Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Marc z miasteczka Poznań. Mam przejechane 42372.65 kilometrów w tym 12561.57 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Marc.bikestats.pl

Archiwum bloga

74.58 km 50.00 km teren
04:19 h 17.28 km/h
Max:59.94 km/h
HR://%
Temp:, w górę:1900 m

Bike Adventure #3

Sobota, 6 lipca 2013 · dodano: 08.07.2013 | Komentarze 3

Trzeci etap - przygoda, ach przygoda.

Zaczęło się od samego rana, gdy Josip zauważył, że jego opona nie nadaje się do jazdy, ze względu na sporą ilość nacięć. Wszystko by przebiegło spokojnie, gdyby nie to, że do startu zostało mniej niż godzina. Szybka wymiana, trochę z pomocą reszty ekipy i ruszamy na dół. Asfalt do Piechowic jest dobry, więc jedziemy szybko, ponad 50 km/h. W pewnym momencie w moim przednim kole przebija się dętka i momentalnie schodzi powietrze. Ledwo udaje mi się utrzymać równowagę, ale nie przewracam się i zabieram się za wymianę dętki. Okazuje się, że moja opona też jest w fatalnym stanie i to dlatego wczoraj miałem laczka. Na szczęście mam łatki, więc naprawiam dwa przecięcia. Josip pomaga mi napompować koło i w końcu jedziemy na dół. Ale nie znamy miejsca startu... dobrze, że widać innych kolarzy. Jedziemy za nimi i na start dojeżdżamy na około 2 minuty przed początkiem etapu. Daliśmy radę się nie spóźnić :)

W pierwszej fazie jest długi podjazd, około 12 kilometrów, ale z niewielkim nachyleniem. Stawka się rozciąga, wśród znajomych ja ustawiam się tam gdzie zwykle (patrz: początek drugiego etapu). Dzieje się niewiele, bo jedziemy ciągle szutrami.

Szutry, same szutry © -


Na jednym z pierwszych szybkich, szutrowych i bardzo niebezpiecznych zjazdów mijam Rodmana z Josipem. Wojtek wywalił się i mocno pozdzierał. Przemo mu trochę pomógł, więc dalej każdy jedzie swoje. Chłopacy mnie mijają, ale Josip zatrzymuje się na wyczyszczenie rany przy ambulansie. Z Rodmanem dojeżdżamy do bufetu i rozpoczynamy bardzo ciężki asfaltowy podjazd. Stromizna podobna do tej wiodącej na Przełęcz Karkonoską. Męczarnia jest spora, ale udaje się wjechać całość. Tym sposobem dojeżdżamy w okolice Stogu Izerskiego, gdzie ponownie mija mnie Josip już z profesjonalnym bandażem na ręce.

Dalej następuje szybka sekcja szutro-asfaltów. Znowu jest niebezpiecznie, bo dodatkowo pojawia się sporo turystów.

Na jednym z podjazdów w Izerach © -


Na jednym ze zjazdów mijam Josipa, który łata dętkę. W głowie kotłują się myśli ile się może wydarzyć jednego dnia. Czy mnie ominie przebicie dętki? Nie mam zapasowej, bo przecież musiałem zmieniać przed startem.

Jazda szutrami zaczyna mnie drażnić. Właściwie ciągle to samo, nadal niebezpiecznie, bo prędkości zjazdowe są wysokie. Dobrze, że w pewnym momencie robi się trochę bardziej technicznie i prędkości się zmniejszają. Nie mam świadomości ile mi brakuje do Marcina, ale pamiętam o niewielkiej przewadze 8 minut. To mnie motywuje, aby mocno przycisnąć przy wjeździe na Wysoki Kamień - udaje się wjechać całość, pomimo kiepskiej przyczepności i kończących się sił.

Podjazd w terenie © Strefa Sportu


Zaczyna się fajny, techniczny zjazd. Szkoda, że akurat zachodzi słońce i robi się trochę za ciemno, ale osiągam dobre prędkości i zyskuję kilka pozycji. Na końcówce zjazdu dochodzę do Rodmana. Sekcja błotna wychodzi mu lepiej niż mnie (jazda z krzykiem sporo mu pomogła ;)) i tracę kilka metrów. Przejeżdżamy przez tunel i na stadion. Naciskam na korby, ale dogonić Przema nie daję rady.

Finiszuję chwilę za Rodmanem © -


Na mecie jest już Marcin, ale straciłem do niego tylko 3 minuty - pozycja obroniona. Pozostaje mi 5 minut przewagi na ostatni etap. Będzie się działo :)

Na mecie, rozmawiam z gościem któremu pożyczyłem pompkę © -


Wieczorem jesteśmy zmuszeni pojechać do Jeleniej Góry, bo Josip musi odwiedzić chirurga. Niestety dojeżdżamy zbyt późno i pomimo, że rana nadaje się do szycia lekarz nie decyduje się na założenie szwów, bo przyjechaliśmy za późno (powyżej 6 godzin od wypadku).

Tego dnia, po powrocie na kwaterę, czuję już bardzo duże zmęczenie. Ekipa spędza wieczór na dole, przy piwie, ja jednak już nie daję rady i idę wcześnie spać.



Komentarze
z3waza
| 17:14 poniedziałek, 8 lipca 2013 | linkuj No właśnie tak pomyślałem, ze to pójście spać to była zagrywka taktyczna :)
Marc
| 16:34 poniedziałek, 8 lipca 2013 | linkuj Ale przez to nie zagraliśmy ani razu razem w szachy ;)
klosiu
| 15:45 poniedziałek, 8 lipca 2013 | linkuj No i szybsze pójście spać się opłaciło, byłeś wypoczęty i bez kaca następnego dnia :))
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!