekko deszczyk.


48.91 km 25.00 km teren
02:26 h 20.10 km/h
Max:40.94 km/h
HR://%
Temp:15.0, w górę:300 m

Cytadela jako przewodnik

Wtorek, 6 maja 2014 · dodano: 07.05.2014 | Komentarze 4

Koledzy Krzysztof i Paweł chcieli przejechać się ze mną na rowerze i obejrzeć jak wygląda Cytadela od strony MTB. Po wczorajszym mocnym treningu tego typu jazda jak najbardziej mi odpowiadała i z przyjemnością pokazałem najciekawsze ścieżki pętli (którą wcześniej mi pokazał Josip).

Chłopacy radzili sobie bardzo dobrze, a trzeba zauważyć, że nie jeżdżą w SPD-ach. Odpuścili tylko na dwóch zjazdach, ale to żaden wstyd :) Zjazd z amfiteatru ich miło zaskoczył. Po drodze spotkaliśmy Krzycha, który ostro trenował, widać bojowe nastawienie na niedzielny wyścig w Pniewach.

Rozjazdowo zaproponowałem trasę Rusałka-Strzeszynek-Kiekrz. Po drodze najedliśmy się sporej ilości owadów. Powrót już po zmroku.