Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Marc z miasteczka Poznań. Mam przejechane 42372.65 kilometrów w tym 12561.57 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Marc.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody

Dystans całkowity:6039.37 km (w terenie 4952.59 km; 82.01%)
Czas w ruchu:372:00
Średnia prędkość:16.23 km/h
Maksymalna prędkość:69.57 km/h
Suma podjazdów:102888 m
Maks. tętno maksymalne:177 (95 %)
Maks. tętno średnie:160 (86 %)
Liczba aktywności:92
Średnio na aktywność:65.65 km i 4h 02m
Więcej statystyk
75.91 km 65.00 km teren
03:26 h 22.11 km/h
Max:59.38 km/h
HR:149/175 76/ 90%
Temp:30.0, w górę:760 m

Maraton Mosina/Pożegowo

Niedziela, 5 czerwca 2011 · dodano: 05.06.2011 | Komentarze 7

Startów w tym roku wielu nie mam, więc maratonu w tak bliskiej odległości odpuścić nie mogłem. Trasę poznałem w piątek, więc tym bardziej była szansa na dobry wynik.
Na miejsce przyjechałem po 9, załatwiłem formalności i poszedłem do auta się przygotowywać. Start zimny był o 11, w bardzo dziwny i niebezpieczny sposób ponieważ na dół z Osowej w kierunku Mosiny. Kilku debili poustawiało auta na poboczach i łatwo można się było w nie wpakować. Na szczęście nikt nie zginął, co można uznać za sukces organizacyjny. Na dole, na rynku mosińskim pani burmistrz coś tam powiedziała i pojechaliśmy na ostry start (pod górę).
Początkowym celem było mocne wjechanie na Osową, aby wyprzedzić maruderów, by nie stracić na piaskowym zjeździe. Udało się to całkiem nieźle, przy okazji wyprzedzając Maksa. Zjazdy poszły więc dość dobrze, poza jednym incydentem gdy na prostej drodze ktoś fiknął kozła w piachu i mnie przyblokował. Przy skręcie w Łodzi kolejna osoba z OTB. Na prawdę nie wiem co Ci ludzie wyczyniają. Dalsza część pierwszej pętli szła dobrze, noga podawała. Mały niesmak pozostawili oszuści, którzy ominęli pętlę XC w górach puszczykowskich. Nie wiem jakim trzeba być idiotą, aby oszukiwać na amatorskich maratonach. Na grajzerówce załapałem się na pociąg, w którym prawie dojechałem do Puszczykowa, gdyby nie to że grupa się rozerwała po zgubieniu trasy przez czub (było 10 strzałek, ale jakoś ich nie zauważyli). Końcówka pętli to podjazd na Osową, od dziwnej strony: wpierw po denerwującym asfalcie z nachyleniem 2%, później po piasku.
Druga pętla to początkowe zatrzymanie się na bufecie na picie i jedzenie, a później praktycznie samotna jazda. Czułem już lekkie zmęczenie, ale głównie bolące plecy. Szkoda, że nie miałem żadnego żela, przeważnie on na to pomagał. Myślę, że tempo miałem niewiele gorsze niż na pierwszej pętli. Końcówka to wyprzedzenie dwóch osób i finisz w upale na Osowej.
Oficjalnego czasu nie znam, ale z mojej dyspozycji jestem zadowolony. Trasa bardzo urokliwa i pozwalająca się zmęczyć. Nadal organizacyjnie to jest dwója z minusem, ale można jeździć. Szkoda, że za start żądają 50 zł, za w sumie niewiele (posiłek to kiełbasa zamiast makaronu), ale przynajmniej jest blisko i za paliwo wychodzi znacznie mniej,


40.91 km 40.00 km teren
03:26 h 11.92 km/h
Max:60.15 km/h
HR:150/170 77/ 87%
Temp:14.0, w górę:1460 m

MTB Marathon Złoty Stok - Mega

Sobota, 30 kwietnia 2011 · dodano: 01.05.2011 | Komentarze 16

Pierwszy górski maraton w tym roku z niezła pogodą, znacznie lepszą niż dwa ostatnie lata.
Ruszam spokojnie z trzeciego sektora, wyprzedza mnie sporo ludzi, ale to jest to czego się spodziewałem. Po wjechaniu w teren pierwszy korek, tam gdzie zawsze się robi. Dalsza część wjazdu na Jawornik przebiega bez większych problemów, chociaż faktycznie ma się wrażenie, że koniec nigdy nie nastąpi. Pierwszy poważniejszy zjazd z założeniem, aby się nie oszczędzać i cisnąć ile się da. Idzie dobrze (raz nawet z małą stójką na przednim kole) do momentu kiedy ludzie nie pozwalają przejechać i trzeba sprowadzać. Druga połowa zjazdu znowu na rowerze oprócz jednego momentu w którym wpadłem na jedną zawodniczkę, która niespodziewanie zajechała mi drogę (ona niestety zrobiła OTB - przepraszam, miałem za mało czasu na reakcję).
Drugi podjazd także jedzie się nieźle. Podobnie szybki zjazd, poza tym, że zapominam odblokować na czas amora. Zwalniam więc do ~25, puszczam prawą rękę by sięgnąć do blokady modląc się aby osłabiona lewa utrzymała kierownicę. Udaje się ;)
Trzeci podjazd to największy fun. Najpierw długaśna polana, na której widać dziesiątki rowerzystów i później (tak, to jeszcze nie jest Borówkowa!) ostry wjazd przez las. Poza jednym ostrym przewyższeniem wszystko wjeżdżam, chociaż nogi już bolą konkretnie. Mijam wieżę i porywa mnie prędkość zjazdowa. Początek idzie nieźle, schodzę tylko w najtrudniejszych momentach. Końcówka to straszny ból w rękach (dziwnie zbliżał się skurcz w lewym... tricepsie) oraz na plecach i jego bokach. Musiało tam się nieźle wszystko obić. Przede mną cierpiała jedna bikerka, bo było ją słychać na każdym większym korzeniu.
Ostatni podjazd był krótki, ale niestety już za stromy dla moich zmęczonych nóg, do których zbliżał się nieprzyjemny skurcz. Wchodzę więc z buta, aby go uniknąć, większe fragmenty wjeżdżam. Licznik pokazuje 33 km i zjazd. Czyżby tak już miało być do końca? Okazuje się, że faktycznie, na zjeździe daję z siebie wszystko dokręcając na blacie, aby nie stracić czasu i pozycji. Sam się dziwię jak szybko przejeżdżam kilkusetmetrowy trudniejszy odcinek po kamieniach. Jednak adrenalina mocno pomaga.
Dojeżdżam do mety zadowolony, czas znacznie lepszy niż w zeszłych latach. Dzięki Grzegorz za wycięcie końcowej pętli XC i za brak błota ;)

Open 381/519 - 73% stawki, nieźle patrząc na małą ilość km'ów w ostatnim czasie i ciągle bolące gardło.
M2 134/160
Udało się wyprzedzić dwóch Emed'owców (pechowego Zbycha i Maksa - tylko gdzie go minąłem?), Jacek jednak zdecydowanie poza moim zasięgiem.
Na mecie spotykam praktycznie wszystkich znajomych, którzy się wybrali na ten maraton. Niesamowity czas na Giga osiągnął Paweł. Chyba już to wspominałem: "jesteś hardcorem" ;)

Oficjalny czas 03:27:24.375
Współczynnik do najlepszego 0.56 -> 280 pkt.

Maraton Złoty Stok © Marc





71.68 km 68.00 km teren
03:24 h 21.08 km/h
Max:47.28 km/h
HR:152/169 78/ 87%
Temp:12.0, w górę:600 m

MTB Marathon Murowana Goślina - Mega

Niedziela, 10 kwietnia 2011 · dodano: 10.04.2011 | Komentarze 9

Pierwszy maraton w tym sezonie, na który czekałem już od dłuższego czasu. Szczególnie ostatnie dni było ciężko wytrzymać :-)
Zdecydowałem się na start na dystansie Mega ze względu na zimowe przeboje i mniejszą ilość przejechanych kilometrów, niż sobie zaplanowałem. Większość znajomych pojechała Giga, ale ich przygotowania zimowe były zdecydowanie intensywniejsze, niż moje.
W ostatnim sektorze ustawiłem się dość wcześnie, ale jak się później okazało mogłem startować z IV-go (chyba on przysługuje tym co mieli zaliczone maratony w poprzednim roku). Start dość mocny, ale bez szaleństw. Podobnie przy wielkiej pustyni przed szosą. Lekki kłopot pojawia się później na jednym wzniesieniu, gdzie w tłoku nie da się przejechać. Później robi się luźniej i można zacząć jechać swoim tempem. Przed 10 kilometrem dogania mnie Jacek, gadamy chwilę o jego nowym rowerze, po czym on odjeżdża na jakieś 2 minuty do przodu (praktycznie do Dziewiczej widziałem jego plecy w sporej odległości). Kawałek dalej mija mnie jadący bardzo rwanym tempem Zbyszek. Trochę trzymam się jego grupy, ale jednak za bardzo szarpią, aby to miało sens. Odchodzą mi na jakąś minutę, a ja jadę swoim tempem.
Po pierwszym bufecie doganiam Zbyszka, który trochę się wypalił. Bez większych przygód przejeżdżam kolejne kilometry, by dojechać do Dziewiczej. Nogi trochę bolą, plecy mocniej, ale pierwszy wjazd robię bez problemów. Na zjeździe zasuwam ostro w dół, doganiam sporą grupkę, zbliża się zakręt i kolejny podjazd, więc robię redukcję z tyłu, a tu.... lipa. Przerzutka nie działa, patrzę na nią i linka od przerzutki urwana lub wypięta. Narzędzi brak, więc bez większego zastanowienia podchodzę pod wieżę. Zjazd Kilerem i próby walki z napędem. 9-tka z tyłu, dobrze że chociaż przód chodzi. Z tym utrudnieniem przejeżdżam ostatnie kilometry z nadzieją, że nikt ze znajomych mnie nie wyprzedzi. Dubluje mnie Kłosiu, ale to powoduje tylko zadowolenie z jego tak dobrego występu.
Dojeżdżam do mety zadowolony z występu, czas przyzwoity, spotkałem mnóstwo znajomych, a pogoda dopisała.

Open 281/500 - 56% stawki (nieźle, co raz bliżej pierwsza połowa u GG)
M2 104/152

Oficjalny czas 03:13:04
Współczynnik do najlepszego 0.74 -> 370 pkt. (nice - będzie III sektor)

Przez pustynie ze Zbychem © Marc


Fajna fotka od Krzyska:
Podchodzę na Dziewiczą Górę, gdyby nie zerwana linka to by było z blatu ;) © Marc



56.72 km 48.00 km teren
03:52 h 14.67 km/h
Max:69.57 km/h
HR:157/176 80/ 90%
Temp:11.0, w górę:1660 m

Bikemaraton Karpacz

Niedziela, 3 października 2010 · dodano: 04.10.2010 | Komentarze 7

Akt I
Dojazd na maraton
Aktorzy: Marc, JPbike
Aktorzy drugoplanowi: Paweł, Mateusz (kuzyn Pawła)

Decyzja o wyjeździe do Karpacza zapadła w czwartek wieczorem, gdy w czasie biegania nad Rusałką napisał do mnie SMS'a z pytaniem, czy się wybieram. Szybka decyzja, że tak. Nie mogłem sobie podarować ostatniego maratonu w sezonie pomimo tego, że chorowałem.
Wyruszamy w sobotę w samo południe, by po spokojnej dojeździe dojechać na 16.15 do Karpacza Górnego, a dokładnie do noclegu Villa "Jasmin".
Po około 2 godzinach dojeżdżają do nas Paweł i Mateusz. Decydujemy się zjechać do centrum Karpacza, aby spróbować się zarejestrować. Ubieramy się więc ciepło, podłączamy nowoczesne dynama z oświetleniem i ruszamy w szalonym tempie na dół po wyjątkowej asfaltowej drodze na której rowerzyści jeżdżą szybciej od samochodów :)
Jak się okazuję organizator siedzi jeszcze w Świeradowie i zarejestrować się nie udaje.


Akt II
Wyścig
Aktorzy: Marc, JPbike, Paweł, Mateusz

Po śniadaniu ruszamy autem na dół aby się zarejestrować. O 9 rano ludzi jeszcze mało. Powrót do góry, przebranie się i śmigu na dół. Średnia prędkość 45 km/h :)
Robimy krótki rekonesans, lekką rozgrzewkę i ustawiamy się w sektorach. Ja z Mateuszem w 4-tym (u mnie to kwestia uznaniowa, dla Mateusza wywalczona w Poznaniu), Jacek w 2-gim, Paweł w 3-cim.
Ruszamy dość mocno, aby nie zostać z tyłu na długim podjeździe do świątyni Wang. Trzymamy się mniej więcej środka stawki. Po wjeździe na teren zaczyna się prawdziwe wyprzedzanie, ponieważ każdy wokół zachowuje zdecydowanie za dużo asekuracji. Niestety Mateusz zostaje z tyłu, aby zmienić dętkę. Jedzie się bardzo dobrze, nie czuć osłabienia po chorobie. Trasa dość łatwa, nie ma ciężkich podjazdów, ani tym bardziej zjazdów jak u Golonki.
Pierwszy kryzys pojawia się kolo 20 km. Oszukuję wtedy organizm szybkim zjedzeniem Marsa. Później zaczyna się długi podjazd drogą na Dwa Mosty. Początkowo w terenie, później po betonie. W konkurencyjnej serii do utwardzonej ścieżki w ogóle się nie dojeżdża. Przy wjeździe na wysokość ponad 900 robi się zimno i zaczyna na prawdę porządnie wiać. Na szczęście zaraz podjazd się kończy i trasa biegnie ostro w dół po szosie (Celna Droga).
Zaraz za rozjazdem Mega-Giga zatrzymuję się na bufecie by spróbować wszystkiego co mają. Za chwilę zacznam decydujący podjazd na Drodze Chomontowej. Idzie znacznie lepiej niż na początku sezonu, ale dubluje mnie 2 czy 3 zawodników z czołówki Giga. Udaje się wjechać całość. Zjazd to sama bajka.
Końcówka już na mocno zmęczonym organiźmie, ale bez większych trudności. Może poza bolącymi rękoma. Na metę dojeżdżam zadowolony, ponieważ czas pokazuje, że to najlepszy wynik w górskich maratonach.


Akt III
Dekoracja i powrót
Aktorzy: Marc, JPbike, Paweł, Mateusz
Aktorzy drugoplanowi: Klosiu, Rodman

Na mecie dowiaduję się od Pawła, że Jacek zajął 4 miejsce, a Rodman 6-te. Wielkie gratulacje!
Spotykamy też Mariusza, dla którego był to drugi maraton w ten weekend.
Lecimy więc na górę szybko się umyć i spakować, po czym wracamy na dół. Dekoracja Jacka, tombola i pamiątkowe zdjęcie z Mają Włoszczowską - warto było tutaj przyjechać :)

Z Mają © Marc


Open 160/257 - 62% stawki (minimalnie lepiej niż w Międzygórzu)
M2 36/50

Oficjalny czas 03:36:47
Współczynnik do najlepszego 0.62 -> 314 pkt. (tutaj już znacznie lepiej)

Max alti 1016


59.80 km 59.00 km teren
02:55 h 20.50 km/h
Max:46.89 km/h
HR:155/170 79/ 87%
Temp:14.0, w górę:420 m

Maraton Michałki

Sobota, 18 września 2010 · dodano: 18.09.2010 | Komentarze 11

Kolejny wielkopolski maraton z klimatem.
Wszystko rozpoczęło się o godzinie 10.00, a właściwie godzinę wcześniej kiedy musieliśmy wraz z Jackiem odstać swoje w kolejce po numerki.
Po załatwieniu formalności szybkie przebranie, dojeżdżamy na stadion, 10 sekund i ruszamy. Nawet nie zdążyłem się rozejrzeć :)
Początek fatalny, zamykam peleton na asfalcie, takie są efekty ruszenia bez kompletnego rozgrzania ani rozciągania. Na asfalcie wyprzedzają mnie wszyscy znajomi.
Pierwszego dochodzę Krzycha, który dość kiepsko się czuje tego dnia, ale jak się później okaże pojedzie Giga (przypadkowo) :) Prądu dostaję około 20 kilometra i wtedy zaczynam ostre wyprzedzanie. Na Giga nie jadę, bo z takim startem to nie będzie żadnej zabawy.
Do Zbyszka dojeżdżam około 40 kilometra, chwilę jedziemy razem. Potem dochodzę do Jacka i dostaję cynka aby spróbować dojść Konrada. Niestety się nie udaje. Mijam jednak mnóstwo bikerów i udaje się pierwszy raz ukończyć maraton w pierwszej połowie :)

Czas 2:51:07 (0.77 czasu najlepszego, 383 pkt. wg Golonki)
Open 87/186 (0.47 stawki)
M2 23/32


69.24 km 60.00 km teren
03:39 h 18.97 km/h
Max:48.43 km/h
HR:149/171 76/ 88%
Temp:20.0, w górę:790 m

64-sto Osieczna MTB Maraton

Poniedziałek, 13 września 2010 · dodano: 13.09.2010 | Komentarze 11

Ten maraton miałem na radarze od dłuższego czasu - blisko i wiele pozytywnych komentarzy od innych bikerów startujących w poprzednich latach.
W sobotę SMS do Jacka, czy chce się ze mną zabrać. Jednak on decyduje się na przejazd ringiem poznańskim. Bardzo dobrze, więcej kilometrów przejechanych, a maratonów jeszcze jest kilka w tym sezonie :-) Do Osiecznej dojeżdżam więc autem samotnie, jadąc przez urokliwy teren pomiędzy Racotem i Wojnowicami. Trzeba będzie tam się wybrać z szosą :-)
Po dojechaniu na miejsce idę się zarejestrować na Giga (nazwa niezbyt pasująca) i szybko zmienić dętkę, bo po wczorajszej zmianie opony okazuje się, że z tyłu zeszło powietrze. Po chwili spotykam Maksa i Zbyszka. Po chwili spotykamy jeszcze Dawida i nowo poznanego Janka. Jedziemy na krótki trening.
Po powrocie na miejsce startu okazuje się, że już wiele wolnych miejsc dla nas nie zostało ;) Wbijamy się więc gdzieś z boku.
Start o 10.30 bardzo szybki, asfaltowy i łatwo o wypadek.
Na starcie w Osiecznej, za mną ciśnie Maks © Marc

Szybko wyprzedza mnie Zbyszek, Rodman na 5-tym kilometrze. Po wjechaniu w teren robi się tylko trochę luźniej, ale próbuję wyprzedzać co niektórych. Na podjazdach trochę brakuje siły. Przy zjeździe długim singletrackiem jestem blokowany przez kilku rowerzystów i tętno spada chyba do 120, masakra.
Po wjeździe na drugą pętlę zatrzymuję się na chwilę, aby podnieść siodełko. Musiało się zsunąć przy którymś zjazdów.
Jestem świadkiem ciekawej rywalizacji w kategorii kobiet, gdzie Pani Dopierała rywalizuje z Panią Swat. Mijają się trochę, raz jedna z przodu, raz druga. Obie są na prawdę mocne, bo pod koniec trasy większość facetów wymiękała na podjazdach, a one jechały. Zachowałem jednak siły i na metę udało mi się wjechać parę minut przed nimi.
Ostatni podjazd pod ścianę 25-30% to niezły pocisk w stronę psychiki zawodników. 62 km w nogach, więc łatwo w takim momencie o skurcz. Udaje się jednak tego uniknąć.
Po wjeździe na metę dłuższe pogaduchy ze wszystkimi poznańskimi bikerami (+nowo poznany Josip). Potem tombola na której udało się wylosować gripy Dartmoora :-) Nie są najlżejsze, ale i tak je założę, bo stare już się kompletnie wytarły. W sumie to zamieniałem je zmienić ;-) Poszukuję jednak żółtych okularów, musiały mi gdzieś wypaść ;(

Czas 3:32, miejsce około 73/122, w M2 to prawie sama końcówka.


32.82 km 25.00 km teren
01:32 h 21.40 km/h
Max:43.63 km/h
HR:133/167 68/ 86%
Temp:15.0, w górę:260 m

Powerade MTB Marathon Kraków - nieukończony

Poniedziałek, 30 sierpnia 2010 · dodano: 30.08.2010 | Komentarze 4

Za zimno, za dużo deszczu, za dużo błota na moje opony - powiedziałem koniec.
Szkoda sprzętu i zdrowia. Szacunek dla tych co dojechali.


74.00 km 60.00 km teren
03:40 h 20.18 km/h
Max:49.78 km/h
HR:154/177 79/ 91%
Temp:27.0, w górę:800 m

Maraton Hermanów

Niedziela, 15 sierpnia 2010 · dodano: 15.08.2010 | Komentarze 0

Open 20


74.18 km 64.00 km teren
06:10 h 12.03 km/h
Max:53.81 km/h
HR:145/173 74/ 89%
Temp:25.0, w górę:1900 m

MTB Marathon Głuszyca

Niedziela, 1 sierpnia 2010 · dodano: 03.08.2010 | Komentarze 0

Miałem ładny opis, ale go wcięło :/ Nie pisać więcej w przeglądarce!

Opiszę więc tylko końcówkę, czyli od zjazdu z Wielkiej Sowy, kiedy odcięło mi prąd (wcześniej jechało się dobrze i praktycznie wszystko podjeżdżałem i zjeżdżałem). Tam mniej więcej wyprzedził mnie Maks. Na zjeździe nie miałem sił aby szybko i bezpiecznie za nim jechać. Minąłem jeszcze jednego bikera, który czekał na pomoc ratowników (musieli wchodzić do niego 1,5 kilometra).
Końcówka to kilkuminutowa przerwa i prowadzenie prawie na każdym podjeździe. Dojazd do mety trochę zakręcony, bo tą samą trasą co w ciągu wyścigu i pod prąd (zawodnicy po mecie zjeżdżali na dół). Po przekroczeniu końcowej linii położyłem się na 30 minut: żołądek mi wariował, głowa bolała i generalnie czułem się bardzo słabo. Zauważyłem Jacka, który dojechał na Giga parę minut po mnie.
Po 45 minutach przyjechał po mnie Kaz i razem zjechaliśmy na dół do Głuszycy.
Po lekkim posiłku i tomboli pojechaliśmy z Jackiem pod górę do Sierpnicy aby się spakować i wyruszyć w drogę powrotną do Poznania. Wtedy czułem się już znacznie lepiej.

Open 325/412 - 78% stawki
M2 136/156

Oficjalny czas 05:56:37.798
Współczynnik do najlepszego 0.54 -> 271 pkt.


49.56 km 40.00 km teren
02:11 h 22.70 km/h
Max:48.87 km/h
HR://%
Temp:20.0, w górę:600 m

Skoda Maraton MTB Gniezno

Niedziela, 18 lipca 2010 · dodano: 18.07.2010 | Komentarze 2

Od rana popadało. Około 11 przestało, więc jechało się bardzo dobrze.
Na trasie trochę błota, mnóstwo interwałów, kilka trudniejszych odcinków i zgubiona trasa przez większość zawodników.
Ocena maratonu tak czy inaczej bardzo dobra. Jechało się nieźle, nogi pod koniec mocno bolały, więc widać że się nie oszczędzałem. Pulsometru brak, ale tętno przez cały wyścig bardzo wysokie. Noga daje, byle to utrzymać (a może poprawić) do Głuszycy.


Rozrywam peleton :-)

Czas 2:11:38 (0.80 czasu najlepszego, 400 pkt. wg Golonki)
Open 65/120 (0.54 stawki)
M2 23/28