Info
Ten blog rowerowy prowadzi Marc z miasteczka Poznań. Mam przejechane 42372.65 kilometrów w tym 12561.57 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2015, Wrzesień5 - 4
- 2015, Sierpień9 - 6
- 2015, Lipiec10 - 12
- 2015, Czerwiec12 - 9
- 2015, Maj3 - 4
- 2015, Kwiecień13 - 9
- 2015, Marzec8 - 10
- 2015, Luty4 - 3
- 2015, Styczeń7 - 7
- 2014, Grudzień3 - 0
- 2014, Listopad6 - 6
- 2014, Październik6 - 9
- 2014, Wrzesień15 - 26
- 2014, Sierpień11 - 12
- 2014, Lipiec16 - 15
- 2014, Czerwiec11 - 13
- 2014, Maj14 - 47
- 2014, Kwiecień17 - 33
- 2014, Marzec11 - 18
- 2014, Luty9 - 6
- 2014, Styczeń7 - 8
- 2013, Grudzień6 - 9
- 2013, Listopad8 - 9
- 2013, Październik6 - 8
- 2013, Wrzesień15 - 25
- 2013, Sierpień15 - 35
- 2013, Lipiec15 - 49
- 2013, Czerwiec13 - 54
- 2013, Maj16 - 52
- 2013, Kwiecień18 - 44
- 2013, Marzec13 - 29
- 2013, Luty15 - 34
- 2013, Styczeń6 - 12
- 2012, Grudzień9 - 19
- 2012, Listopad5 - 10
- 2012, Październik7 - 7
- 2012, Wrzesień17 - 42
- 2012, Sierpień14 - 42
- 2012, Lipiec23 - 82
- 2012, Czerwiec16 - 33
- 2012, Maj18 - 38
- 2012, Kwiecień18 - 57
- 2012, Marzec17 - 33
- 2012, Luty6 - 11
- 2012, Styczeń4 - 9
- 2011, Grudzień3 - 2
- 2011, Listopad5 - 0
- 2011, Październik10 - 23
- 2011, Wrzesień9 - 11
- 2011, Sierpień10 - 8
- 2011, Lipiec14 - 18
- 2011, Czerwiec14 - 22
- 2011, Maj29 - 32
- 2011, Kwiecień28 - 47
- 2011, Marzec28 - 24
- 2011, Luty18 - 16
- 2011, Styczeń1 - 8
- 2010, Listopad3 - 2
- 2010, Październik12 - 34
- 2010, Wrzesień10 - 39
- 2010, Sierpień20 - 41
- 2010, Lipiec14 - 15
- 2010, Czerwiec19 - 2
- 2010, Maj23 - 2
- 2010, Kwiecień15 - 3
- 2010, Marzec7 - 5
- 2010, Luty1 - 1
- 2009, Listopad5 - 3
- 2009, Październik3 - 0
- 2009, Wrzesień18 - 7
- 2009, Sierpień25 - 2
- 2009, Lipiec13 - 0
- 2009, Czerwiec13 - 6
- 2009, Maj13 - 7
- 2009, Kwiecień12 - 7
- 2009, Marzec4 - 0
- 2009, Luty1 - 0
- 2009, Styczeń3 - 0
- 2008, Grudzień4 - 4
- 2008, Wrzesień2 - 0
- 2008, Sierpień1 - 0
- 2008, Lipiec2 - 0
- 2008, Czerwiec1 - 0
- 2008, Maj9 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
MEGA
Dystans całkowity: | 2140.50 km (w terenie 1795.59 km; 83.89%) |
Czas w ruchu: | 123:10 |
Średnia prędkość: | 17.38 km/h |
Maksymalna prędkość: | 69.57 km/h |
Suma podjazdów: | 34240 m |
Maks. tętno maksymalne: | 177 (95 %) |
Maks. tętno średnie: | 160 (86 %) |
Liczba aktywności: | 34 |
Średnio na aktywność: | 62.96 km i 3h 37m |
Więcej statystyk |
76.32 km
75.00 km teren
03:36 h
21.20 km/h
Max:51.31 km/h
HR:149/168 80/ 90%
Temp:10.0, w górę:730 m
Rower:Scott Scale
Deszczowy Powerade MTB Marathon Murowana Goślina
Niedziela, 15 kwietnia 2012 · dodano: 16.04.2012 | Komentarze 5
Do Murowanej dojeżdżam późno, około 10.15. Musiałem odespać poprzedni wieczór, ponieważ byłem na kawalerskim kolegi. Przed samym wjazdem na Zielone Wzgórza zatrzymuje mnie straż miejska z informacją, że nie przejadę, bo kolarze jadą. Pokazuję mu rower, że przecież po to właśnie przyjechałem, a ten głupek na to, że muszę czekać. Mówię mu, że godzina chyba mu się pomyliła, ale uparcie blokuje ruch. Na szczęście przybiega zaraz redaktor Kurek i ustawia niebieskiego do pionu. Start jest o 10.45, a nie 30 minut wcześniej!Szybkie przygotwanie roweru, stroju (fuck - kto wymyślił ten patent na wymianę szkieł?) i jadę w kierunku startu. Krótka rozgrzewka, spotykam Marcina i Krzycha. Z Marcinem udajemy się do IV sektora, w którym czeka już Jacek.
Początkowa część maratonu wez większych przygód, chociaż jedzie mi się słabo. Tłoku wielkiego nie ma, nawet na nowym mostku:
Przed mostkiem nad Wartą© Marc
Rozkręcam się za pierwszym bufetem, zaczynam czuć, że trzymam konkretną prędkość i przestają mnie drażnić wieczne wertepy. Przejeżdżam koło Murowanej, by w sławnej pustyni zaliczyć orła. Winę zwalam na opony :-)
Do Dziewiczej dojeżdżam całkiem sprawnie. Wykańcza mnie trochę before-Dziewicza, którą zapewnił nam GG przecierając szlak przez pagórkowaty lasek. Na dodatek jadę tam przez dobre 15 minut kompletnie samotnie. Na kilera wjeżdżam do 2/3, mimo to zyskuję dwie pozycje. Kolejne trzy skalpy na pozostałych podjazdach, bo robię wszystko w siodle, a sporo ludzi prowadzi. Pod koniec tej sekcji zauważam Marcina i z licznika wynika, że mam do niego stratę dwóch minut. Z tą motywacją ruszam w pogoń i do mety :-)
Ostatni odcinek już z mocno słabymi nogami współpracuję z kolarzem z teamu Moja Honda, bo tempo mamy bardzo podobne. Przed przejazdem kolejowym trochę mu odchodzę, zyskuję kilka pozycji przy pustyni i zadowolony dojeżdżam do mety, pomimo niedoścignięcia Marcina. Zabrakło 30 sekund!
Na mecie spotykam kolejnych znajomych: żonę Marcina, Dudę z dziewczyną, Dawida z dziewczyną, Zbycha i mocarzy z giga Jarka z Jackiem.
Czas: 3:34:47
Open 207/428 (48% stawki - wreszcie pierwsza połowa u GG :-) )
M2 80/125
Współczynnik do najlepszego 0.74 -> 371 pkt. Prawie dokładnie tyle samo co w zeszłym roku. Czyli można powiedzieć, że czołówka mi nie ucieka ;-)
W Złotym Stoku III sektor.
I jeszcze jedna fajna znaleziona fotka. Pełne skupienie przy przejeździe przez wodę :-)
Przejazd przez strumień© Marc
Kategoria W towarzystwie, MEGA, 51 - 100 km
59.20 km
57.00 km teren
02:52 h
20.65 km/h
Max:45.55 km/h
HR:149/173 76/ 89%
Temp:19.0, w górę:400 m
Rower:Scott Scale
Maraton Michałki
Niedziela, 18 września 2011 · dodano: 18.09.2011 | Komentarze 9
Maratonów w tym roku wielu nie doświadczyłem, więc swoich sił spróbować trzeba było w Wieleniu, podobnie jak w zeszłym roku. Z planem poprawienia czasu pomimo znacznie mniejszej ilości treningów, w porównaniu do zeszłego roku.Na starcie pojawili się praktycznie wszyscy znajomi z bikestats, wystarczy kliknąć na zakładkę "Znajomi", by zobaczyć kto był :-) Fajnie się spotkać, szczególnie po długiej przerwie.
Przed startem miłe rozczarowanie, bo zupełnie bez kolejki udało się załatwić formalności.
Start o 10, początek bardzo szybki, po asfalcie staram się jechać znacznie mocniej niż w zeszłym roku, aby zbyt wiele nie stracić. Chwilę jadę za Klosiem, ale jego szalone-szosowe tempo mi nie odpowiada i zostaję z tyłu ;) Po chwili mija mnie Jacek G. i tutaj już bardziej mi się podoba. Trzymam się koła, ale on stosuje taktykę muchy - liczne, nieprzewidywalne skręty. Jest ciężko, ale nie odpuszczam i razem wjeżdżamy w teren. Trzymam tempo, wyprzedzamy trochę ludzi, ale ostatecznie muszę zostać z tyłu, bo Jacek mocno ciśnie. Widzę w oddali Zbyszka, ale nie udaje się go dogonić. Przez długi czas jedzie się bardzo dobrze, nie przeszkadzają liczne wyboje, wyprzedzam pojedynczych bikerów. Czuję, że jadę mocno, chyba trochę zbyt, bo na około 42-gim kilometrze zaliczam glebę w piachu i łapie mnie paskudy skurcz w łydce. Nie mogę wstać dobrą minutę, ale w końcu się zbieram i wolnym tempem toczę się do mety. Tracę mnóstwo pozycji, 30-40 na pewno. Tętno mocno spada, ale w nogach brakuje siły, aby się rozkręcić.
Dojeżdżam do mety, niezbyt zadowolony, bo była szansa na znaczne poprawienie czasu. Ciężko powiedzieć ile straciłem na tych ostatnich 15 kilometrach. Może 10-15 minut?
Czas 2:54:11 (gorzej o 3 minuty od zeszłego roku)
Open 120/189 (0.63 stawki, dużo gorzej)
M2 26/37
Wrzuciłem fotki, głównie z dekoracji: http://link.
www.bikemap.net/route/1260303
Kategoria 51 - 100 km, MEGA, W towarzystwie, Zawody
59.72 km
49.00 km teren
05:11 h
11.52 km/h
Max:55.92 km/h
HR:146/171 75/ 88%
Temp:14.0, w górę:2000 m
Rower:Scott Scale
MTB Marathon Karpacz - Mega
Niedziela, 12 czerwca 2011 · dodano: 14.06.2011 | Komentarze 5
Długo wyczekiwany maraton w Karpaczu. Celem było dojechanie w jednym kawałku oraz wyprzedzenie Maksa, Zbycha oraz Kaza. Na walkę z Wojtkiem i Jackiem szans nie było.Na stadion przyjeżdżamy po 10, robię z Kazem krótką rozgrzewkę po stadionie i ustawiamy się w IV sektorze. Start mocny, ale nie szaleńczy. Staram się trzymać równe tempo i wysoką kadencję podczas podjazdu pod Wang. Maksa mijam szybko, bo zaraz przy kościele, z Kazem jedziemy cały czas obok siebie.
Po wjechaniu w teren zostaję trochę z tyłu, bo jednak nie mam takich zdolności wyprzedzania tłoku pośród kamieni. Pierwszy techniczny zjazd sprowadzam, głównie przez dużą ilość ludzi. Szkoda, bo wydaje się do zjechania po tym jak już go sporo ludzi rozjechało.
Kolejne kilometry to spokojne kręcenie i dogonienie Zbycha. Biorę go na jednym ze zjazdów i cisnę dalej. Około 20 km mija mnie biały rower, myślę chwilę, czyżby to Jarek? Krzyczę do niego i faktycznie to on. Jedzie Giga, ale się zgubił. Mówi, żebym wsiadł mu na koło, bo będzie prościej jechać. Ja zdecydowanie odmawiam, bo jego tempo zdecydowanie dla mnie za mocne (jak się później okazuje przejechał trasę bardzo szybko i zajął rewelacyjną pozycję - gratki!).
Po pierwszym bufecie doganiam Kaza. Stoi na poboczu, wiec pierwsze skojarzenie, że coś się stało. Na szczęście wszystko jest w porządku, tylko już sił mocno brakuje. Jedziemy chwilę razem, by na pierwszym podjeździe ponownie się rozdzielić.
Na drugim bufecie trochę jem i piję. Pojawia się rozjazd na Giga i za parę kilometrów połączenie obu dystansów. Mija chwila i mija mnie Paweł. Tak zasuwa, że by mnie nie zauważył, gdybym nie krzyknął ;-) Na jednym z podjazdów, gdzie wszyscy prowadzą widzę jak on cały czas w siodle. Jest na prawdę mocny.
Trzeci bufet przed chomontową, znowu chwila na uzupełnienie kalorii. Ruszam przed większą grupą i zaczynam wyprzedzać megowców. Wszyscy jadą na 1:1, ja na biegu o jeden wyższym więc po mału mijam osoby. Myślę, że mogłem zyskać tam około 10 pozycji. Zjazd wpierw po słabym asfalcie, później w terenie. Na trudnym zjeździe zielonym szlakiem przestawiam rower tylko w dwóch miejscach. Resztę udaje się zjechać, co dodaje sporo adrenaliny na kolejne kilometry trasy, czyli na pętelkę XC z bardzo trudnym zjazdem singlem (bez szans na zjechanie całości). Potem śliska trawa i asfaltem do mety.
Tak jak myślałem w trakcie jazdy Maksa i Zbycha jeszcze nie ma. Kaz dojechał, ale po wycofując się z trasy - szkoda.
Cele udało się zrealizować, widać drastyczny postęp w technice zjazdów. Z tego jestem najbardziej zadowolony.
Maraton był tak fajny, że nawet nie zauważyłem, że ciągle padał deszcz :-D
Czas 04:58:59, dystans MEGA.
Pozycja:
- M2 97/119
- open 304/415 (73% stawki)
Współczynnik do najlepszego 0.53 -> 266 pkt.
Jest poprawa w stosunku do zeszłego roku. Wyższa pozycja, trochę więcej punktów. Trasa trudniejsza i dłuższa, ale w lepszym (mocniejszym) okresie sezonu.
Maraton Karpacz© Marc
Kategoria 51 - 100 km, MEGA, W towarzystwie, Zawody
75.91 km
65.00 km teren
03:26 h
22.11 km/h
Max:59.38 km/h
HR:149/175 76/ 90%
Temp:30.0, w górę:760 m
Rower:Scott Scale
Maraton Mosina/Pożegowo
Niedziela, 5 czerwca 2011 · dodano: 05.06.2011 | Komentarze 7
Startów w tym roku wielu nie mam, więc maratonu w tak bliskiej odległości odpuścić nie mogłem. Trasę poznałem w piątek, więc tym bardziej była szansa na dobry wynik.Na miejsce przyjechałem po 9, załatwiłem formalności i poszedłem do auta się przygotowywać. Start zimny był o 11, w bardzo dziwny i niebezpieczny sposób ponieważ na dół z Osowej w kierunku Mosiny. Kilku debili poustawiało auta na poboczach i łatwo można się było w nie wpakować. Na szczęście nikt nie zginął, co można uznać za sukces organizacyjny. Na dole, na rynku mosińskim pani burmistrz coś tam powiedziała i pojechaliśmy na ostry start (pod górę).
Początkowym celem było mocne wjechanie na Osową, aby wyprzedzić maruderów, by nie stracić na piaskowym zjeździe. Udało się to całkiem nieźle, przy okazji wyprzedzając Maksa. Zjazdy poszły więc dość dobrze, poza jednym incydentem gdy na prostej drodze ktoś fiknął kozła w piachu i mnie przyblokował. Przy skręcie w Łodzi kolejna osoba z OTB. Na prawdę nie wiem co Ci ludzie wyczyniają. Dalsza część pierwszej pętli szła dobrze, noga podawała. Mały niesmak pozostawili oszuści, którzy ominęli pętlę XC w górach puszczykowskich. Nie wiem jakim trzeba być idiotą, aby oszukiwać na amatorskich maratonach. Na grajzerówce załapałem się na pociąg, w którym prawie dojechałem do Puszczykowa, gdyby nie to że grupa się rozerwała po zgubieniu trasy przez czub (było 10 strzałek, ale jakoś ich nie zauważyli). Końcówka pętli to podjazd na Osową, od dziwnej strony: wpierw po denerwującym asfalcie z nachyleniem 2%, później po piasku.
Druga pętla to początkowe zatrzymanie się na bufecie na picie i jedzenie, a później praktycznie samotna jazda. Czułem już lekkie zmęczenie, ale głównie bolące plecy. Szkoda, że nie miałem żadnego żela, przeważnie on na to pomagał. Myślę, że tempo miałem niewiele gorsze niż na pierwszej pętli. Końcówka to wyprzedzenie dwóch osób i finisz w upale na Osowej.
Oficjalnego czasu nie znam, ale z mojej dyspozycji jestem zadowolony. Trasa bardzo urokliwa i pozwalająca się zmęczyć. Nadal organizacyjnie to jest dwója z minusem, ale można jeździć. Szkoda, że za start żądają 50 zł, za w sumie niewiele (posiłek to kiełbasa zamiast makaronu), ale przynajmniej jest blisko i za paliwo wychodzi znacznie mniej,
Kategoria 51 - 100 km, MEGA, W towarzystwie, Zawody
40.91 km
40.00 km teren
03:26 h
11.92 km/h
Max:60.15 km/h
HR:150/170 77/ 87%
Temp:14.0, w górę:1460 m
Rower:Scott Scale
MTB Marathon Złoty Stok - Mega
Sobota, 30 kwietnia 2011 · dodano: 01.05.2011 | Komentarze 16
Pierwszy górski maraton w tym roku z niezła pogodą, znacznie lepszą niż dwa ostatnie lata.Ruszam spokojnie z trzeciego sektora, wyprzedza mnie sporo ludzi, ale to jest to czego się spodziewałem. Po wjechaniu w teren pierwszy korek, tam gdzie zawsze się robi. Dalsza część wjazdu na Jawornik przebiega bez większych problemów, chociaż faktycznie ma się wrażenie, że koniec nigdy nie nastąpi. Pierwszy poważniejszy zjazd z założeniem, aby się nie oszczędzać i cisnąć ile się da. Idzie dobrze (raz nawet z małą stójką na przednim kole) do momentu kiedy ludzie nie pozwalają przejechać i trzeba sprowadzać. Druga połowa zjazdu znowu na rowerze oprócz jednego momentu w którym wpadłem na jedną zawodniczkę, która niespodziewanie zajechała mi drogę (ona niestety zrobiła OTB - przepraszam, miałem za mało czasu na reakcję).
Drugi podjazd także jedzie się nieźle. Podobnie szybki zjazd, poza tym, że zapominam odblokować na czas amora. Zwalniam więc do ~25, puszczam prawą rękę by sięgnąć do blokady modląc się aby osłabiona lewa utrzymała kierownicę. Udaje się ;)
Trzeci podjazd to największy fun. Najpierw długaśna polana, na której widać dziesiątki rowerzystów i później (tak, to jeszcze nie jest Borówkowa!) ostry wjazd przez las. Poza jednym ostrym przewyższeniem wszystko wjeżdżam, chociaż nogi już bolą konkretnie. Mijam wieżę i porywa mnie prędkość zjazdowa. Początek idzie nieźle, schodzę tylko w najtrudniejszych momentach. Końcówka to straszny ból w rękach (dziwnie zbliżał się skurcz w lewym... tricepsie) oraz na plecach i jego bokach. Musiało tam się nieźle wszystko obić. Przede mną cierpiała jedna bikerka, bo było ją słychać na każdym większym korzeniu.
Ostatni podjazd był krótki, ale niestety już za stromy dla moich zmęczonych nóg, do których zbliżał się nieprzyjemny skurcz. Wchodzę więc z buta, aby go uniknąć, większe fragmenty wjeżdżam. Licznik pokazuje 33 km i zjazd. Czyżby tak już miało być do końca? Okazuje się, że faktycznie, na zjeździe daję z siebie wszystko dokręcając na blacie, aby nie stracić czasu i pozycji. Sam się dziwię jak szybko przejeżdżam kilkusetmetrowy trudniejszy odcinek po kamieniach. Jednak adrenalina mocno pomaga.
Dojeżdżam do mety zadowolony, czas znacznie lepszy niż w zeszłych latach. Dzięki Grzegorz za wycięcie końcowej pętli XC i za brak błota ;)
Open 381/519 - 73% stawki, nieźle patrząc na małą ilość km'ów w ostatnim czasie i ciągle bolące gardło.
M2 134/160
Udało się wyprzedzić dwóch Emed'owców (pechowego Zbycha i Maksa - tylko gdzie go minąłem?), Jacek jednak zdecydowanie poza moim zasięgiem.
Na mecie spotykam praktycznie wszystkich znajomych, którzy się wybrali na ten maraton. Niesamowity czas na Giga osiągnął Paweł. Chyba już to wspominałem: "jesteś hardcorem" ;)
Oficjalny czas 03:27:24.375
Współczynnik do najlepszego 0.56 -> 280 pkt.
Maraton Złoty Stok© Marc
Kategoria 21 - 50 km, MEGA, W towarzystwie, Zawody
71.68 km
68.00 km teren
03:24 h
21.08 km/h
Max:47.28 km/h
HR:152/169 78/ 87%
Temp:12.0, w górę:600 m
Rower:Scott Scale
MTB Marathon Murowana Goślina - Mega
Niedziela, 10 kwietnia 2011 · dodano: 10.04.2011 | Komentarze 9
Pierwszy maraton w tym sezonie, na który czekałem już od dłuższego czasu. Szczególnie ostatnie dni było ciężko wytrzymać :-)Zdecydowałem się na start na dystansie Mega ze względu na zimowe przeboje i mniejszą ilość przejechanych kilometrów, niż sobie zaplanowałem. Większość znajomych pojechała Giga, ale ich przygotowania zimowe były zdecydowanie intensywniejsze, niż moje.
W ostatnim sektorze ustawiłem się dość wcześnie, ale jak się później okazało mogłem startować z IV-go (chyba on przysługuje tym co mieli zaliczone maratony w poprzednim roku). Start dość mocny, ale bez szaleństw. Podobnie przy wielkiej pustyni przed szosą. Lekki kłopot pojawia się później na jednym wzniesieniu, gdzie w tłoku nie da się przejechać. Później robi się luźniej i można zacząć jechać swoim tempem. Przed 10 kilometrem dogania mnie Jacek, gadamy chwilę o jego nowym rowerze, po czym on odjeżdża na jakieś 2 minuty do przodu (praktycznie do Dziewiczej widziałem jego plecy w sporej odległości). Kawałek dalej mija mnie jadący bardzo rwanym tempem Zbyszek. Trochę trzymam się jego grupy, ale jednak za bardzo szarpią, aby to miało sens. Odchodzą mi na jakąś minutę, a ja jadę swoim tempem.
Po pierwszym bufecie doganiam Zbyszka, który trochę się wypalił. Bez większych przygód przejeżdżam kolejne kilometry, by dojechać do Dziewiczej. Nogi trochę bolą, plecy mocniej, ale pierwszy wjazd robię bez problemów. Na zjeździe zasuwam ostro w dół, doganiam sporą grupkę, zbliża się zakręt i kolejny podjazd, więc robię redukcję z tyłu, a tu.... lipa. Przerzutka nie działa, patrzę na nią i linka od przerzutki urwana lub wypięta. Narzędzi brak, więc bez większego zastanowienia podchodzę pod wieżę. Zjazd Kilerem i próby walki z napędem. 9-tka z tyłu, dobrze że chociaż przód chodzi. Z tym utrudnieniem przejeżdżam ostatnie kilometry z nadzieją, że nikt ze znajomych mnie nie wyprzedzi. Dubluje mnie Kłosiu, ale to powoduje tylko zadowolenie z jego tak dobrego występu.
Dojeżdżam do mety zadowolony z występu, czas przyzwoity, spotkałem mnóstwo znajomych, a pogoda dopisała.
Open 281/500 - 56% stawki (nieźle, co raz bliżej pierwsza połowa u GG)
M2 104/152
Oficjalny czas 03:13:04
Współczynnik do najlepszego 0.74 -> 370 pkt. (nice - będzie III sektor)
Przez pustynie ze Zbychem© Marc
Fajna fotka od Krzyska:
Podchodzę na Dziewiczą Górę, gdyby nie zerwana linka to by było z blatu ;)© Marc
Kategoria 51 - 100 km, MEGA, W towarzystwie, Zawody
56.72 km
48.00 km teren
03:52 h
14.67 km/h
Max:69.57 km/h
HR:157/176 80/ 90%
Temp:11.0, w górę:1660 m
Rower:Scott Scale
Bikemaraton Karpacz
Niedziela, 3 października 2010 · dodano: 04.10.2010 | Komentarze 7
Akt IDojazd na maraton
Aktorzy: Marc, JPbike
Aktorzy drugoplanowi: Paweł, Mateusz (kuzyn Pawła)
Decyzja o wyjeździe do Karpacza zapadła w czwartek wieczorem, gdy w czasie biegania nad Rusałką napisał do mnie SMS'a z pytaniem, czy się wybieram. Szybka decyzja, że tak. Nie mogłem sobie podarować ostatniego maratonu w sezonie pomimo tego, że chorowałem.
Wyruszamy w sobotę w samo południe, by po spokojnej dojeździe dojechać na 16.15 do Karpacza Górnego, a dokładnie do noclegu Villa "Jasmin".
Po około 2 godzinach dojeżdżają do nas Paweł i Mateusz. Decydujemy się zjechać do centrum Karpacza, aby spróbować się zarejestrować. Ubieramy się więc ciepło, podłączamy nowoczesne dynama z oświetleniem i ruszamy w szalonym tempie na dół po wyjątkowej asfaltowej drodze na której rowerzyści jeżdżą szybciej od samochodów :)
Jak się okazuję organizator siedzi jeszcze w Świeradowie i zarejestrować się nie udaje.
Akt II
Wyścig
Aktorzy: Marc, JPbike, Paweł, Mateusz
Po śniadaniu ruszamy autem na dół aby się zarejestrować. O 9 rano ludzi jeszcze mało. Powrót do góry, przebranie się i śmigu na dół. Średnia prędkość 45 km/h :)
Robimy krótki rekonesans, lekką rozgrzewkę i ustawiamy się w sektorach. Ja z Mateuszem w 4-tym (u mnie to kwestia uznaniowa, dla Mateusza wywalczona w Poznaniu), Jacek w 2-gim, Paweł w 3-cim.
Ruszamy dość mocno, aby nie zostać z tyłu na długim podjeździe do świątyni Wang. Trzymamy się mniej więcej środka stawki. Po wjeździe na teren zaczyna się prawdziwe wyprzedzanie, ponieważ każdy wokół zachowuje zdecydowanie za dużo asekuracji. Niestety Mateusz zostaje z tyłu, aby zmienić dętkę. Jedzie się bardzo dobrze, nie czuć osłabienia po chorobie. Trasa dość łatwa, nie ma ciężkich podjazdów, ani tym bardziej zjazdów jak u Golonki.
Pierwszy kryzys pojawia się kolo 20 km. Oszukuję wtedy organizm szybkim zjedzeniem Marsa. Później zaczyna się długi podjazd drogą na Dwa Mosty. Początkowo w terenie, później po betonie. W konkurencyjnej serii do utwardzonej ścieżki w ogóle się nie dojeżdża. Przy wjeździe na wysokość ponad 900 robi się zimno i zaczyna na prawdę porządnie wiać. Na szczęście zaraz podjazd się kończy i trasa biegnie ostro w dół po szosie (Celna Droga).
Zaraz za rozjazdem Mega-Giga zatrzymuję się na bufecie by spróbować wszystkiego co mają. Za chwilę zacznam decydujący podjazd na Drodze Chomontowej. Idzie znacznie lepiej niż na początku sezonu, ale dubluje mnie 2 czy 3 zawodników z czołówki Giga. Udaje się wjechać całość. Zjazd to sama bajka.
Końcówka już na mocno zmęczonym organiźmie, ale bez większych trudności. Może poza bolącymi rękoma. Na metę dojeżdżam zadowolony, ponieważ czas pokazuje, że to najlepszy wynik w górskich maratonach.
Akt III
Dekoracja i powrót
Aktorzy: Marc, JPbike, Paweł, Mateusz
Aktorzy drugoplanowi: Klosiu, Rodman
Na mecie dowiaduję się od Pawła, że Jacek zajął 4 miejsce, a Rodman 6-te. Wielkie gratulacje!
Spotykamy też Mariusza, dla którego był to drugi maraton w ten weekend.
Lecimy więc na górę szybko się umyć i spakować, po czym wracamy na dół. Dekoracja Jacka, tombola i pamiątkowe zdjęcie z Mają Włoszczowską - warto było tutaj przyjechać :)
Z Mają© Marc
Open 160/257 - 62% stawki (minimalnie lepiej niż w Międzygórzu)
M2 36/50
Oficjalny czas 03:36:47
Współczynnik do najlepszego 0.62 -> 314 pkt. (tutaj już znacznie lepiej)
Max alti 1016
Kategoria 51 - 100 km, MEGA, W towarzystwie, Zawody
59.80 km
59.00 km teren
02:55 h
20.50 km/h
Max:46.89 km/h
HR:155/170 79/ 87%
Temp:14.0, w górę:420 m
Rower:Scott Scale
Maraton Michałki
Sobota, 18 września 2010 · dodano: 18.09.2010 | Komentarze 11
Kolejny wielkopolski maraton z klimatem.Wszystko rozpoczęło się o godzinie 10.00, a właściwie godzinę wcześniej kiedy musieliśmy wraz z Jackiem odstać swoje w kolejce po numerki.
Po załatwieniu formalności szybkie przebranie, dojeżdżamy na stadion, 10 sekund i ruszamy. Nawet nie zdążyłem się rozejrzeć :)
Początek fatalny, zamykam peleton na asfalcie, takie są efekty ruszenia bez kompletnego rozgrzania ani rozciągania. Na asfalcie wyprzedzają mnie wszyscy znajomi.
Pierwszego dochodzę Krzycha, który dość kiepsko się czuje tego dnia, ale jak się później okaże pojedzie Giga (przypadkowo) :) Prądu dostaję około 20 kilometra i wtedy zaczynam ostre wyprzedzanie. Na Giga nie jadę, bo z takim startem to nie będzie żadnej zabawy.
Do Zbyszka dojeżdżam około 40 kilometra, chwilę jedziemy razem. Potem dochodzę do Jacka i dostaję cynka aby spróbować dojść Konrada. Niestety się nie udaje. Mijam jednak mnóstwo bikerów i udaje się pierwszy raz ukończyć maraton w pierwszej połowie :)
Czas 2:51:07 (0.77 czasu najlepszego, 383 pkt. wg Golonki)
Open 87/186 (0.47 stawki)
M2 23/32
Kategoria 51 - 100 km, MEGA, W towarzystwie, Zawody
74.18 km
64.00 km teren
06:10 h
12.03 km/h
Max:53.81 km/h
HR:145/173 74/ 89%
Temp:25.0, w górę:1900 m
Rower:Scott Scale
MTB Marathon Głuszyca
Niedziela, 1 sierpnia 2010 · dodano: 03.08.2010 | Komentarze 0
Miałem ładny opis, ale go wcięło :/ Nie pisać więcej w przeglądarce!Opiszę więc tylko końcówkę, czyli od zjazdu z Wielkiej Sowy, kiedy odcięło mi prąd (wcześniej jechało się dobrze i praktycznie wszystko podjeżdżałem i zjeżdżałem). Tam mniej więcej wyprzedził mnie Maks. Na zjeździe nie miałem sił aby szybko i bezpiecznie za nim jechać. Minąłem jeszcze jednego bikera, który czekał na pomoc ratowników (musieli wchodzić do niego 1,5 kilometra).
Końcówka to kilkuminutowa przerwa i prowadzenie prawie na każdym podjeździe. Dojazd do mety trochę zakręcony, bo tą samą trasą co w ciągu wyścigu i pod prąd (zawodnicy po mecie zjeżdżali na dół). Po przekroczeniu końcowej linii położyłem się na 30 minut: żołądek mi wariował, głowa bolała i generalnie czułem się bardzo słabo. Zauważyłem Jacka, który dojechał na Giga parę minut po mnie.
Po 45 minutach przyjechał po mnie Kaz i razem zjechaliśmy na dół do Głuszycy.
Po lekkim posiłku i tomboli pojechaliśmy z Jackiem pod górę do Sierpnicy aby się spakować i wyruszyć w drogę powrotną do Poznania. Wtedy czułem się już znacznie lepiej.
Open 325/412 - 78% stawki
M2 136/156
Oficjalny czas 05:56:37.798
Współczynnik do najlepszego 0.54 -> 271 pkt.
Kategoria 51 - 100 km, MEGA, W towarzystwie, Zawody
48.18 km
43.00 km teren
04:02 h
11.95 km/h
Max:62.26 km/h
HR://%
Temp:15.0, w górę:1700 m
Rower:Scott Scale
Powerade Suzuki MTB Maraton Międzygórze
Sobota, 19 czerwca 2010 · dodano: 21.06.2010 | Komentarze 0
Tutaj początek zjazdu ze Śnieżnika - moja technika powala:
Open 256/404 - 63% stawki, do tej pory najlepszy wynik w górach.
M2 102/124
Oficjalny czas 4:02:22
Współczynnik do najlepszego 0.58 -> 291 pkt.
Kategoria 21 - 50 km, W towarzystwie, Z Einsteinem, Zawody, MEGA