Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Marc z miasteczka Poznań. Mam przejechane 42372.65 kilometrów w tym 12561.57 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Marc.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2013

Dystans całkowity:908.12 km (w terenie 336.50 km; 37.05%)
Czas w ruchu:45:22
Średnia prędkość:20.02 km/h
Maksymalna prędkość:61.97 km/h
Suma podjazdów:8880 m
Maks. tętno maksymalne:167 (90 %)
Maks. tętno średnie:147 (79 %)
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:60.54 km i 3h 01m
Więcej statystyk
53.16 km 45.00 km teren
03:20 h 15.95 km/h
Max:52.97 km/h
HR://%
Temp:, w górę:1480 m

Bike Adventure #4

Niedziela, 7 lipca 2013 · dodano: 08.07.2013 | Komentarze 8

Niedziela była ostatnim dniem ścigania. Organizator zaplanował start na godzinę 10, więc trzeba było wcześniej wstać. Ja może wyspany, ale jednak z mocno bolącymi nogami. Narastające zmęczenie jednak daje o sobie znać. Pierwsza myśl, to jak ja obronię te 5 minut przewagi nad Marcinem. Trzeba będzie jechać na maksimum możliwości i może jakoś się uda.

Na start dojeżdżamy bez żadnych przygód, ale tak na prawdę wszyscy są bardzo ostrożni. Na zjeździe do Piechowic chyba nikt nie kręci korbą, by jechać jak najspokojniej ;-) Start następuje z tego miejsca co wczoraj, więc już wiemy gdzie się kierować.

Po tradycyjnym odliczaniu od 10 do 1 następuje mocne napieranie. Początkowy podjazd nakładający się z wczorajszym. Jadę chwilę z Josipem, ale jednak mnie wyprzedza. Mam ciężkie nogi i jedzie mi się kiepsko. Marcin ciągle w zasięgu wzroku, ale systematycznie się oddala. Po kilkunastu minutach czuję, że schodzi żelazo z nóg i mogę lepiej kręcić. Rozpędzam się do wyższych prędkości, zaczynam wyprzedzać pojedyncze osoby, a także Josipa, który widać, że cierpi po wczorajszym upadku. I tak jestem pod wrażeniem, że jedzie - kolarze to jednak twardzi goście.

Zaczynam także doganiać Marcina, ale dość powoli. Jednak myśl o tym, że mi nie ucieka, bardzo mnie podbudowuje. Mogę przecież przegrać ten etap, byle nie mieć dużej straty. Jednak po kilku sekcjach trawiastych i korzennych doganiam go.

Sporo trawy tego dnia © -


Kolejne kilometry jedzie mi się co raz lepiej i Marcin zostaje z tyłu. Ja, z co raz większym zadowoleniem, wchodzę na swoje maksymalne obroty. Zaczynam mijać ludzi ze sporą łatwością, wjeżdżam ścianki które wydają się dość trudne, a techniczne miejsca z korzeniami są dla mnie łatwością. Nie poznaję siebie :-)

Na jednym ze zjazdów miga mi koszulka Goggle. Dostaję lekkiego szoku, bo okazuje się, że jest to Klosiu, który łata dętkę. Rozumiem, stracił na tym trochę, ale musiałem być za nim blisko. Dzięki temu włączam szósty bieg i jadę na 120%. Na szutrowych podjazdach innych mijam jak tyczki. Ostatni podjazd koło 40-tego kilometra robię nadal mocno i blisko szczytu odwracam się - Mariusz jest blisko, jakieś 100 m za mną. Gdybym odpuścił, już by był przede mną. Jedziemy chwilę po płaskim, ale jest sporo kałuż, więc nie wahając się jadę przez nie mocno naciskając na korbę. Po chwili zaczyna się zjazd, trochę technicznych miejsc i przy okazji rzucam okiem do tyłu - pusto :) Końcówka biegnie jak dnia poprzedniego, czyli przez kolejne błoto i tunelik. Tutaj nadal daję z siebie maksimum i wjeżdżam na metę na 3 minuty przed Klosiem! :-) Jak się okazuje Rodman też był w zasięgu, bo straciłem około 2 minut.

Ale nie ma co, pierwszy raz udało mi się został liderem Goggle Teamu - świetne uczucie :-D Gdybym tylko miał taką nogę przez cały czas etapówki ;)

Finish etapówki © Strefa Sportu


Bike Adventure zakończyło się trochę niespodziewanie dla mnie, ponieważ byłem trzeci wśród znajomych. Pierwszy i zupełnie niezagrożony, to Mariusz. Dalej był Josip, który pomimo kontuzji wybronił drugie miejsce. Za nim uplasowałem się ja, tracąc do Wojtka łącznie jakieś 5 minut. Dalej Marcin i Rodman. Na końcu naszej grupy jadącej Pro - Kaz. Zbychu, niestety nie ukończył, oraz Maks jadący Fun.


74.58 km 50.00 km teren
04:19 h 17.28 km/h
Max:59.94 km/h
HR://%
Temp:, w górę:1900 m

Bike Adventure #3

Sobota, 6 lipca 2013 · dodano: 08.07.2013 | Komentarze 3

Trzeci etap - przygoda, ach przygoda.

Zaczęło się od samego rana, gdy Josip zauważył, że jego opona nie nadaje się do jazdy, ze względu na sporą ilość nacięć. Wszystko by przebiegło spokojnie, gdyby nie to, że do startu zostało mniej niż godzina. Szybka wymiana, trochę z pomocą reszty ekipy i ruszamy na dół. Asfalt do Piechowic jest dobry, więc jedziemy szybko, ponad 50 km/h. W pewnym momencie w moim przednim kole przebija się dętka i momentalnie schodzi powietrze. Ledwo udaje mi się utrzymać równowagę, ale nie przewracam się i zabieram się za wymianę dętki. Okazuje się, że moja opona też jest w fatalnym stanie i to dlatego wczoraj miałem laczka. Na szczęście mam łatki, więc naprawiam dwa przecięcia. Josip pomaga mi napompować koło i w końcu jedziemy na dół. Ale nie znamy miejsca startu... dobrze, że widać innych kolarzy. Jedziemy za nimi i na start dojeżdżamy na około 2 minuty przed początkiem etapu. Daliśmy radę się nie spóźnić :)

W pierwszej fazie jest długi podjazd, około 12 kilometrów, ale z niewielkim nachyleniem. Stawka się rozciąga, wśród znajomych ja ustawiam się tam gdzie zwykle (patrz: początek drugiego etapu). Dzieje się niewiele, bo jedziemy ciągle szutrami.

Szutry, same szutry © -


Na jednym z pierwszych szybkich, szutrowych i bardzo niebezpiecznych zjazdów mijam Rodmana z Josipem. Wojtek wywalił się i mocno pozdzierał. Przemo mu trochę pomógł, więc dalej każdy jedzie swoje. Chłopacy mnie mijają, ale Josip zatrzymuje się na wyczyszczenie rany przy ambulansie. Z Rodmanem dojeżdżamy do bufetu i rozpoczynamy bardzo ciężki asfaltowy podjazd. Stromizna podobna do tej wiodącej na Przełęcz Karkonoską. Męczarnia jest spora, ale udaje się wjechać całość. Tym sposobem dojeżdżamy w okolice Stogu Izerskiego, gdzie ponownie mija mnie Josip już z profesjonalnym bandażem na ręce.

Dalej następuje szybka sekcja szutro-asfaltów. Znowu jest niebezpiecznie, bo dodatkowo pojawia się sporo turystów.

Na jednym z podjazdów w Izerach © -


Na jednym ze zjazdów mijam Josipa, który łata dętkę. W głowie kotłują się myśli ile się może wydarzyć jednego dnia. Czy mnie ominie przebicie dętki? Nie mam zapasowej, bo przecież musiałem zmieniać przed startem.

Jazda szutrami zaczyna mnie drażnić. Właściwie ciągle to samo, nadal niebezpiecznie, bo prędkości zjazdowe są wysokie. Dobrze, że w pewnym momencie robi się trochę bardziej technicznie i prędkości się zmniejszają. Nie mam świadomości ile mi brakuje do Marcina, ale pamiętam o niewielkiej przewadze 8 minut. To mnie motywuje, aby mocno przycisnąć przy wjeździe na Wysoki Kamień - udaje się wjechać całość, pomimo kiepskiej przyczepności i kończących się sił.

Podjazd w terenie © Strefa Sportu


Zaczyna się fajny, techniczny zjazd. Szkoda, że akurat zachodzi słońce i robi się trochę za ciemno, ale osiągam dobre prędkości i zyskuję kilka pozycji. Na końcówce zjazdu dochodzę do Rodmana. Sekcja błotna wychodzi mu lepiej niż mnie (jazda z krzykiem sporo mu pomogła ;)) i tracę kilka metrów. Przejeżdżamy przez tunel i na stadion. Naciskam na korby, ale dogonić Przema nie daję rady.

Finiszuję chwilę za Rodmanem © -


Na mecie jest już Marcin, ale straciłem do niego tylko 3 minuty - pozycja obroniona. Pozostaje mi 5 minut przewagi na ostatni etap. Będzie się działo :)

Na mecie, rozmawiam z gościem któremu pożyczyłem pompkę © -


Wieczorem jesteśmy zmuszeni pojechać do Jeleniej Góry, bo Josip musi odwiedzić chirurga. Niestety dojeżdżamy zbyt późno i pomimo, że rana nadaje się do szycia lekarz nie decyduje się na założenie szwów, bo przyjechaliśmy za późno (powyżej 6 godzin od wypadku).

Tego dnia, po powrocie na kwaterę, czuję już bardzo duże zmęczenie. Ekipa spędza wieczór na dole, przy piwie, ja jednak już nie daję rady i idę wcześnie spać.


73.26 km 70.00 km teren
04:54 h 14.95 km/h
Max:61.97 km/h
HR://%
Temp:, w górę:2120 m

Bike Adventure #2

Piątek, 5 lipca 2013 · dodano: 08.07.2013 | Komentarze 2

Dzięki Maksowi, który znalazł dla nas dobry nocleg, wyspany wstaję drugiego dnia. Przełykam wczorajszą szachową gorycz porażki z Rodmanem oraz Josipem i szykuję się na start. Przygotowanie przebiega sprawnie i na linii startu jesteśmy całą grupą dość wcześnie. Tym razem zaczynamy przejazdem przez Piechowice i lotnym startem w Cichej Dolinie.

Na starcie w Piechowicach, z tyłu waląca się brama © -


Przejazd do punktu startu przebiega bez większych przygód i dodatkowo zyskuję sporo miejsc. Dziwię się, bo przeważnie w takich akcjach tracę pozycje :-) Na pierwszym podjeździe stawka ustawia się zgodnie z przewidywaniami, czyli jadę za Marcinem, początkowo kontrolując jego tempo, ale później jednak tracąc go z oczu. Do podjazdu na Dwa Mosty dzieje się niewiele, czuję że rozkręcam się, ale powoli. Na szczycie już jadę dość mocno i zaczynam zauważać przed sobą Marcina. Razem zaczynamy kręcić chwilę przed początkiem Drogi Chomontowej.

Znowu krótki odcinek współpracy z Wazą, humory dopisują © -


Na tym długim i dość nudnym podjeździe trzeba mieć mocną psychikę, ja staram się jak najmniej myśleć i kręcić swoje. Trochę gadamy z Marcinem, narzekamy na ten podjazd, ale ciągle jedziemy w dość dobry tempie. Kilku kolarzy udaje się wyprzedzić i ostatecznie wjechać na górę. Następuje szybki zjazd, a za chwilę techniczny, tam zostawiam Marcina na dłużej. Czuję, że zjeżdża mi się rewelacyjnie, mam tylko pojedyncze podpórki i do Borowic zyskuję sporo czasu także mijając Rodmana, który ma trudności na tym zjeździe. Za chwilę, gdy zaczynamy podjeżdżać Przemo mnie wyprzedza. Inny gość komentuje, że to nie ta część stawki, by wjeżdżać w takim tempie ;-)

Dalsza część etapu to znowu trochę technicznych ścieżek na których na dobre wyprzedzam Rodmana. Na jednym z podjazdów łapię laczka, wymiana przebiega sprawnie i tracę około 7 pozycji. Dogania mnie na chwilę Marcin, ale na którymś ze zjazdów gubię go na dobre.

Na koniec przejeżdżamy ponownie przez błoto w okolicach Michałowic i przez Cichą Dolinę do mety, mijając po drodze Zbycha. Jadąc na kwaterę zahaczam o sklep rowerowy, by zakupić dętkę (dobrze, że zabrałem ze sobą kasę).

Jak się okazuje zrobiłem 8 minut przewagi nad Marcinem. Jest dobrze, będzie trzeba tego bronić na mniej technicznych trasach. Rodman, obolały po wczorajszej glebie, przyjeżdża na metę dość późno i spada w generalce. Ze znajomych wygrywa tradycyjnie już Klosiu :-)


58.70 km 50.00 km teren
03:59 h 14.74 km/h
Max:49.54 km/h
HR:147/167 79/ 90%
Temp:, w górę:1600 m

Bike Adventure #1

Czwartek, 4 lipca 2013 · dodano: 08.07.2013 | Komentarze 4

Na początku sezonu ktoś rzucił hasło, aby wystartować teamowo w etapówce i tym sposobem sporą ekipą pojawiliśmy się na Ritchey Bike Adventure - wyścigu 4-etapowym organizowanym przez Grabka. Baza startowa znajdowała się w Piechowicach, a znaleziony przez Maksa nocleg mieliśmy w Michałowicach. Dość blisko, ale jednak znacznie wyżej.

Na miejsce dojeżdżam we trójkę z Mariuszem i Wojtkiem. Reszta ekipy to Rodman, Maks, Zbychu, Marcin oraz Kaz.

Start pierwszego etapu wyznaczony był na godzinę 12. Wcześniej odbieramy pakiety startowe i później jedziemy już na start. Organizator wprowadził małe zamieszanie i nie startowaliśmy na stadionie, tam gdzie było biuro zawodów, tylko w samych Piechowicach, koło huty szkła. Kolejną komplikacją były starty dystansów Pro i Fun. Ten krótszy, który ruszał chwilę później i tak wchodził w drogę startującym na dystansie Pro. Zaraz po rozpoczęciu wyścigu okazywało się, że nie da się jechać, bo Fun blokuje drogę czekając na swój start walcząc o ustawienie się w sekotrze...

Ostatecznie po ruszeniu zaczynamy pierwszy podjazd do Michałowic, czyli w okolice naszej kwatery. Nie jest bardzo stromo, ale bez dobrej rozgrzewki jedzie się ciężko. Przez chwilę wyprzedza mnie Zbyszek, ale na samym końcu przyspieszam i w teren wjeżdżam przed nim.

Pierwszy wjazd w teren, jeszcze czysty :) © -


Pierwszy zjazd precyzuje to czego się spodziewałem - nie będzie aż tak łatwo, jak wcześniej rozmawialiśmy. Po opadach deszczu jest dość ślisko i jest sporo wypłukanych kolein. Przede mną jedzie dziewczyna, która ledwo utrzymuje się na rowerze robiąc trzy konkretne boczne drifty, ciśnienie momentalnie mi podskakuje. Po chwili sam wpadam w koleinę, zarzuca mi rowerem, ale szybkie przerzucenie ciężaru ciała za siodełko mnie ratuje. Szykuje się ostry wyścig - takie myśli przechodzą mi przez głowę :-)

Dalej robi się trochę spokojniej, jedzie się trochę w tłoku i po śliskim & mokrym, ale dość płynnie. Po dłuższej chwili doganiam Marcina i zaczynamy kręcić razem. On trochę mocniej na podjazdach, ale ja nie odpuszczam koła. Na zjazdach, gdy jestem z przodu, trochę uciekam, ale dalej czekam. Na jednym z technicznych zjazdów Marcin wypada lekko z trasy, zwiedza krzaki i po wróceniu na trasę siarczyście klnie, bo z przodu zeszło mu powietrze. Mleczko, które miało pomóc, zamiast tego ładnie znaczy kamienie na biało. Robimy szybką wymianę przy okazji obserwując jak niektórzy sobie nie radzą na tym zjeździe. Przy takich rozrywkach praca mija szybko i zaraz dalej ruszamy. Wyprzedza nas Zbychu, ale po chwili, na bufecie, już jesteśmy przed nim.

Jeden ze zjazdów © -


Końcówka etapu przebiega już bez większych przygód i przy dalszej dobrej współpracy. Do Michałowic dojeżdżamy od południowego-zachodu po kolejnej mocno błotnej ścieżce. Na metę wjeżdżamy zadowoleni, bo ten etap był cięższy, niż się spodziewaliśmy :-)

Brudna meta © -


Na kwaterę wracamy dziwnym sposobem, bo nie chcemy jechać pod prąd trasy, ani zjeżdżać do samych Piechowic. Przebijamy się przez krzaki i w końcu znajdujemy się w połowie podjazdu do Michałowic, koło klimatycznego tunelu.

Tunel na drodze do Michałowic © -


Dojeżdżamy do domu, zaczynamy się ogarniać i dochodzą nas niepokojące wieści z trasy. Zbychu długo nie dojeżdża na metę i się okazuje, że miał poważny upadek i rozwalił sobie łokieć. Z Marcinem jedzie do szpitala, by w ten sposób zakończyć ściganie się. W Poznaniu czeka go operacja. Również Rodman się wywalił (w tym samym miejscu!), ale jest w lepszym stanie, bo tylko poobdzierany. Klasyfikacja etapu zgodnie z przewidywaniami: Mariusz, Josip, Rodman, potem Marcin i ja. Dalej Kaz, który objechał Maksa. Gratki :)


64.00 km 0.00 km teren
03:00 h 21.33 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:, w górę: m

Praca

Poniedziałek, 1 lipca 2013 · dodano: 04.07.2013 | Komentarze 0

Dojazdy przez 3 dni. Dalsza cześć tygodnia w górach :)
Kategoria Do pracy