Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Marc z miasteczka Poznań. Mam przejechane 42372.65 kilometrów w tym 12561.57 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Marc.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:18144.38 km (w terenie 9188.09 km; 50.64%)
Czas w ruchu:924:36
Średnia prędkość:19.62 km/h
Maksymalna prędkość:69.82 km/h
Suma podjazdów:181118 m
Maks. tętno maksymalne:178 (95 %)
Maks. tętno średnie:160 (86 %)
Suma kalorii:970 kcal
Liczba aktywności:285
Średnio na aktywność:63.66 km i 3h 14m
Więcej statystyk
68.90 km 52.00 km teren
07:05 h 9.73 km/h
Max:52.74 km/h
HR://%
Temp:18.0, w górę:2500 m

Beskidy MTB Trophy. Dzień 2

Piątek, 4 czerwca 2010 · dodano: 08.06.2010 | Komentarze 0

Przyjazd na metę po około 8 godzinach (1 godz. 20 minut przed limitem czasowym).


48.48 km 41.00 km teren
04:33 h 10.65 km/h
Max:53.27 km/h
HR://%
Temp:13.0, w górę:1800 m

Beskidy MTB Trophy. Dzień 1

Czwartek, 3 czerwca 2010 · dodano: 08.06.2010 | Komentarze 0

Ze względu na długi wyścig i bardzo duża liczbę podjazdów opiszę tylko te fragmenty, które utkwiły mi najbardziej w głowie. Ciężko przenieść "na papier" kilkadziesiąt godzin wrażeń :)
Wyników celowo nie podaję ;) Nie one były moim celem, a jedynie ukończenie tej czteroetapówki.

Początek MTB Trophy to dla mnie spore zaskoczenie zobaczenia wielkiego gimnazjum w Istebnej w którym nocowaliśmy. Widać, że wybudowano je niedawno, prawdopodobnie za pieniądze unijne.
Pobudka pierwszego dnia i zejście na śniadanie. Wyjątkowo smaczne i duże. Wciskam w siebie ponad miarę, chociaż apetyt i tak mam dobry. Jak się okaże to jedzenie dało sporo sił.
Start pierwszego dnia zaplanowany był na godzinę 12, więc czasu na przygotowania dość sporo. Okazja porobić zdjęcia i rozejrzeć się.
Ruszamy punktualnie w południe asfaltową drogą przez Istebną. Po krótkim czasie rozpoczyna się pierwszy podjazd, cały czas asfaltem. Momentami przewyższenie przekraczało 20, a może i 25%.
Po wjeździe na Wielki Stożek czekał nas czeski fragment - bardzo urokliwy, momentami szybki i praktycznie w całości przejezdny.
W ciągu tego dnia dwukrotnie miałem dość bolesne upadki. Na podjeździe przednie koło ślizgnęło się i upadłem na lewą piszczel. Niestety przez dość długi czas nie było ambulansu, aby przeczyścić ranę. Spotkałem go dopiero za połową, gdzie byłem już po drugim upadku na prawe kolano. W czasie czyszczenia ran Kaz porobił mi kilka fotek.
Końcówka tego etapu to jak się później okazało nieplanowany przez organizatora zjazd błotno-wodną ścieżką. Ponoć to miejsce tak rozmokło w ciągu jednego dnia. W celu oszczędzenia roweru w tym miejscu szukałem trasy alternatywnej przez las.
Przyjazd na metę po około 5 godzinach.


69.88 km 35.00 km teren
03:14 h 21.61 km/h
Max:41.89 km/h
HR://%
Temp:18.0, w górę: m

WPN

Niedziela, 30 maja 2010 · dodano: 30.05.2010 | Komentarze 0

Planowałem pojechać do Kórnika, ponieważ pogoda była całkiem niezła.
Po porannym przygotowaniu roweru ruszyłem w stronę parku Dębina. Tam spore zaskoczenie, oczywiście przez powódź.

Park całkowicie zalany, a zakaz wstępu na ścieżki pilnowany przez policję i harcerzy. Ze względu na to, że jest to miejsce dość popularne na niedzielne spacery, w tłoku wzdłuż nasypu kolejowego przebijam się w stronę Drogi Dębińskiej.
Dalej jadę do Lubonia. W pobliżu stadionu zastaję wielkie przygotowania do obrony przed wylaniem. Brakuje na prawdę niewiele, aby woda wlała się mieszkańcom do domów. Niestety standardowa ścieżka nad rzeką jest zalana, więc wracam na główną drogę i jadę w stronę zakładów chemicznych. Tam woda powoduje kolejne spustoszenie na nowo położonym chodniku z bruku.

Na pobliskim moście zauważam kilku bikerów (Marek, Wojtek i jeszcze jeden biker, którego imienia niestety nie zapamiętałem), więc rozpoczynam krótką rozmowę. Okazuje się, że jadą w podobnym kierunku. W dalszą drogę ruszamy naturalnie razem :) Za kierunek obieramy WPN. Tam udaje się nam przejechać w pobliżu jeziora Jarosławieckiego i Góreckiego, po czym wjeżdżamy na Osową. Marek pokazuje nam mega-podjazd singletrackiem, bardzo dobry do treningów. Trzeba będzie tutaj przyjechać, zapamiętać miejsce i podjeżdżać.
W drogę powrotną zabieramy się kiedy lekko kropi. W Luboniu się rozdzielamy i wraz z Wojtkiem jedziemy przez Górczyn w stronę parku sołackiego. Potem już samotnie na "moją" górkę nad Rusałką.
Wspólne jeżdżenie jest znacznie przyjemniejsze niż samemu :-)


35.44 km 29.00 km teren
01:35 h 22.38 km/h
Max:38.69 km/h
HR://%
Temp:17.0, w górę: m

Za Strzeszynek + podjazdy

Środa, 26 maja 2010 · dodano: 26.05.2010 | Komentarze 0




3.54 km 0.00 km teren
00:15 h 14.16 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:8.0, w górę: m

Przed Bielawą

Niedziela, 16 maja 2010 · dodano: 17.05.2010 | Komentarze 0




29.78 km 25.00 km teren
01:47 h 16.70 km/h
Max:65.85 km/h
HR://%
Temp:10.0, w górę:700 m

Skandia Maraton MTB Bielawa

Niedziela, 16 maja 2010 · dodano: 20.05.2010 | Komentarze 0

Będąc w Kotlinie Kłodzkiej podczas weekendu (Złoty Stok dnia poprzedniego) nie mogłem sobie odmówić startu w cyklu Skandia Maraton, który odbywał się tego dnia w Bielawie.
Jadąc do miasteczka podjęliśmy z Einsteinem decyzję, że startujemy w Mini, nogi wystarczająco bolały po Złotym Stoku ;) Opłata startowa to tylko 40 zł, za chip nie trzeba płacić, a dostaje się jeszcze gratisy.
Start jak zwykle o 11.00. Giga, Mega i Mini z przerwami dwuminutowymi. Pogoda była w porządku, jedynie silny wiatr przeszkadzał w utrzymaniu wysokiej temperatury ciała.
Pierwsza część to przejazd przez Bielawę asfaltem i próby chowania się za innymi zawodnikami. Po wjeździe w teren objazd zalewu z bardzo urokliwym widokiem na czołówkę maratonu. W dalszej części rozpoczyna się podjazd. Udaje się utrzymać dobre tempo, pomimo bolących nóg. Einstein zostaje lekko z tyłu.
Wjazd w okolice wzniesienia Trzy Buki nie okazuje się bardzo trudny. Poprzedniego roku męczyłem się na nim o wiele bardziej. Na zjeździe Ciemnym Jarem udaje mi się wyprzedzić kilka osób. Znam ten odcinek i wiem, że można się tutaj porządnie rozpędzić.
Na rozjeździe skręt lekko w lewo, w kierunku górki Kuczaba. Tutaj niestety nie udaje się wjechać - sporo błota i zmęczenie dają znać o sobie. Po tym fragmencie następują już praktycznie tylko zjazdy (przez Jodłownik i Ostroszowice do Bielawy). Przed Myśliszowem przedostatni podjazd, tym razem po asfalcie. Ostatni fragment to element XC na wzniesieniu Łysa Góra - tutaj także krótki spacer pod górę, ale na szczęście w szybkim tempie.
Dojazd do mety ze sporym zmęczeniem, ale nie wycieńczeniem jak dnia poprzedniego.
Einstein dociera po kilku minutach. Krótkie mycie rowerów (z problemami organizatora z prądem) i karkówka z grilla, na zakończenie tego bardzo udanego weekendu :)

Mini:
Open 96/199
M2 27/44
Czas 1:45:39


5.40 km 0.00 km teren
00:20 h 16.20 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:8.0, w górę: m

Przed Złotym Stokiem

Sobota, 15 maja 2010 · dodano: 17.05.2010 | Komentarze 0




52.04 km 50.00 km teren
05:00 h 10.41 km/h
Max:62.83 km/h
HR://%
Temp:8.0, w górę: m

Powerade Suzuki MTB Maraton Złoty Stok

Sobota, 15 maja 2010 · dodano: 17.05.2010 | Komentarze 0

Patrząc na prognozy pogody zapowiadała się błotniska powtórka z zeszłego roku. Jak się później okazało trasa była w gorszym stanie, a kilometrów do przejechania więcej.
Ale zacznijmy od początku. Przyjazd do Złotego Stoku o 9 rano, przygotowania roweru i ubioru oraz okazja do zobaczenia jak startuje Giga. Następnie krótka rozgrzewka i ustawienie się w sektorach. Warto być trochę z przodu aby uniknąć przepychania w tłoku na pierwszych podjazdach.
Start o 11 i praktycznie od razu pod górę.

Numer startowy 86
Po kilku kilometrach widać jak wiele wody spadło w ostatnich dniach - trasy po prostu płyną. Pierwszy podjazd najdłuższy tego dnia, ale już on daje w kość. Nie jedzie się łatwo w takim grząskim terenie, momentami w strumieniu, ale udaje się wjechać bez schodzenia. Zjazdy śliskie i niebezpieczne, na dodatek w dużym tłoku. Na szczęście nie ma tylu kamieni ile w Karpaczu było.
Trasa nieustannie biegnie w górę lub w dół. Na zjazdach zdecydowanie pomaga nowy amortyzator. Na podjazdach też czuć większą lekkość roweru.
Lutynia to miejsce gdzie był drugi bufet. Jem i piję ile mogę, ponieważ za chwilę rozpoczyna się jeden gorszych podjazdów - na górę Borówkową. Początek przez polanę (od połowy na piechotę), później lasem (większość z buta) i dopiero później udaje się przejechać obok wieży widokowej.
Zjazd z Borówkowej idzie znacznie lepiej niż w zeszłym roku pomimo bardzo śliskiego gruntu. Jednak każdy kolejny maraton to poprawa techniki.
Udaje się nawet wyprzedzić kilka wolniejszych osób. Jednak to już trochę większa sztuka niż zjeżdżanie samotnie i przy jednej takiej próbie ląduję na ziemi. Wszystko przez wysoki korzeń na który nie wjechała tylna opona, tylko się na nim poślizgnęła.
Trzeci bufet mijam mając na liczniku już 36 km, a obsługa twierdzi, że zostało jeszcze 10 (gdzie tu zapowiadane 41?).
Końcowy fragment to przejazd w stylu XC przez las koło Białej Góry. Niestety większość z buta.
Dojazd na metę bardzo zmęczony i tak samo brudny, ale zadowolony. Ponownie zostałem zdublowany przez Jacka, ale tym razem udało mi się mu pogratulować świetnego wyniku w Giga.
Na koniec długie czekanie na jedzenie (sos bez makaronu, za to z chlebem) i mycie roweru.
Mega:
Open 280/390 (71% stawki)
M2 102/119
Czas 05:04:15.569
Współczynnik do najlepszego 0.56 -> 278 pkt.


34.52 km 19.50 km teren
01:21 h 25.57 km/h
Max:41.51 km/h
HR://%
Temp:5.0, w górę: m

Do Kiekrza

Środa, 5 maja 2010 · dodano: 05.05.2010 | Komentarze 0

Pozdrowienia dla bikera na białym Cube :) Fajnie się jechało razem. Podziwiam te twarde przełożenia (cały czas 3-9).


54.76 km 45.00 km teren
04:55 h 11.14 km/h
Max:51.72 km/h
HR://%
Temp:13.0, w górę:1700 m

Powerade Suzuki MTB Maraton Karpacz

Sobota, 1 maja 2010 · dodano: 02.05.2010 | Komentarze 0

Czas 04:54:43.112, dystans MEGA.
Pozycja:
- M2 205/241
- open 532/682 (84% stawki)
Współczynnik do najlepszego 0.51 -> 253 pkt.
Pierwszy tegoroczny maraton w górach i to od razu jaki! Trasa bardzo urokliwa, z długimi podjazdami i technicznymi zjazdami. Tego było mi trzeba :) Uroku dodawał śnieg w najwyższych partiach gór.

Początek standardowo o 11 - wraz z Łukaszem i Kazem z III sektora dzięki dobremu wynikowi w Dolsku. Einstein inauguruje sezon, więc rusza bez przydziału.
Po wyjechaniu ze stadionu ruszamy pod górę do świątyni Wang - 5 km pod górę asfaltem. Jedziemy z Kazem wolno, dla oszczędzenia sił. Łukasz trochę nam ucieka. Po wjechaniu w teren Kaz mi ucieka i tyle go widziałem. Pierwsze trudności pojawiają się przy zjazdach w okolicach Grabowca i Głaśnicy, wyraźnie brakuje mi obycia z takim terenem. Przed pierwszym bufetem ma miejsce ciekawa sytuacja - z naprzeciwka nadjeżdża czołówka Mega. Okazuje się, że w tym miejscu jest mijanka!
W okolicach 20 kilometra dogania mnie Einstein - na zjazdach idzie mu znacznie lepiej niż mi. Razem ruszamy do drugiego bufetu.
Na drodze pod Reglami (bądź też na Dwa Mosty - nie pamiętam) podejście z rowerami jest tak strome, że nie widać nikogo jadącego. Jeden wielki peleton prowadzących rowery.
Później góra/dól, góra/dół, góra/dół...
Przy przekraczaniu doliny Czerwienia mijam rzekę idąc po ułożonych drzewach - świetna sprawa. Trzeba tylko uważać, żeby zbytnio nie rozbujać tego niepewnego podłoża.
Po kolejnych kilometrach rozpoczyna się kultowa już Droga Chomontowa. Krótka dyskusja o niej na blogu JPbike, który mnie tam wyprzedził. Wielki szacun! Dla mnie problemem było prowadzenie tam roweru. Ze zmęczenia przytrafił się nawet jeden upadek.
Dojazd do ostatniego bufetu i ostatnie kilometry to już tylko walka o czas poniżej 5 godzin. Szansa na pojawienie się skurczy co raz bliższa. Z tego powodu musiałem zejść na chwilę z roweru przy ostatnim podjeździe w Karpaczu, bo mięśnie miały już dosyć, a było już tylko 500 metrów do mety.
Dojazd na metę to pełnia szczęścia i świadomość, że warto było czekać na to całą zimę :)