Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Marc z miasteczka Poznań. Mam przejechane 42372.65 kilometrów w tym 12561.57 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Marc.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

21 - 50 km

Dystans całkowity:8595.06 km (w terenie 3294.13 km; 38.33%)
Czas w ruchu:408:53
Średnia prędkość:21.02 km/h
Maksymalna prędkość:65.85 km/h
Suma podjazdów:47897 m
Maks. tętno maksymalne:183 (95 %)
Maks. tętno średnie:162 (87 %)
Suma kalorii:970 kcal
Liczba aktywności:243
Średnio na aktywność:35.37 km i 1h 40m
Więcej statystyk
35.68 km 0.00 km teren
01:08 h 31.48 km/h
Max:45.35 km/h
HR://%
Temp:25.0, w górę: 70 m

Szosowa pętla

Środa, 4 lipca 2012 · dodano: 05.07.2012 | Komentarze 2

Krótki przejazd z małym deszczem. Zrobiłem też kilka sprintów, co by nogę rozkręcić przed Stroniem. I tak to nie pomoże i raczej 6 godzin spędzę na trasie :-)
Kategoria 21 - 50 km, Szosa


49.43 km 49.00 km teren
04:39 h 10.63 km/h
Max:49.31 km/h
HR:152/176 82/ 95%
Temp:21.0, w górę:1900 m

MTB Marathon Karpacz - Mega

Sobota, 23 czerwca 2012 · dodano: 26.06.2012 | Komentarze 9

W tą pamiętną sobotę przyszedł czas na maraton w Karpaczu, na którego hype trwał już od ponad miesiąca. Czując poprawę w swoich umiejętnościach zjazdowych w porównaniu do zeszłego roku spodziewałem się świetnej zabawy i ogromnej ilości adrenaliny.

Na stadion, gdzie miał się odbyć start, przyjeżdżamy ze szkoły w Ściegnach, w której mieliśmy tani i fajny nocleg. Na stadionie spotykam Dudę z dziewczyną, Janka oraz Dawida. Wraz z osobami nocującymi w szkole zbiera się spora grupa znajomych. Oglądamy start gigowców i ustawiamy się do sektora. Obok mnie Duda, z tyłu Zbychu.

Ruszamy inaczej niż w zeszłych latach, lekko główną ulicą w górę i zaraz w lewo. Po chwili znajdujemy się w terenie i zaczynamy pierwszy podjazd w kierunku Izbicy. Tasuję się chwilę ze Zbychem, który jedzie ze zdecydowanie niższą kadencją niż ja. Aż kolana mnie od tego bolą :-) Na szczycie spory tłok, więc spacerujemy dobre kilka minut. Podobnie ze zjazdem - nie można poszaleć. Zaliczam niegroźną glebę, gdy próbuję ściąć zakręt, ale przednie koło zatrzymuje się na korzeniu.

Koło 9-go kilometra zaczynamy najdłuższy podjazd na przełęcz Okraj, mocno sprawdzający wytrzymałość każdego z zawodników. Dodatkową trudnością okazują się duże ilości kostek brukowych, które wybijają z rytmu. Staram się trzymać jak najrówniejsze tempo, regularnie oddychać i nie patrzeć na wyprzedzających mnie zawodników. Tempo wyrównuje mi się do 155-160, czyli zgodnie z założeniami. W pewnym momencie podjazdu przejeżdżam przez mijankę, na której widać gigowców jadących w znacznie większym tempie niż moja grupa megowców. Za chwilę słyszę typowy pik punktu pomiaru czasu. Kilkadziesiąt kolejnych spalonych kalorii dalej jestem na szczycie (Przełęcz Okraj) i skręcam w lewo na najtrudniejszy zjazd maratonu.

Początek dość niewinny, zjeżdżam bez większych problemów, nawet wyprzedzam. Po chwili zaczyna się jednak spore nastromienie, sporo luźnych kamieni i płynąca woda. Część schodzę, część zjeżdżam. Tracę dłuższą chwilę gdy ratownik na quadzie chce podjechać na górę po rannego rowerzystę. W końcu daje sobie z tym spokój, bo nawet napęd 4x4 nie wytrzymuje próby podjazdu i można zjeżdżać dalej. Zjazd zdecydowanie trudny, ale możliwy do zjechania. Przy suchych warunkach i braku tłoku może bym zjechał go w 90%. Na maratonie udało się jakieś 40-50%.

Trzeci podjazd maratonu jest trochę krótszy, ale zaczynam czuć pobolewające lewe kolano i prawe udo (jakby skurcz), ale udaje się jakoś rozciągnąć nogę w trakcie jazdy. Trochę mnie to martwi, bo to jeszcze nawet nie połowa dystansu, ale zagryzam zęby i jadę dalej. Za szczytem zaczyna się kolejny ciężki zjazd Tabaczaną Ścieżką. Zaliczam tam kolejne 2 upadki, ale kończą się one tylko lekkimi zadrapaniami. Końcówka zjazdu to powtórzony fragment z początku maratonu i jedzie mi się go znacznie lepiej, bo jest wreszcie pusto. W pewnym momencie jadę ze znaczą prędkością i widzę przed sobą uskok z dużego kamienia. Nie mam czasu na zahamowanie, ani na wybór innej ścieżki, więc po prostu puszczam klamki, przesuwam tyłek mocno za siodełko i przejeżdżam. Rower bez problemów radzi sobie z taką przeszkodą, a mi adrenalina może trochę opaść :-)

Dojeżdżam do Karpacza, ale nawet tutaj nie ma przerwy na odpoczynek. Stromy podjazd asfaltowy pokonuję z buta, aby nie przeciążać bolącego uda. Dzielę się bidonem z jednym kolarzem, bo już jedzie o pustych bidonach. Zjazd po schodach wychodzi dość płynnie i w sumie okazuje się kolejną fajną niespodzianką. Robię dłuższy postój na bufecie, by po chwili rozpocząć wspinaczkę na przedostatni szczyt. Siła jeszcze w miarę jest, więc wyprzedzam kilku osobników. Zjazdy w tamtej części wyścigu idą mi bardzo dobrze i zyskuję kilka pozycji. Ostatni podjazd już ze sporym zmęczeniem, ale daję radę prawie w całości wjechać i zacząć ostatni zjazd do mety. Z trzech agrafek zjeżdżam tylko pierwszą, nie chcę już ryzykować. Podobnie odpuszczam sekcję kamieni pomiędzy polanami. Na stadion wjeżdżam bardzo zadowolony, bo przeżyłem tak trudną trasę i nie miałem kryzysu.

Czas: 4.48.25
Open 281/409 (68% stawki - lepiej niż w Wałbrzychu, a trasa znacznie trudniejsza)
Współczynnik do najlepszego 0.54 -> 269 pkt. (punktów mniej, najwidoczniej czołówka była wyjątkowo mocna)

Do Jacka straciłem olbrzymią godzinę. On na mega wyraźnie się nudzi :)
Do Dawida niewiele mniej - j.w.
Zbychu za mną 25 minut, czyli chyba obaj pojechaliśmy na miarę naszych możliwości.
Duda niestety nie ukończył ze względu na awarię roweru. Szkoda.

Zaczynamy pogaduchy i regenerację.

Na mecie w Karpaczu © Marc


W między czasie kontroluję czasy gigowców i JP ma przewagę nad Mariuszem około 30 minut. Przychodzi czas dojazdu Jacka i go ciągle nie widać. Okazuje się, że miał sporo przygód na trasie: długą jazdę bez tylnego hamulca (co? jak? to możliwe na takiej trasie?), problemy z nawodnieniem przez zgubiony bidon oraz pechową wywrotkę pod koniec maratonu. Szczegóły tutaj. Mariusz przyjeżdża chwilę po nim. Jest bardzo zadowolony, bo dobrze mu się jechało i poprawnie rozłożył siły.

Wyjątkowo udany dzień. Zdecydowanie najlepszy maraton w jakim brałem udział. Jedyne co pociesza, to to, że na Challenge'u nie będzie aż tak trudnych tras :-)


44.75 km 35.00 km teren
02:08 h 20.98 km/h
Max:39.38 km/h
HR:125/167 67/ 90%
Temp:20.0, w górę:230 m

WPN z Jankiem

Wtorek, 19 czerwca 2012 · dodano: 19.06.2012 | Komentarze 1

Mała wyrypa w WPNie, po dojeździe szlakiem nadwarciańskim, na którym spotkaliśmy Zbyszka i obgadaliśmy szczegóły wyjazdu do Karpacza. Zaliczyliśmy dwa rezerwaty z urokliwymi ścieżkami: Góry Puszczykowskie i Pojniki. Pomiędzy nimi jechaliśmy żółtym szlakiem.

Początkowo kręciło mi się ciężko, ale w konkretnym terenie było już lepiej. Tętno dość niskie, ale było to do przewidzenia po niedzielnym maratonie.


37.00 km 25.00 km teren
01:45 h 21.14 km/h
Max:40.06 km/h
HR://%
Temp:25.0, w górę:230 m

Przed Kargową

Sobota, 16 czerwca 2012 · dodano: 16.06.2012 | Komentarze 0

Krótka wycieczka na dzień przed maratonem z elementami tempa wyścigowego.
Kilka mocniejszych podjazdów w Górach Puszczykowskich + gratisowe przebijanie się przez krzaki z rowerem pod pachą. Tamtejsze ścieżki lubią nagle się kończyć :-)
Kategoria 21 - 50 km


36.91 km 25.00 km teren
01:29 h 24.88 km/h
Max:44.73 km/h
HR:139/169 75/ 91%
Temp:13.0, w górę:200 m

Więcej terenu

Czwartek, 17 maja 2012 · dodano: 18.05.2012 | Komentarze 3

Przed weekendowymi maratonami postanowiłem przypomnieć sobie pozycję na góralu i sprawdzić czy wszystko w nim działa jak należy. Jego stan oceniam na dobry, może poza brzydkim zdarciem lakieru na górnej rurze. Zapewne dostało mu się podczas upadku w Złotym Stoku.
Trasa raczej oklepana: nadwarciańskim na południe, trochę nowych ścieżek w okolicach Puszczykowa i powrót przez Luboń/Dębiec. Szkoda, że nie było więcej czasu na pojeżdżenie po WPN-ie, ale niestety trzeba było wracać przygotować się na weekend.
Kategoria 21 - 50 km


33.00 km 0.00 km teren
01:26 h 23.02 km/h
Max:33.00 km/h
HR://%
Temp:, w górę: m

Dojazd

Czwartek, 10 maja 2012 · dodano: 11.05.2012 | Komentarze 0

Dojazd do Dąbrowy, powrót o lampkach po bardzo spokojnej o tej porze Bukowskiej. Więcej tam wtedy ptaków niż aut :-)
Kategoria 21 - 50 km, Szosa


41.37 km 41.00 km teren
02:55 h 14.18 km/h
Max:61.70 km/h
HR:156/174 84/ 94%
Temp:20.0, w górę:1460 m

MTB Marathon Złoty Stok - Mega

Sobota, 5 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 7

Po trzech dniach jazdy i jednym dniu przerwy przyszedł czas na pierwszy górski maraton w tym sezonie.
Przed startem kręcę się chwilę z Wojtkiem i oglądam start gigowców.
Przed startem w Złotym Stoku © Marc


Mega rusza tradycyjnie o 11, ja z 3 sektora razem z Marcinem i Michałem. Widzę ich tylko na samym początku, bo startuję bardzo spokojnie. Na kamieniach tradycyjnie robi się korek, dalej jest lepiej i można jechać swoje. Na Jawornik Wielki wjeżdżam swoim, raczej niezbyt szybkim tempem, ale nie chcę się wypalić przez pierwszą godzinę jazdy. Pod koniec podjazdu na największym nastromieniu przyspieszam i zyskuję kilka pozycji.

Zjazd blokuje się po kilku metrach. Ludzie dosłownie stoją, nawet nie sprowadzają. Daję więc kawałek po krzakach, potem już robi się luźniej i rozpędzam się do właściwej prędkości. Zyskuję kilka pozycji, bo na zjeździe czuję się dość pewnie. Pod jego koniec mijam Marcina, ale kilkaset metrów dalej zaliczam nieprzyjemną glebę. Zjazd już praktycznie się skończył, ale przednie koło dostaje uślizgu na rynnie biegnącej wzdłuż i lecę na bok. Zbijam sobie kolana oraz prawą nogę poniżej biodra, a także trochę głowę. Wstaję, prostuję kierownicę, patrzę czy wszystko na miejscu i ruszam dalej. Z lewego kolana krew cieknie mocno, ale przez adrenalinę nic nie czuję. Za chwilę jest bufet więc polewam ranę trochę wodą i prostuję do końca kierownicę (jak się okazuje w tym czasie wyprzedza mnie Marcin).

Drugi podjazd zaczynam spokojnie, odczuwam ból kolana, ale przeszkadza tylko trochę.
Za pierwszym bufetem na maratonie w Złotym Stoku © Marc

Po chwili dogania mnie Ania Wysokińska i przez jakiś czas jedziemy razem. Do grupki dołączają jeszcze kolejne osoby m.in. Czarna Mamba. Tak jedziemy na sam szczyt po szutrowych drogach. Szybki zjazd po sypkich kamyszkach zjeżdżam dość uważnie, ale w miarę szybko. Dojeżdżamy w ten sposób do Lutyni.

Trzeci podjazd to niezbyt lubiana łąka i później las. Po zielonej trawce wyprzedza nas Grzegorz Golonko jadąc w swojej Navarze w dość zawrotnym tempie. Wysadza fotografów, którzy szybko zaczynają swoją pracę przy okazji motywując zawodników do mocnego deptania. Fajna akcja :-)
W lesie jedzie się lepiej, bo nie czuć tak słońca. Do Borówkowej dojeżdżam bez większych strat lub zysków. Na zjeździe udaje mi się fajnie pojechać, nie blokuje mnie wiele osób i tylko w kilku miejscach muszę zejść z roweru.
Zjazd z Borówkowej © Marc

Zyskuję w ten sposób dobre parę pozycji, a co istotne na samym końcu doganiam Marcina.

Na kolejnym bufecie zatrzymuję się na dłużej od niego, ale zaraz się zrównujemy. Chwilę jedziemy, potem trochę spaceru. Widzę, że wprowadzam rower minimalnie szybciej od niego, ale on wcześniej wsiada na siodełko i nadrabia kilka metrów. Niestety pechowo wkręca mu się kij w przerzutkę (to nie moja wina, serio :-) ) i znowu jestem lekko z przodu. Pcham rower co sił, później wsiadam na niego i mocno pedałuję. Po kilku zakrętach odwracam się i Marcina nie widzę. Pojawia się cień szansy na zwycięstwo. Każdy podjeździk jadę na 100%, bez żadnego oszczędzania. Podobnie na ostatnim zjeździe, dokręcam ile pary w nogach. Tętno cały czas utrzymuje się wysoko, ale o to chodzi, jadę maksimum. Zyskuję tam może z 7-8 pozycji.

Dojeżdżam na metę, patrzę na zegarek i doznaję szoku. Parę minut po 14, czyli czas znacznie lepszy od zeszłego roku (mniej więcej o 25 minut). Na dodatek przed Marcinem, czyli udało mi się wreszcie go wyprzedzić (stan rywalizacji 2:1 :-D ). Do Michała nie tracę wcale tak dużo, w zeszłym roku dokładał mi znacznie więcej.

Schodzę z roweru i dopiero w tym momencie zdaję sobie sprawę jak bardzo boli stłuczone kolano. Szukam ambulansu, ale nie widzę żadnej pomocy medycznej (zawozili wtedy dziewczynę do szpitala). Agnieszka od Jarka podpowiada, aby udać się do strażaków i tak robię. Ranę czyszczą mi wodą utlenioną, ja trochę zwijam się z bólu, ale tak trzeba. Ilość piany była taka, że przykryła prawie całą nogę.

Czas: 3:02:45
Open 286/500 (57% stawki - niewiele zabrakło do pierwszej połowy)
M2 93/126
Współczynnik do najlepszego 0.62 -> 310 pkt. Ponad 300 punktów w górach? Tego jeszcze nie było :-)

Mateusz Zoń 1.53
.
.
.
Michał Jaskółka 2.50
Marek Jeszka 3.02
Marcin Horemski 3.05
Zbigniew Rybak 3.26
Krzysztof Gawłowski DNF (niestety choroba go zbytnio osłabiła)


42.61 km 30.00 km teren
02:40 h 15.98 km/h
Max:55.85 km/h
HR://%
Temp:, w górę:780 m

Borówkowa od strony czeskiej

Czwartek, 3 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 1

Tego dnia chcieliśmy zrobić mniejszy dystans, by dać odpocząć nogom przed sobotnim maratonem. Mariusz i Jacek nadal czuli potrzebę kręcenia, więc pojechali w stronę Śnieżnika. Ja z Krzysztofem i Zbyszkiem zdecydowaliśmy się na wjazd na Borówkową czeskimi szlakami.
Początek to dojazd do Białej Wody i późniejszy podjazd zielonym szlakiem szutrową drogą. Wjeżdżamy spokojnym tempem do rozjazdu pod Borówkową.
Czerwony szlak na Borówkową © Marc

My decydujemy się na mało stromy podjazd od północy. Na szczycie okazja na czeskie piwo i kolejny zjazd zielonym szlakiem. Ponownie zjeżdża mi się bardzo dobrze, schodzę w dwóch miejscach, gdzie nie mam pomysłu jak objechać kamienie. Na dole czekam 5 minut na chłopaków, by zjechać szutrową drogą z powrotem do Białej Wody. W pewnym momencie szybko zbliżam się do pewnej pary, która nie może się zdecydować w którą stronę drogi zejść. Chłopak z prawej chce iść na lewą, dziewczyna z lewej na prawo. W końcu się decydują i ich mijam :-) Ale było przez chwilę gorąco, bo szans na wyhamowanie nie miałem.


40.08 km 0.00 km teren
01:20 h 30.06 km/h
Max:46.34 km/h
HR:140/162 75/ 87%
Temp:12.0, w górę:100 m

Po pracy

Wtorek, 27 marca 2012 · dodano: 28.03.2012 | Komentarze 0

Znowu hulają solidne wiatry, nie pamiętam by przenoszono Poznań nad morze :-)
Udało się jednak wykręcić (pierwszy raz w tyk roku) średnią powyżej 30-tu. Przy w miarę normalnym tętnie. Chyba wszystko zmierza w dobrym kierunku :-)
Kategoria 21 - 50 km, AVS >30, Szosa


40.27 km 0.00 km teren
01:25 h 28.43 km/h
Max:42.27 km/h
HR:129/157 69/ 84%
Temp:8.0, w górę:100 m

Szosowa runda

Wtorek, 20 marca 2012 · dodano: 20.03.2012 | Komentarze 0

Dzisiaj jechało się dość ciężko. Chyba jeszcze trzyma zmęczenie po niedzieli.
Kategoria 21 - 50 km, Szosa