Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Marc z miasteczka Poznań. Mam przejechane 42372.65 kilometrów w tym 12561.57 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Marc.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:6039.37 km (w terenie 4952.59 km; 82.01%)
Czas w ruchu:372:00
Średnia prędkość:16.23 km/h
Maksymalna prędkość:69.57 km/h
Suma podjazdów:102888 m
Maks. tętno maksymalne:177 (95 %)
Maks. tętno średnie:160 (86 %)
Liczba aktywności:92
Średnio na aktywność:65.65 km i 4h 02m
Więcej statystyk
110.00 km 105.00 km teren
04:49 h 22.84 km/h
Max:48.42 km/h
HR://%
Temp:30.0, w górę:800 m

MTB Marathon Murowana Goślina - Giga

Niedziela, 4 lipca 2010 · dodano: 05.07.2010 | Komentarze 5

Na pierwszy start w Giga zdecydowałem się po udanej jeździe w MTB Trophy i szybkim występie w Międzygórzu.
Namówiłem Kaza i rzuciliśmy się na płaski, ponad stukilometrowy etap przez Puszczę Zielonkę.
Początek etapu przesunięto na 10.10. Sam start dość dziwny, ponieważ widziałem pierwszy balon. Odmienne uczucie, gdy zawsze stoi się bardziej z tyłu, za setkami zawodników.
Po starcie tempo szybkie, ale nie aż takie jak w Mega. Piasek przed szosą udaje się przejechać bez większych problemów, głównie dzięki braku tłumu.
Po wjechaniu do lasu trzymamy wysokie tempo z Kazem, aby nie stracić kontaktu z mocnymi zawodnikami. Momentami zasuwamy po 32-33, w gęstym lesie, gdzie nie widać nic oprócz koła poprzedzającego zawodnika - świetne uczucie :-)
Po około 20 km mijam Jacka, który pechowo złapał kapcia.
Za pierwszym bufetem robi się bardziej pusto. Jedziemy na zmiany z Kazem, po 1 km na czele. Na 2 bufecie spotykam Maksa, zauważam pędzącego Jacka, który odrabia straty i porywam żela (swojego jednego już spożyłem).
Kolejne kilometry mijamy z Kazem, aż do momentu, gdy łączymy się w grupę pięcioosobową m.in. ze wspomnianym Maksem. W tej grupie zmierzamy w kierunku ostatniego bufetu ulokowanego pod Dziewiczą Górą. Tempo delikatnie niższe, bo każdy już czuje przejechane kilometry. Mijamy pierwszych zawodników z dystansu Mega. Na bufecie uzupełniamy płyny i zjadamy co się da. Maks i reszta uwijają się szybciej i uprzejmie pytają, czy na nas czekać. Ruszamy jednak osobno, z małym opóźnieniem, ale po chwili mijamy się na podjazdach. Przy drugim wjeździe na Dziewiczą wyprzedzam Maksa, który ma problemy z małą tarczą z przodu. To co zyskałem na podjeździe przed Kazem, tracę na Kilerze - obaj zjeżdżamy prawą stroną, Kaz najwyraźniej bez użycia hamulców ;-)
Ostatnie kilometry jedziemy podobnym tempem jak przed Dziewiczą, aby nie stracić wywalczonych pozycji. Nikt nas nie dogania, my mijamy pojedynczych zawodników (m.in. Joasię Jabłczyńską, dystans Mega). Przed samą metą ciśniemy, aby zyskać jedną pozycję, bo mijamy jednego gigowca.

Podsumowując: zadowolenie olbrzymie, pierwsze Giga u Golonki ukończone. Aż chce się więcej. Na Giga w górach jeszcze przyjdzie czas, może pod koniec bieżącego sezonu.
Drugim założeniem (poza ukończeniem) było zmieszczenie się w 5 godzinach - udało się, o całe 30 sekund :-)
Dzięki wszystkim z kim udało mi się współpracować tego dnia i do zobaczenia w Głuszycy.

Open 114/133 (85% stawki)
M2 37/39
Współczynnik do najlepszego 0.71 -> 356 pkt.


48.18 km 43.00 km teren
04:02 h 11.95 km/h
Max:62.26 km/h
HR://%
Temp:15.0, w górę:1700 m

Powerade Suzuki MTB Maraton Międzygórze

Sobota, 19 czerwca 2010 · dodano: 21.06.2010 | Komentarze 0



Tutaj początek zjazdu ze Śnieżnika - moja technika powala:


Open 256/404 - 63% stawki, do tej pory najlepszy wynik w górach.
M2 102/124

Oficjalny czas 4:02:22
Współczynnik do najlepszego 0.58 -> 291 pkt.


57.00 km 47.00 km teren
06:05 h 9.37 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:25.0, w górę:2000 m

Beskidy MTB Trophy. Dzień 4

Niedziela, 6 czerwca 2010 · dodano: 08.06.2010 | Komentarze 0

Przyjazd na metę po około 6 godzinach.

Początek etapu to standardowy odcinek asfaltowy. Po jednym kilometrze rozpoczynamy podjazd. Ja na z góry upatrzonej pozycji (ostatnia dziesiątka). Mijają nas kolarzy szosowi. Ze względu na jazdę w pełnym słońcu robi się bardzo gorąco. Jak się okazuje jest to miejsce mojego największego kryzysu w ciągu tych czterech etapów. Na szczęście po kilkuset metrach asfalt się kończy i wjeżdżamy w bardziej otwarty teren, gdzie wiatr mnie trochę chłodzi. Trudności sprawia wjazd po olbrzymich, płaskich kamieniach.
Dalsza część to przejazd niezłymi drogami szutrowymi wokół Baraniej Góry.
Później rozpoczynamy podjazd na Skrzyczne - cel dzisiejszego etapu. W pierwszym fragmencie udaje mi się jechać. Na samym końcu, ze względu na duże ilości kamieni, schodzę i prowadzę rower pod górę.
Końcówka etapu to długi, ponad trzykilometrowy podjazd asfaltem. Okazał się on jednym z najcięższych w czasie całego MTB Trophy. Nogi po ciężkich czterech dnia były wyraźnie zmęczone i ciężko było utrzymać dobre tempo na tym sztywnym podjeździe. Dodatkowym obciążeniem była temperatura panująca tego dnia (około 25 stopni).
Po wjechaniu na szczyt pozostał już tylko zjazd do mety znanym szlakiem z bodajże drugiego dnia. Cały czas w lesie, miejscami asfalty. Na około 500 metrów przed metą trasa została delikatnie zmodyfikowana ze względu na zalegające błoto.
Dojazd na metę z bananem na twarzy :-D Radość z ukończenia niesamowita. Aż chce się tutaj wrócić w przyszłym roku.
Szybki rzut oka na wyniki, aby sprawdzić jak rozstrzygnął się znajomy, holenderski pojedynek i jak się okazuje Ken jednak pokonał Woutera i to o ponad 2 minuty. To on stanął na podium (trzecie miejsce w M3). Gratulacje!

Kategoria 51 - 100 km, Zawody


77.91 km 59.00 km teren
08:01 h 9.72 km/h
Max:53.27 km/h
HR://%
Temp:20.0, w górę:2750 m

Beskidy MTB Trophy. Dzień 3

Sobota, 5 czerwca 2010 · dodano: 08.06.2010 | Komentarze 0

Przyjazd na metę po około 8 i pół godzinie (50 minut przed limitem czasowym).

Tego dnia czekał nas najdłuższy etap z długim podjazdem na Wielką Raczę.
Przed "wisienką na torcie" tego dnia, czyli pięciokilometrowym podjazdem pod Wielką Raczą zatrzymałem się na bufecie, aby uzupełnić płyny, najeść się i wyczyścić łańcuch. Tak przygotowany ruszyłem pod górę. Jak się okazało trudnością tego podjazdu była głównie długość. Całość zajęła mi niecałą godzinę, z czego ostatnie 15 minut musiałem prowadzić rower. Powodem były mocno bolące plecy od ciągłej schylonej pozycji, która jest konieczna w czasie stromego podjazdu.
Na górze pozwoliłem sobie na krótki odpoczynek i wejście na wieżę widokową. Limit czasowy nie był aż tak straszny :-)
Zjazd z Wielkiej Raczy nie był bardzo trudny, ale męczący. Dość długie, szybkie odcinki, leżące gdzieniegdzie kamienie i korzenie.


68.90 km 52.00 km teren
07:05 h 9.73 km/h
Max:52.74 km/h
HR://%
Temp:18.0, w górę:2500 m

Beskidy MTB Trophy. Dzień 2

Piątek, 4 czerwca 2010 · dodano: 08.06.2010 | Komentarze 0

Przyjazd na metę po około 8 godzinach (1 godz. 20 minut przed limitem czasowym).


48.48 km 41.00 km teren
04:33 h 10.65 km/h
Max:53.27 km/h
HR://%
Temp:13.0, w górę:1800 m

Beskidy MTB Trophy. Dzień 1

Czwartek, 3 czerwca 2010 · dodano: 08.06.2010 | Komentarze 0

Ze względu na długi wyścig i bardzo duża liczbę podjazdów opiszę tylko te fragmenty, które utkwiły mi najbardziej w głowie. Ciężko przenieść "na papier" kilkadziesiąt godzin wrażeń :)
Wyników celowo nie podaję ;) Nie one były moim celem, a jedynie ukończenie tej czteroetapówki.

Początek MTB Trophy to dla mnie spore zaskoczenie zobaczenia wielkiego gimnazjum w Istebnej w którym nocowaliśmy. Widać, że wybudowano je niedawno, prawdopodobnie za pieniądze unijne.
Pobudka pierwszego dnia i zejście na śniadanie. Wyjątkowo smaczne i duże. Wciskam w siebie ponad miarę, chociaż apetyt i tak mam dobry. Jak się okaże to jedzenie dało sporo sił.
Start pierwszego dnia zaplanowany był na godzinę 12, więc czasu na przygotowania dość sporo. Okazja porobić zdjęcia i rozejrzeć się.
Ruszamy punktualnie w południe asfaltową drogą przez Istebną. Po krótkim czasie rozpoczyna się pierwszy podjazd, cały czas asfaltem. Momentami przewyższenie przekraczało 20, a może i 25%.
Po wjeździe na Wielki Stożek czekał nas czeski fragment - bardzo urokliwy, momentami szybki i praktycznie w całości przejezdny.
W ciągu tego dnia dwukrotnie miałem dość bolesne upadki. Na podjeździe przednie koło ślizgnęło się i upadłem na lewą piszczel. Niestety przez dość długi czas nie było ambulansu, aby przeczyścić ranę. Spotkałem go dopiero za połową, gdzie byłem już po drugim upadku na prawe kolano. W czasie czyszczenia ran Kaz porobił mi kilka fotek.
Końcówka tego etapu to jak się później okazało nieplanowany przez organizatora zjazd błotno-wodną ścieżką. Ponoć to miejsce tak rozmokło w ciągu jednego dnia. W celu oszczędzenia roweru w tym miejscu szukałem trasy alternatywnej przez las.
Przyjazd na metę po około 5 godzinach.


29.78 km 25.00 km teren
01:47 h 16.70 km/h
Max:65.85 km/h
HR://%
Temp:10.0, w górę:700 m

Skandia Maraton MTB Bielawa

Niedziela, 16 maja 2010 · dodano: 20.05.2010 | Komentarze 0

Będąc w Kotlinie Kłodzkiej podczas weekendu (Złoty Stok dnia poprzedniego) nie mogłem sobie odmówić startu w cyklu Skandia Maraton, który odbywał się tego dnia w Bielawie.
Jadąc do miasteczka podjęliśmy z Einsteinem decyzję, że startujemy w Mini, nogi wystarczająco bolały po Złotym Stoku ;) Opłata startowa to tylko 40 zł, za chip nie trzeba płacić, a dostaje się jeszcze gratisy.
Start jak zwykle o 11.00. Giga, Mega i Mini z przerwami dwuminutowymi. Pogoda była w porządku, jedynie silny wiatr przeszkadzał w utrzymaniu wysokiej temperatury ciała.
Pierwsza część to przejazd przez Bielawę asfaltem i próby chowania się za innymi zawodnikami. Po wjeździe w teren objazd zalewu z bardzo urokliwym widokiem na czołówkę maratonu. W dalszej części rozpoczyna się podjazd. Udaje się utrzymać dobre tempo, pomimo bolących nóg. Einstein zostaje lekko z tyłu.
Wjazd w okolice wzniesienia Trzy Buki nie okazuje się bardzo trudny. Poprzedniego roku męczyłem się na nim o wiele bardziej. Na zjeździe Ciemnym Jarem udaje mi się wyprzedzić kilka osób. Znam ten odcinek i wiem, że można się tutaj porządnie rozpędzić.
Na rozjeździe skręt lekko w lewo, w kierunku górki Kuczaba. Tutaj niestety nie udaje się wjechać - sporo błota i zmęczenie dają znać o sobie. Po tym fragmencie następują już praktycznie tylko zjazdy (przez Jodłownik i Ostroszowice do Bielawy). Przed Myśliszowem przedostatni podjazd, tym razem po asfalcie. Ostatni fragment to element XC na wzniesieniu Łysa Góra - tutaj także krótki spacer pod górę, ale na szczęście w szybkim tempie.
Dojazd do mety ze sporym zmęczeniem, ale nie wycieńczeniem jak dnia poprzedniego.
Einstein dociera po kilku minutach. Krótkie mycie rowerów (z problemami organizatora z prądem) i karkówka z grilla, na zakończenie tego bardzo udanego weekendu :)

Mini:
Open 96/199
M2 27/44
Czas 1:45:39


52.04 km 50.00 km teren
05:00 h 10.41 km/h
Max:62.83 km/h
HR://%
Temp:8.0, w górę: m

Powerade Suzuki MTB Maraton Złoty Stok

Sobota, 15 maja 2010 · dodano: 17.05.2010 | Komentarze 0

Patrząc na prognozy pogody zapowiadała się błotniska powtórka z zeszłego roku. Jak się później okazało trasa była w gorszym stanie, a kilometrów do przejechania więcej.
Ale zacznijmy od początku. Przyjazd do Złotego Stoku o 9 rano, przygotowania roweru i ubioru oraz okazja do zobaczenia jak startuje Giga. Następnie krótka rozgrzewka i ustawienie się w sektorach. Warto być trochę z przodu aby uniknąć przepychania w tłoku na pierwszych podjazdach.
Start o 11 i praktycznie od razu pod górę.

Numer startowy 86
Po kilku kilometrach widać jak wiele wody spadło w ostatnich dniach - trasy po prostu płyną. Pierwszy podjazd najdłuższy tego dnia, ale już on daje w kość. Nie jedzie się łatwo w takim grząskim terenie, momentami w strumieniu, ale udaje się wjechać bez schodzenia. Zjazdy śliskie i niebezpieczne, na dodatek w dużym tłoku. Na szczęście nie ma tylu kamieni ile w Karpaczu było.
Trasa nieustannie biegnie w górę lub w dół. Na zjazdach zdecydowanie pomaga nowy amortyzator. Na podjazdach też czuć większą lekkość roweru.
Lutynia to miejsce gdzie był drugi bufet. Jem i piję ile mogę, ponieważ za chwilę rozpoczyna się jeden gorszych podjazdów - na górę Borówkową. Początek przez polanę (od połowy na piechotę), później lasem (większość z buta) i dopiero później udaje się przejechać obok wieży widokowej.
Zjazd z Borówkowej idzie znacznie lepiej niż w zeszłym roku pomimo bardzo śliskiego gruntu. Jednak każdy kolejny maraton to poprawa techniki.
Udaje się nawet wyprzedzić kilka wolniejszych osób. Jednak to już trochę większa sztuka niż zjeżdżanie samotnie i przy jednej takiej próbie ląduję na ziemi. Wszystko przez wysoki korzeń na który nie wjechała tylna opona, tylko się na nim poślizgnęła.
Trzeci bufet mijam mając na liczniku już 36 km, a obsługa twierdzi, że zostało jeszcze 10 (gdzie tu zapowiadane 41?).
Końcowy fragment to przejazd w stylu XC przez las koło Białej Góry. Niestety większość z buta.
Dojazd na metę bardzo zmęczony i tak samo brudny, ale zadowolony. Ponownie zostałem zdublowany przez Jacka, ale tym razem udało mi się mu pogratulować świetnego wyniku w Giga.
Na koniec długie czekanie na jedzenie (sos bez makaronu, za to z chlebem) i mycie roweru.
Mega:
Open 280/390 (71% stawki)
M2 102/119
Czas 05:04:15.569
Współczynnik do najlepszego 0.56 -> 278 pkt.


54.76 km 45.00 km teren
04:55 h 11.14 km/h
Max:51.72 km/h
HR://%
Temp:13.0, w górę:1700 m

Powerade Suzuki MTB Maraton Karpacz

Sobota, 1 maja 2010 · dodano: 02.05.2010 | Komentarze 0

Czas 04:54:43.112, dystans MEGA.
Pozycja:
- M2 205/241
- open 532/682 (84% stawki)
Współczynnik do najlepszego 0.51 -> 253 pkt.
Pierwszy tegoroczny maraton w górach i to od razu jaki! Trasa bardzo urokliwa, z długimi podjazdami i technicznymi zjazdami. Tego było mi trzeba :) Uroku dodawał śnieg w najwyższych partiach gór.

Początek standardowo o 11 - wraz z Łukaszem i Kazem z III sektora dzięki dobremu wynikowi w Dolsku. Einstein inauguruje sezon, więc rusza bez przydziału.
Po wyjechaniu ze stadionu ruszamy pod górę do świątyni Wang - 5 km pod górę asfaltem. Jedziemy z Kazem wolno, dla oszczędzenia sił. Łukasz trochę nam ucieka. Po wjechaniu w teren Kaz mi ucieka i tyle go widziałem. Pierwsze trudności pojawiają się przy zjazdach w okolicach Grabowca i Głaśnicy, wyraźnie brakuje mi obycia z takim terenem. Przed pierwszym bufetem ma miejsce ciekawa sytuacja - z naprzeciwka nadjeżdża czołówka Mega. Okazuje się, że w tym miejscu jest mijanka!
W okolicach 20 kilometra dogania mnie Einstein - na zjazdach idzie mu znacznie lepiej niż mi. Razem ruszamy do drugiego bufetu.
Na drodze pod Reglami (bądź też na Dwa Mosty - nie pamiętam) podejście z rowerami jest tak strome, że nie widać nikogo jadącego. Jeden wielki peleton prowadzących rowery.
Później góra/dól, góra/dół, góra/dół...
Przy przekraczaniu doliny Czerwienia mijam rzekę idąc po ułożonych drzewach - świetna sprawa. Trzeba tylko uważać, żeby zbytnio nie rozbujać tego niepewnego podłoża.
Po kolejnych kilometrach rozpoczyna się kultowa już Droga Chomontowa. Krótka dyskusja o niej na blogu JPbike, który mnie tam wyprzedził. Wielki szacun! Dla mnie problemem było prowadzenie tam roweru. Ze zmęczenia przytrafił się nawet jeden upadek.
Dojazd do ostatniego bufetu i ostatnie kilometry to już tylko walka o czas poniżej 5 godzin. Szansa na pojawienie się skurczy co raz bliższa. Z tego powodu musiałem zejść na chwilę z roweru przy ostatnim podjeździe w Karpaczu, bo mięśnie miały już dosyć, a było już tylko 500 metrów do mety.
Dojazd na metę to pełnia szczęścia i świadomość, że warto było czekać na to całą zimę :)


68.32 km 48.00 km teren
03:04 h 22.28 km/h
Max:45.92 km/h
HR://%
Temp:7.0, w górę: m

Powerade Suzuki MTB Maraton Dolsk

Sobota, 10 kwietnia 2010 · dodano: 11.04.2010 | Komentarze 3

Długo wyczekiwany dzień rozpoczęcia maratonów w sezonie 2010 nadszedł. Prognoza pogody na ten dzień była nie najlepsza, ale niestrudzenie wraz z Łukasza dotarliśmy na miejsce, przygotowaliśmy siebie oraz rowery i udaliśmy się na start, gdzie udało się porozmawiać chwilę z Winq.
Ze względu na tragiczny wypadek starty były lekko opóźnione. Nasz dystans Mega ruszał o 11.10 wraz z Mają Włoszczowską na samym czele.
Starty nie należą do moich mocnych stron, ale na szczęście pierwszy fragment biegł lekko pod górę, wobec czego nie było bardzo wysokich prędkości w tym tłumie, które mogły być niebezpieczne.
Plan był taki, aby jak najdłużej współpracować z Kazem. Pierwsze 10 kilometrów plan realizowaliśmy dobrze. W pewnym momencie Kaz nagle przyspieszył, aby wyprzedzić małą grupkę, ale siły nie pozwoliły na dogonienie go. Tyle go widziałem. Podobnie jak Łukasza, który uciekł na samym początku maratonu.
Do pierwszego bufetu trasa biegła głównie po asfaltach, a więc starałem się jak najwięcej jechać na kole. Silny wiatr tym bardziej do tego motywował. Nad owocami i wafelkami spotkałem Łukasza, z którym następnie mijaliśmy się co jakiś czas. Został trochę w tyle kiedy zgubił licznik. W tym okresie jechało się całkiem dobrze, szczególnie po asfaltach i ubitych duktach leśnych (mocno nabite opony to był jednak dobry pomysł). W międzyczasie spadł na nas deszcz i grad. Dziękowałem, że mam dobrą kurtkę na sobie, bo nie zmokłem na tyle, aby mi się zrobiło zimno.
Po drugim bufecie zacząłem opadać z sił. Co raz ciężej było utrzymać się na kole innych, dużo musiałem samemu jechać. Ostatnie 5 kilometrów to już dość wolna jazda, z nadzieją że nie dogonią mnie moi znajomi.
Do mety przyjechałem szczęśliwy, a co ciekawe przed Łukaszem obroniłem się o jedyne 30 sekund. Zaraz za nim przyjechał Kaz - nikt nie wiedział jakim cudem udało się nam go wyprzedzić.
Oficjalny wynik to 02:47:39, całkiem przyzwoicie. 135/190 w M2, 339/559 open (60% stawki). Patrząc na pozycję w open jest to jeden z lepszych wyników jakie udało się osiągnąć. Jedynie w Złotym Stoku 2009 miałem proporcjonalnie lepszą pozycję.

Podsumowując pierwszy maraton - było bardzo udanie. Poziom rywalizacji jest znacznie wyższy niż się spodziewałem. Również ilość rowerów z najwyższej półki jest większ. To jednak nie to samo co starty w Skandii u Langa. Z niecierpliwością czekam na Murowaną.

Współczynnik do najlepszego 0.72 -> 362 pkt.