Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Marc z miasteczka Poznań. Mam przejechane 42372.65 kilometrów w tym 12561.57 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Marc.bikestats.pl

Archiwum bloga

49.43 km 49.00 km teren
04:39 h 10.63 km/h
Max:49.31 km/h
HR:152/176 82/ 95%
Temp:21.0, w górę:1900 m

MTB Marathon Karpacz - Mega

Sobota, 23 czerwca 2012 · dodano: 26.06.2012 | Komentarze 9

W tą pamiętną sobotę przyszedł czas na maraton w Karpaczu, na którego hype trwał już od ponad miesiąca. Czując poprawę w swoich umiejętnościach zjazdowych w porównaniu do zeszłego roku spodziewałem się świetnej zabawy i ogromnej ilości adrenaliny.

Na stadion, gdzie miał się odbyć start, przyjeżdżamy ze szkoły w Ściegnach, w której mieliśmy tani i fajny nocleg. Na stadionie spotykam Dudę z dziewczyną, Janka oraz Dawida. Wraz z osobami nocującymi w szkole zbiera się spora grupa znajomych. Oglądamy start gigowców i ustawiamy się do sektora. Obok mnie Duda, z tyłu Zbychu.

Ruszamy inaczej niż w zeszłych latach, lekko główną ulicą w górę i zaraz w lewo. Po chwili znajdujemy się w terenie i zaczynamy pierwszy podjazd w kierunku Izbicy. Tasuję się chwilę ze Zbychem, który jedzie ze zdecydowanie niższą kadencją niż ja. Aż kolana mnie od tego bolą :-) Na szczycie spory tłok, więc spacerujemy dobre kilka minut. Podobnie ze zjazdem - nie można poszaleć. Zaliczam niegroźną glebę, gdy próbuję ściąć zakręt, ale przednie koło zatrzymuje się na korzeniu.

Koło 9-go kilometra zaczynamy najdłuższy podjazd na przełęcz Okraj, mocno sprawdzający wytrzymałość każdego z zawodników. Dodatkową trudnością okazują się duże ilości kostek brukowych, które wybijają z rytmu. Staram się trzymać jak najrówniejsze tempo, regularnie oddychać i nie patrzeć na wyprzedzających mnie zawodników. Tempo wyrównuje mi się do 155-160, czyli zgodnie z założeniami. W pewnym momencie podjazdu przejeżdżam przez mijankę, na której widać gigowców jadących w znacznie większym tempie niż moja grupa megowców. Za chwilę słyszę typowy pik punktu pomiaru czasu. Kilkadziesiąt kolejnych spalonych kalorii dalej jestem na szczycie (Przełęcz Okraj) i skręcam w lewo na najtrudniejszy zjazd maratonu.

Początek dość niewinny, zjeżdżam bez większych problemów, nawet wyprzedzam. Po chwili zaczyna się jednak spore nastromienie, sporo luźnych kamieni i płynąca woda. Część schodzę, część zjeżdżam. Tracę dłuższą chwilę gdy ratownik na quadzie chce podjechać na górę po rannego rowerzystę. W końcu daje sobie z tym spokój, bo nawet napęd 4x4 nie wytrzymuje próby podjazdu i można zjeżdżać dalej. Zjazd zdecydowanie trudny, ale możliwy do zjechania. Przy suchych warunkach i braku tłoku może bym zjechał go w 90%. Na maratonie udało się jakieś 40-50%.

Trzeci podjazd maratonu jest trochę krótszy, ale zaczynam czuć pobolewające lewe kolano i prawe udo (jakby skurcz), ale udaje się jakoś rozciągnąć nogę w trakcie jazdy. Trochę mnie to martwi, bo to jeszcze nawet nie połowa dystansu, ale zagryzam zęby i jadę dalej. Za szczytem zaczyna się kolejny ciężki zjazd Tabaczaną Ścieżką. Zaliczam tam kolejne 2 upadki, ale kończą się one tylko lekkimi zadrapaniami. Końcówka zjazdu to powtórzony fragment z początku maratonu i jedzie mi się go znacznie lepiej, bo jest wreszcie pusto. W pewnym momencie jadę ze znaczą prędkością i widzę przed sobą uskok z dużego kamienia. Nie mam czasu na zahamowanie, ani na wybór innej ścieżki, więc po prostu puszczam klamki, przesuwam tyłek mocno za siodełko i przejeżdżam. Rower bez problemów radzi sobie z taką przeszkodą, a mi adrenalina może trochę opaść :-)

Dojeżdżam do Karpacza, ale nawet tutaj nie ma przerwy na odpoczynek. Stromy podjazd asfaltowy pokonuję z buta, aby nie przeciążać bolącego uda. Dzielę się bidonem z jednym kolarzem, bo już jedzie o pustych bidonach. Zjazd po schodach wychodzi dość płynnie i w sumie okazuje się kolejną fajną niespodzianką. Robię dłuższy postój na bufecie, by po chwili rozpocząć wspinaczkę na przedostatni szczyt. Siła jeszcze w miarę jest, więc wyprzedzam kilku osobników. Zjazdy w tamtej części wyścigu idą mi bardzo dobrze i zyskuję kilka pozycji. Ostatni podjazd już ze sporym zmęczeniem, ale daję radę prawie w całości wjechać i zacząć ostatni zjazd do mety. Z trzech agrafek zjeżdżam tylko pierwszą, nie chcę już ryzykować. Podobnie odpuszczam sekcję kamieni pomiędzy polanami. Na stadion wjeżdżam bardzo zadowolony, bo przeżyłem tak trudną trasę i nie miałem kryzysu.

Czas: 4.48.25
Open 281/409 (68% stawki - lepiej niż w Wałbrzychu, a trasa znacznie trudniejsza)
Współczynnik do najlepszego 0.54 -> 269 pkt. (punktów mniej, najwidoczniej czołówka była wyjątkowo mocna)

Do Jacka straciłem olbrzymią godzinę. On na mega wyraźnie się nudzi :)
Do Dawida niewiele mniej - j.w.
Zbychu za mną 25 minut, czyli chyba obaj pojechaliśmy na miarę naszych możliwości.
Duda niestety nie ukończył ze względu na awarię roweru. Szkoda.

Zaczynamy pogaduchy i regenerację.

Na mecie w Karpaczu © Marc


W między czasie kontroluję czasy gigowców i JP ma przewagę nad Mariuszem około 30 minut. Przychodzi czas dojazdu Jacka i go ciągle nie widać. Okazuje się, że miał sporo przygód na trasie: długą jazdę bez tylnego hamulca (co? jak? to możliwe na takiej trasie?), problemy z nawodnieniem przez zgubiony bidon oraz pechową wywrotkę pod koniec maratonu. Szczegóły tutaj. Mariusz przyjeżdża chwilę po nim. Jest bardzo zadowolony, bo dobrze mu się jechało i poprawnie rozłożył siły.

Wyjątkowo udany dzień. Zdecydowanie najlepszy maraton w jakim brałem udział. Jedyne co pociesza, to to, że na Challenge'u nie będzie aż tak trudnych tras :-)



Komentarze
Marc
| 06:21 piątek, 29 czerwca 2012 | linkuj Dzięki panowie, nie było lekko, a wspomnienia pozostaną na długo.
KeenJow
| 22:37 czwartek, 28 czerwca 2012 | linkuj Gratki za ukończenie i niezły przejazd tej karkołomnej trasy ;)
MaciejBrace
| 21:56 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Gratulacje - ładny wynik.
Marc
| 21:11 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Josip, bez jaj, nie oszczędzałem się :) Człowiek kryzysu nie złapie, to mu wytkną, że za słabo pojechał :P A ja po prostu dobrze siły rozłożyłem.
Z resztą spójrz na średnie tętno - przez prawie pięć godzin wysoko się utrzymywało.
(nazwę poprawiłem - dzięki)
josip
| 20:01 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Marek, gratki za pokonanie trasy bez większych kryzysów. Mam wrażenie, że ty się trochę oszczędzasz na tych maratonach, nie jedziesz tak naprawdę na maksa:-)
Ja z kolei mam często takie wyładowanie adrenaliny, że jadę szybciej niż mogę, he he.
Aa, i coś jest chyba nie tak z nazwą miejscowości w tytule wpisu:)
Marc
| 19:34 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Coś czuję, że szybko zostanę z tyłu. Masz wykręcone tyle kilometrów w tym roku, że szkoda się porównywać ;)
z3waza
| 19:21 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Super to się będziemy mieli okazję zmierzyć :)
Marc
| 19:19 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Tak.
z3waza
| 18:40 wtorek, 26 czerwca 2012 | linkuj Wybierasz się do Lubrzy?
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!