Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Marc z miasteczka Poznań. Mam przejechane 42372.65 kilometrów w tym 12561.57 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Marc.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:18144.38 km (w terenie 9188.09 km; 50.64%)
Czas w ruchu:924:36
Średnia prędkość:19.62 km/h
Maksymalna prędkość:69.82 km/h
Suma podjazdów:181118 m
Maks. tętno maksymalne:178 (95 %)
Maks. tętno średnie:160 (86 %)
Suma kalorii:970 kcal
Liczba aktywności:285
Średnio na aktywność:63.66 km i 3h 14m
Więcej statystyk
42.61 km 30.00 km teren
02:40 h 15.98 km/h
Max:55.85 km/h
HR://%
Temp:, w górę:780 m

Borówkowa od strony czeskiej

Czwartek, 3 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 1

Tego dnia chcieliśmy zrobić mniejszy dystans, by dać odpocząć nogom przed sobotnim maratonem. Mariusz i Jacek nadal czuli potrzebę kręcenia, więc pojechali w stronę Śnieżnika. Ja z Krzysztofem i Zbyszkiem zdecydowaliśmy się na wjazd na Borówkową czeskimi szlakami.
Początek to dojazd do Białej Wody i późniejszy podjazd zielonym szlakiem szutrową drogą. Wjeżdżamy spokojnym tempem do rozjazdu pod Borówkową.
Czerwony szlak na Borówkową © Marc

My decydujemy się na mało stromy podjazd od północy. Na szczycie okazja na czeskie piwo i kolejny zjazd zielonym szlakiem. Ponownie zjeżdża mi się bardzo dobrze, schodzę w dwóch miejscach, gdzie nie mam pomysłu jak objechać kamienie. Na dole czekam 5 minut na chłopaków, by zjechać szutrową drogą z powrotem do Białej Wody. W pewnym momencie szybko zbliżam się do pewnej pary, która nie może się zdecydować w którą stronę drogi zejść. Chłopak z prawej chce iść na lewą, dziewczyna z lewej na prawo. W końcu się decydują i ich mijam :-) Ale było przez chwilę gorąco, bo szans na wyhamowanie nie miałem.


89.83 km 30.00 km teren
04:48 h 18.71 km/h
Max:52.70 km/h
HR://%
Temp:, w górę:920 m

Rychlebskie ścieżki

Środa, 2 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 1

Wisienka na torcie wyjazdu - czyli rychlebskie ścieżki.

Budzimy się rano, pogoda za oknem znośna, buty nawet wyschły, można spokojnie jechać.
Na rynku w Paczkowie spotykamy się z Jarkiem, Jackiem, Krzysztofem i Zbyszkiem.
Rynek w Paczkowie © Marc

Oglądamy miejskie zabytki i ruszamy asfaltami na południe. Po przekroczeniu granicy wjeżdżamy na znacznie lepsze jakościowe drogi, więc kilometry mijają szybko. Przed samymi ścieżkami decydujemy się na dłuższy postój, bo zanosi się na konkretną burzę. W Czarnej Wodzie zgodnie z planem spotykamy Wojtka i razem ruszamy pod górę.
Wkrótce pojawiają się pierwsze ciekawe elementy: wielkie kamienie, wąskie przejazdy i drewniane mostki. My nadal zyskujemy wysokość, momentami w ciężkim terenie.
Rychlebskie ścieżki © Marc

Na najtrudniejszy odcinek się nie decyduję, czekamy więc na powrót największych twardzieli i już w całej grupie zaliczamy sporo technicznych odcinków. Na nich mnóstwo kamieni, trochę miejsc sztucznie usypanych by było ciekawiej/bezpieczniej oraz drewniane mostki. Na jednym ze zjazdów decyduję się na zjazd z wielkiego kamienia. Jarek z dołu mnie motywuje, przerzucam tyłek za siodło i zjeżdżam. Jest dobrze, ale niżej koło trochę wariuje na piasku i przejeżdżam bardzo blisko drzewa. Wywrotki nie zaliczam, a adrenalina skacze niesamowicie w górę :-)
Kolejne zjazdy już trochę prostsze, ale nadal wyjątkowo pozytywne.
W Czarnej Wodzie robimy odpoczynek. Wypijamy po jednym, dwóch czeskich piwach, bo cena zdecydowanie zachęcająca (3,80 zł!). Trochę się rozleniwiamy, ale w końcu ruszamy na końcówkę ścieżek. Ostatni fragment już bardzo prosty, w wielu miejscach trzeba dokręcać, ale to nie przeszkadza by radować się wyjątkowymi fragmentami.
Do Polski wracamy ponownie szosami, a widać co raz większe napięcie przed maratonem. Szczególnie ciekawie zapowiada się walka pomiędzy Krzysztofem i Zbyszkiem. Jak zawsze trwają dyskusje kto jest mocniejszy, a Jarek dodatkowo nakręca atmosferę :-) Maks w pewnym momencie decyduje się na szosowy atak, ale kończy się on niepowodzeniem, gdy wjeżdża w złą drogę ;)


75.19 km 55.00 km teren
05:19 h 14.14 km/h
Max:58.51 km/h
HR://%
Temp:, w górę:1470 m

Góry Złote

Wtorek, 1 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 0

Na weekend majowy planowałem jeżdżenie po górach Złotych, trochę po Czechach i wystartowanie w maratonie w Złotym Stoku.
W góry przyjechałem z Mariuszem. Nocleg mieliśmy w wersji ekonomicznej w Paczkowie, bardzo fajnym miejscu do wypadów w góry.

Pierwszy dzień wyjazdu zaplanowany był na rozkręcenie się w górach, ale także na dość konkretne przewyższenie. Zaczęliśmy od odwiedzenia naszych południowych sąsiadów i Javornika, w którym stoi ten o to zamek, w którym podobno kręcono Janosika:
Zamek w Javorniku © Marc

Pierwszy podjazd rozpoczęliśmy w miejscowości Uhelma. Była to dość długa, niezbyt stroma szosa, idealna na początek górskiego kręcenia. Z nieba lał się żar, więc ze sporą sympatią przywitaliśmy lekki deszcz.
Kolejnym charakterystycznym punktem była Przełęcz Gierałtowska, przez którą przebiega granica.
Przełęcz Gierałtowska © Marc

Z przełęczy chcieliśmy dostać się na Górę Borówkową, ale nie znaliśmy dobrze drogi dojazdu. Zdecydowaliśmy się na pieszy żółty szlak i był to dobry wybór :-) Początkowo prowadziliśmy rowery pod sporą górkę, by po chwili zjechać świetnym singlem w gęstym lesie. Pierwszy super zjazd zaliczony :)
Do wspomnianej Borówkowej dojeżdżamy przez Przełęcz Karpowską i dalej niebieski szlak.
Granica niedaleko Przełęczy Karpowskiej © Marc

Końcówka podjazdu zgodnie z trasą maratonu Powerade. Chyba sobie trochę ułatwiłem podjazd, bo Mariusz planował wjazd bardziej od strony czeskiej, ale niestety nie znałem tamtej trasy, a zostałem zbyt z tyłu by jechać jego śladem.
Pod wieżą wypijamy dobry czeski browar i zjeżdżamy zielonym szlakiem w dół. Zaliczamy więc kolejny świetny zjazd. Pod koniec ręce strasznie bolą, ale tak to jest gdy praktycznie przez 4 kilometry jedzie się szybko po samych kamieniach i korzeniach.
Na Jawornik Wielki dochodzimy po mału, bo ścieżką dydaktyczną, która jest kompletnie nieprzejezdna. Wchodzimy na wieżę i oglądamy świetne widoczki.
Widok z Jawornika Wielkiego na Zalew Paczkowski © Marc

Zjeżdżamy trochę na dół, by spotkać tam Jacka i Jarka. Oni dopiero co przyjechali w góry i zaczynają swoją wycieczkę. Rozstajemy się więc i rozpoczynamy zjazd w stronę Złotego Stoku. Niestety zaczyna padać i strasznie brudzimy się oraz nasze maszyny. Po wjeździe do miasta skręcamy w stronę Paczkowa i udajemy się szybko do naszej kwatery, by jak najmniej zmoknąć. Buty niestety całe mokre, co trochę nas martwi jak w nich się będzie jeździć kolejnego dnia.


58.34 km 54.00 km teren
03:19 h 17.59 km/h
Max:41.90 km/h
HR:141/170 76/ 91%
Temp:25.0, w górę:550 m

Kaczmarek Electric MTB - Boszkowo

Niedziela, 29 kwietnia 2012 · dodano: 29.04.2012 | Komentarze 8

Tym razem na miejsce dojeżdżam z Mariuszem. Dojeżdżamy do Boszkowa, a w nim pustki. Typowy niedzielny poranek, zero ludzi. Coś jest nie tak... jedziemy więc dalej. Dojeżdżamy do miejscowości Boszkowo Letnisko, to pewno tu jest start. Ale nadal zero rowerzystów, żadnych strzałek. Zauważamy jedną, więc skręcamy w prawo. Za chwilę jakiś Opel z rowerami, no więc za nim. Robimy pętlę przez osiedle domków, a koleś z rowerami po prostu tam mieszka ;) Wracamy więc do szosy, cofamy się kawałek i zauważamy strzałki. Wjeżdżamy więc nad jezioro, zgodnie z kolejnymi znakami. Wyciągamy rowery, przebieramy się, podjeżdżamy nad jezioro, a tam... pustki. Kilka osób szykuje się na pływanie żaglówkami, ale rowerzystów brak. I co tu robić, bo już tylko godzina do startu? Dzwonimy do Maksa, ale niewiele nam pomaga. Pytamy więc jednej babki i ona nam mniej więcej tłumaczy jak dojechać do stadniny przy której ma być start. Decydujemy się na dojazd rowerami. Okazuje się, że przejeżdżaliśmy dość blisko parkingu, ale go nie było widać przez małą górkę. Eh, bywa i tak. Na szczęście formalności załatwiamy dość szybko i po krótkich rozmowach z Maksem, Zbychem i Jackiem ustawiamy się w zatłoczonym sektorze.

Dużo o dojeździe było, więc o samym maratonie krócej :)
- start spokojny, ale w olbrzymim tłoku i do 10 kilometra nie było opcji na kręcenie w swoim tempie
- Zbycha widzę na mijance, gdy ma już 6 minut przewagi, ale jedzie Mini, więc się nie oszczędza ;)
- Maks dochodzi mnie dość szybko, trochę razem współpracujemy, bardzo dobrze rozłożył siły i na drugiej pętli mi odchodzi co daje przewagę 7 minut
- umieram przez cały dystans, jednak wychodzi wczorajsze zmęczenie

Start w Boszkowie © Marc


Dojeżdżam na metę, spotykam resztę teamu Goggle. Mariusz bardzo dobre szóste miejsce, Jacek oczko za nim oraz jak się okazuje Maks pierwsze swoje pudło - 3 miejsce :)

Mój wynik:
Czas: 3:14:06
Open 61/61 - dzisiaj się udało, last but not least ;-)
M2 16/16

Na mega ładny tłok, około 370 zawodników.


83.59 km 82.50 km teren
04:07 h 20.31 km/h
Max:49.01 km/h
HR://%
Temp:25.0, w górę:750 m

MTB Maraton Cup - Czerwonak - Giga

Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 28.04.2012 | Komentarze 7

Pierwszy maraton w tej serii i pierwsze Giga w tym sezonie.
Na start przyjeżdżam ponownie z Josipem, szybko załatwiamy formalności i zaczynamy marudzić na upał. Przebieramy się, krótki rozjazd razem z Rodmanem i Bloomem, po czym ustawiamy się do sektora.
Giga startuje minutę przed Mega, więc ścisku nie ma, a gigowców startuje raptem 28, więc tym bardziej :-) Start standardowo, czyli od początku ostro, siadam na koło Michałowi i staram się nie zgubić kontaktu. Oczywiście jest dla mnie za mocno i trochę zwalniam, aby jechać swoim tempem. Po 10 minutach mija mnie czołówka Mega, czyli nie kto inny jak Marek Konwa. Do Dziewiczej mijają mnie kolejni megowcy (m.in. Magda Hałajczak), a na pierwszym konkretniejszym podjeździe dochodzą mnie Miniowcy, czyli wielka zgraja z teamu Superiora. Serię XC przejeżdżam bez większych problemów, na dole zerkam na bidony i niestety jednego nie mam :-( Oj, będzie ciężko w ten upał.
Łapię koło dwóch gości z Mega i w tym gronie doganiamy Marcina, by w takiej czwórce dojechać do rozjazdu. Po drodze wyprzedza nas Mariusz z Rodmanem, bo nadrabiają straty po zgubieniu trasy. Po dłuższej chwili łapiemy Jakuba, znajomego Marcina z pracy i we trójkę dobrze pracujemy przez jakieś 30-40 km do polany przy Głęboczku (jeśli dobrze kojarzę). Pod jej koniec Marcin ucieka wcześniej zaliczając fajne błotko :-) Łapię konkretny kryzys, picia co raz mniej, a nie mam pojęcia gdzie bufet. Z jedzeniem niewiele lepiej, bo chyba śniadanie jednak było za małe. Jadę więc dość wolno, ale cały czas mam Marcina w zasięgu wzroku. Spotykamy się na drugim (i ostatnim) bufecie, biorę sporo owoców, napełniam bidon i ruszam. Tempo niewiele lepsze, Marcina w końcu gubię, ale na Dziewiczej jakoś daję radę. Przy ostatnim dość płaskim podjeździe pod wieżę robi mi się strasznie gorąco i schodzę z roweru. Widzę, że wkrótce stracę kolejną pozycję na rzecz Jakuba, który zachował na koniec znacznie więcej sił ode mnie. Wyprzedza mnie na 2-3 km przed metą. Dojeżdżam mocno wymęczony i spragniony, bo znowu miałem sucho w bidonie.

Czas: 4:04:07
Open 21/22 - wow, jednak nie ostatni z kończących :-)
M2 9/9

Wynik słaby, mogło być znacznie lepiej, bo Marcin znowu był w zasięgu, a tak mamy 2:0 - gratulacje :-)
Nauczka na kolejne maratony, by zjeść większe śniadanie i mieć lepszy dostęp do napojów, szczególnie przy upale. Plecaka dzisiaj celowo nie brałem, ale jednak by się przydał.


6.00 km 1.00 km teren
00:20 h 18.00 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:15.0, w górę: m

Rozgrzewka przed maratonem

Niedziela, 22 kwietnia 2012 · dodano: 22.04.2012 | Komentarze 2




71.12 km 60.00 km teren
02:56 h 24.25 km/h
Max:49.01 km/h
HR:155/169 83/ 91%
Temp:15.0, w górę:540 m

Dolsk - Gogol MTB

Niedziela, 22 kwietnia 2012 · dodano: 22.04.2012 | Komentarze 14

Drugi maraton w tym roku, w ramach cyklu mistrzostw Wielkopolski. Trasa miała być łatwiejsza niż ta w Murowanej Goślinie i tak faktycznie było.
Na miejsce dojeżdżam z Wojtkiem około godziny 9. Przez dłuższą chwilę w aucie za nami jechał Jarek w towarzystwie, ale chyba nas nie rozpoznał :-) Po przyjeździe zauważamy olbrzymią kolejkę do opłat i lekko się załamujemy. Oczywiście zapisy Internetowe nic nie pomagają, każdy swoje odstać musi. Wbijamy się do kolejki, gdzie miejsce trzyma Zbychu, a zaraz pojawia się cały GPAET. Około 10 jesteśmy po wszystkim, ale ludzi czekających nadal mnóstwo. Jedziemy więc na rozjazd, a start w tym czasie przesuwają na 11.30.
Do startu ustawiamy się przy samej taśmie. Kurek gada swoje, a wycinaki ustawiają się przed taśmą, m.in. Kayser, Halejak, Banachowie :-)
Ruszamy z lekkim poślizgiem, niby honorowo, ale ściganie ostre. Po niecałym kilometrze zjazd z asfaltu w teren i pierwsze przygody. Z 3, 4 kolarzy leży, bo było tam faktycznie wąsko i bardzo niebezpiecznie. Dla jednego z nich maraton kończy się już w tym momencie:
Efekty kraksy © Marc

Reszta jedzie swoje. Ja zamulam strasznie, przez jakieś 30 minut. Tętno wysokie, ciężki oddech i dużo straconych pozycji. Po wejściu na poprawne obroty zabieram się za odrabianie strat. Wyprzedzam, szczególnie na podjazdach, gdzie widać że mam mało do wwiezienia po zrzuceniu wagi :-) Na płaskich trzymanie wysokiego tempa idzie gorzej, ale staram się trzymać koła kogo popadnie i wtedy jest lepiej.
Na jednym odcinku dogania mnie Zbychu. Ładnie daje, ale na podjazdach włączam swój "piąty bieg" i mu uciekam. Tracę na chwilę kontakt, bo muszę się zatrzymać po zgubioną pompkę. Na dłuższym odcinku asfaltowym, gdzie udaje się ładnie pocisnąć z grupą miniowców, jego już nie widzę. Mijamy się jeszcze przy punkcie widokowym, z którego ja już zjeżdżam do Dolska. Druga pętla początkowo fajnie się jedzie w grupie, ale gdy Mini skręca do mety jadę już tylko z jednym zawodnikiem z M5. Jedziemy tak razem do samej mety, bo współpraca układa się na prawdę dobrze. Mijamy sporo zawodników, chociaż na trasie już spore pustki. Końcówka bez większych szaleństw, więc spokojnie przekraczam kreskę.
Końcówka maratonu w Dolsku © Marc

Jak się okazuje do kumpli nie straciłem dużo. No może poza Mariuszem, który mi dokłada aż 20 minut. Reszta w okolicach 10-15. Zbychu i Krzychu za mną.
Dokładnie wygląda to tak:
Mariusz 2.35
JP 2.42
Jacek 2.43
Wojtek 2.44
Dawid 2.44
Marc 2.55
Zbychu 3.10
Krzychu 3.24

Pomimo dużej kolejki, to organizacyjnie w porządku - trasa oznakowana bezbłędnie, jedzenie dobre, szybka dekoracja i wyjątkowo szybkie wyniki. Więc mocna czwóra dla Gogola :-)

Czas: 2:55:47
Open 87/176 - 49% stawki - ponownie pierwsza połówka, co za sezon :-)
M2 22/33
Współczynnik do najlepszego 0.78.

KOW 10 - nie było oszczędzania się. Trochę sobie naciągnąłem pachwinę, więc może nawet za mocno pojechałem ;)


76.32 km 75.00 km teren
03:36 h 21.20 km/h
Max:51.31 km/h
HR:149/168 80/ 90%
Temp:10.0, w górę:730 m

Deszczowy Powerade MTB Marathon Murowana Goślina

Niedziela, 15 kwietnia 2012 · dodano: 16.04.2012 | Komentarze 5

Do Murowanej dojeżdżam późno, około 10.15. Musiałem odespać poprzedni wieczór, ponieważ byłem na kawalerskim kolegi. Przed samym wjazdem na Zielone Wzgórza zatrzymuje mnie straż miejska z informacją, że nie przejadę, bo kolarze jadą. Pokazuję mu rower, że przecież po to właśnie przyjechałem, a ten głupek na to, że muszę czekać. Mówię mu, że godzina chyba mu się pomyliła, ale uparcie blokuje ruch. Na szczęście przybiega zaraz redaktor Kurek i ustawia niebieskiego do pionu. Start jest o 10.45, a nie 30 minut wcześniej!
Szybkie przygotwanie roweru, stroju (fuck - kto wymyślił ten patent na wymianę szkieł?) i jadę w kierunku startu. Krótka rozgrzewka, spotykam Marcina i Krzycha. Z Marcinem udajemy się do IV sektora, w którym czeka już Jacek.
Początkowa część maratonu wez większych przygód, chociaż jedzie mi się słabo. Tłoku wielkiego nie ma, nawet na nowym mostku:
Przed mostkiem nad Wartą © Marc

Rozkręcam się za pierwszym bufetem, zaczynam czuć, że trzymam konkretną prędkość i przestają mnie drażnić wieczne wertepy. Przejeżdżam koło Murowanej, by w sławnej pustyni zaliczyć orła. Winę zwalam na opony :-)
Do Dziewiczej dojeżdżam całkiem sprawnie. Wykańcza mnie trochę before-Dziewicza, którą zapewnił nam GG przecierając szlak przez pagórkowaty lasek. Na dodatek jadę tam przez dobre 15 minut kompletnie samotnie. Na kilera wjeżdżam do 2/3, mimo to zyskuję dwie pozycje. Kolejne trzy skalpy na pozostałych podjazdach, bo robię wszystko w siodle, a sporo ludzi prowadzi. Pod koniec tej sekcji zauważam Marcina i z licznika wynika, że mam do niego stratę dwóch minut. Z tą motywacją ruszam w pogoń i do mety :-)
Ostatni odcinek już z mocno słabymi nogami współpracuję z kolarzem z teamu Moja Honda, bo tempo mamy bardzo podobne. Przed przejazdem kolejowym trochę mu odchodzę, zyskuję kilka pozycji przy pustyni i zadowolony dojeżdżam do mety, pomimo niedoścignięcia Marcina. Zabrakło 30 sekund!
Na mecie spotykam kolejnych znajomych: żonę Marcina, Dudę z dziewczyną, Dawida z dziewczyną, Zbycha i mocarzy z giga Jarka z Jackiem.

Czas: 3:34:47
Open 207/428 (48% stawki - wreszcie pierwsza połowa u GG :-) )
M2 80/125
Współczynnik do najlepszego 0.74 -> 371 pkt. Prawie dokładnie tyle samo co w zeszłym roku. Czyli można powiedzieć, że czołówka mi nie ucieka ;-)
W Złotym Stoku III sektor.

I jeszcze jedna fajna znaleziona fotka. Pełne skupienie przy przejeździe przez wodę :-)
Przejazd przez strumień © Marc



105.20 km 50.00 km teren
05:03 h 20.83 km/h
Max:50.93 km/h
HR:137/169 74/ 91%
Temp:8.0, w górę:700 m

Objazd trasy maratonu

Poniedziałek, 9 kwietnia 2012 · dodano: 09.04.2012 | Komentarze 7

Zgodnie z planem ułożonym przez Jacka spotkaliśmy się o 11 na Sobieskiego wraz z Maksem, Zbychem i Maciejem. Ruszamy w stronę Biedruska przebijając się przez teren. Niestety trasy nikt dobrze nie zna, więc wracamy na asfalt.
Po dojechaniu na Zielone Wzgórza spotykamy mnóstwo kolarzy, znanych i nieznanych. Po krótkich przemowach i pamiątkowych zdjęciach ruszamy na trasę maratonu. Początkowe spokojne, tempo zmienia się po 30 minutach w prawie-wyścig. Przejeżdżamy kilkoma na prawdę urokliwymi miejscami. Było też sporo technicznych ścianek, by na jednej z nich Zbyszek się widowiskowo wywalił. Temat jego upadku był dość długo komentowany w grupie :-)
Przed Śnieżycowym Jarem zostaję trochę z tyłu i tracę kontakt z grupą. W 4 osoby przebijamy się na wprost, by po chwili ponownie połączyć się z grupą. Przez dziwne kanały i błoto wracamy do MG.
Tam dłuższy postój i ustalenie planu przejazdu przez Zielonkę, wraz z wjazdem na Dziewiczą. Ruszamy w siedem osób (m.in. z Marcinem i Jackiem). Zbychu szybko zostaje z tyłu, chyba już wyraźnie ma dość. Krzychu także po chwili odpada, pewno chce jechać ze swoim kompanem. My dojeżdżamy pod Dziewiczą, ale grupa się ponownie zmniejsza, bo część jedzie innym szlakiem. Na wjazd decyduje się tylko Marcin, ja objeżdżam po płaskim wraz z nowo poznaną Anią.
Do Poznania dojeżdżamy przez Koziegłowy walcząc z dość silnym wiatrem. Pod dom dojeżdżam już na prawdę wypruty, ale szczęśliwy.
Wypad wyjątkowo udany, trasa maratonu poznana i w niedzielę będzie się na niej działo. Przerzutka po przygodach nad Kowalskim nadal ma problemy. Łańcuch z dolnego kółka spadł jakieś 8 razy, trochę to denerwujące. Mam niecały tydzień, aby wymienić złamaną część, albo kupić nową przerzutkę.
KOW 8


65.03 km 30.00 km teren
02:53 h 22.55 km/h
Max:37.86 km/h
HR:133/166 71/ 89%
Temp:6.0, w górę:330 m

Wietrzny teren

Niedziela, 1 kwietnia 2012 · dodano: 01.04.2012 | Komentarze 1

Po wcześniejszym umówieniu się z Dudą dojechałem do Lusowa walcząc z dość silnym czołowym wiatrem. Po złączeniu sił objechaliśmy jezioro Lusowskie, by później przez Sady dojechać do Kiekrza. Pokazałem fajny (choć dość krótki) singielek, ale okazało się, że na jego końcu nastąpiły zmiany. Ktoś postawił płot i nie można już korzystać z technicznego zjazdu. Kawałek dalej znaleźliśmy przyjemny zjazd przez las - mniej stromy, ale trzeba uważać na korzenie i drzewa. Przez Strzeszynek dojechaliśmy nad Rusałkę, by tam się rozdzielić.
Dzięki Mariusz za wspólną jazdę. Dobrze, że nie wystraszyliśmy się porannego śniegu :-)