Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Marc z miasteczka Poznań. Mam przejechane 42372.65 kilometrów w tym 12561.57 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Marc.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:18144.38 km (w terenie 9188.09 km; 50.64%)
Czas w ruchu:924:36
Średnia prędkość:19.62 km/h
Maksymalna prędkość:69.82 km/h
Suma podjazdów:181118 m
Maks. tętno maksymalne:178 (95 %)
Maks. tętno średnie:160 (86 %)
Suma kalorii:970 kcal
Liczba aktywności:285
Średnio na aktywność:63.66 km i 3h 14m
Więcej statystyk
18.80 km 10.00 km teren
01:32 h 12.26 km/h
Max:55.70 km/h
HR:131/162 67/ 83%
Temp:22.0, w górę:600 m

Rekonesans trasy maratonu

Sobota, 11 czerwca 2011 · dodano: 13.06.2011 | Komentarze 1

Po przyjechaniu do Karpacza, i wraz z Maksem, Zbychem i Wojtkiem zebraliśmy się i około 18 wyruszyliśmy na objazd trasy maratonu, a dokładnie jego początku i końcówki. Do świątyni Wang tradycyjnie szosą z wygenerowaną koszmarną ilością potu (jazda w tlenie). Po drodze udało mi się obczaić rozpoczętą budowę 6-osobowej kanapy, chyba na Kopę.
Po wjechaniu na szczyt odbiliśmy w prawo w teren, by zobaczyć jak wyglądają kolejne kilometry trasy. Okazało się, że było tam sporo poprzecznych kanałów odprowadzających wodę. Na jednym z nich Wojtek złapał snake'a, więc mieliśmy parę minut przerwy. Pierwszy trudniejszy zjazd wyglądał tak:
Pierwszy techniczny zjazd na trasie maratonu w Karpaczu © Marc

Nikt nie odważył się zjechać, bo jednak leżało tam mnóstwo luźnych kamieni i na dodatek na końcu był ostry zakręt w lewo, a za nim spora przepaść. W kierunku mety pojechaliśmy kolejnym trudnym zjazdem i dalej przez mostek:
Mostek na trasie maratonu © Marc


Później w kierunku odcinka XC, gdzie weszliśmy na skałki zrobić parę fajnych fotek:
Na tle skoczni © Marc


Spotkaliśmy tam Mariusza z Andrzejem i później razem pojechać w dół bardzo trudnym singlem, a następnie po śliskiej trawie. Na stadion dojechaliśmy asfaltami, by odebrać błękitne skarpetki.
Do domu pojechaliśmy w świetnych humorach, z dobrym nastawieniem na maraton.


75.91 km 65.00 km teren
03:26 h 22.11 km/h
Max:59.38 km/h
HR:149/175 76/ 90%
Temp:30.0, w górę:760 m

Maraton Mosina/Pożegowo

Niedziela, 5 czerwca 2011 · dodano: 05.06.2011 | Komentarze 7

Startów w tym roku wielu nie mam, więc maratonu w tak bliskiej odległości odpuścić nie mogłem. Trasę poznałem w piątek, więc tym bardziej była szansa na dobry wynik.
Na miejsce przyjechałem po 9, załatwiłem formalności i poszedłem do auta się przygotowywać. Start zimny był o 11, w bardzo dziwny i niebezpieczny sposób ponieważ na dół z Osowej w kierunku Mosiny. Kilku debili poustawiało auta na poboczach i łatwo można się było w nie wpakować. Na szczęście nikt nie zginął, co można uznać za sukces organizacyjny. Na dole, na rynku mosińskim pani burmistrz coś tam powiedziała i pojechaliśmy na ostry start (pod górę).
Początkowym celem było mocne wjechanie na Osową, aby wyprzedzić maruderów, by nie stracić na piaskowym zjeździe. Udało się to całkiem nieźle, przy okazji wyprzedzając Maksa. Zjazdy poszły więc dość dobrze, poza jednym incydentem gdy na prostej drodze ktoś fiknął kozła w piachu i mnie przyblokował. Przy skręcie w Łodzi kolejna osoba z OTB. Na prawdę nie wiem co Ci ludzie wyczyniają. Dalsza część pierwszej pętli szła dobrze, noga podawała. Mały niesmak pozostawili oszuści, którzy ominęli pętlę XC w górach puszczykowskich. Nie wiem jakim trzeba być idiotą, aby oszukiwać na amatorskich maratonach. Na grajzerówce załapałem się na pociąg, w którym prawie dojechałem do Puszczykowa, gdyby nie to że grupa się rozerwała po zgubieniu trasy przez czub (było 10 strzałek, ale jakoś ich nie zauważyli). Końcówka pętli to podjazd na Osową, od dziwnej strony: wpierw po denerwującym asfalcie z nachyleniem 2%, później po piasku.
Druga pętla to początkowe zatrzymanie się na bufecie na picie i jedzenie, a później praktycznie samotna jazda. Czułem już lekkie zmęczenie, ale głównie bolące plecy. Szkoda, że nie miałem żadnego żela, przeważnie on na to pomagał. Myślę, że tempo miałem niewiele gorsze niż na pierwszej pętli. Końcówka to wyprzedzenie dwóch osób i finisz w upale na Osowej.
Oficjalnego czasu nie znam, ale z mojej dyspozycji jestem zadowolony. Trasa bardzo urokliwa i pozwalająca się zmęczyć. Nadal organizacyjnie to jest dwója z minusem, ale można jeździć. Szkoda, że za start żądają 50 zł, za w sumie niewiele (posiłek to kiełbasa zamiast makaronu), ale przynajmniej jest blisko i za paliwo wychodzi znacznie mniej,


71.67 km 45.00 km teren
03:20 h 21.50 km/h
Max:64.38 km/h
HR:132/166 68/ 85%
Temp:25.0, w górę:550 m

Objazd trasy maratonu mosińskiego

Piątek, 3 czerwca 2011 · dodano: 04.06.2011 | Komentarze 0

Zgodnie z wcześniejszą propozycją Jacka wybrałem się na os. Kopernika, by spotkać się tam z Maksem, Klosiem i Wojtkiem. Jak się niestety okazało nasz organizator został potrącony przez auto i wylądował w szpitalu :( Jacku, trzymaj się, jesteśmy z Tobą. Wracaj szybko do zdrowie.

Trochę bez humoru, ale ruszyliśmy w stronę Szreniawy, a dokładnie wieży, przy której mieliśmy zacząć objazd. Miłym zaskoczeniem były strzałki, które już ładnie wisiały w istotnych miejscach. Jak się okazało, szybko one się skończyły i przez długi czas jechaliśmy zgodnie z mapą. Niedaleko gór Puszczykowskich, po których zrobiliśmy kilka ostrzejszych pętelek, spotkaliśmy dwóch bikerów, którzy byli w tym regionie w tym samym celu co my :) Na Osową wjechaliśmy najstromszym odcinkiem asfaltowym, po czym zjechaliśmy do Mosiny na drobne zakupy. Wjazd na górę trasą maratonu, po czym krótki postój na jeziorem Góreckim.
Po zebraniu się, okazało się, że już jest poważnie ciemno, więc uzbroiliśmy się w lampki. Dwie bocialarki + światełko Maksa dało radę. Objechaliśmy resztę trasy wraz z ciekawym (szczególnie po zmroku) odcinkiem nad jeziorem Jarosławieckim.
Po dojechaniu do Lubonia zdziwiliśmy się jak jest późno. Jednak w dobrym towarzystwie czas szybko leci :) Rozdzieliśmy się na dwie grupy i pojechaliśmy do domów.
Dzięki za super wypad, muszę powiedzieć, że momentami tempo faktycznie porządne. Z pewnością w niedzielę będzie jeszcze wyższe.




110.63 km 70.00 km teren
05:39 h 19.58 km/h
Max:43.05 km/h
HR://%
Temp:23.0, w górę:960 m

Ostry teren czyli Wronki, Czarnków, Chodzież

Niedziela, 22 maja 2011 · dodano: 23.05.2011 | Komentarze 3

Powtórka z zeszłego roku, ale w rozszerzonym składzie (JPbike, Klosiu, Mlodzik i Maks).
Do Wronek dojechaliśmy pociągiem, w jego spokojnym tempie. Dawno się nie widzieliśmy, więc tematów do omówienia było sporo, co spowodowało, że z lekkim opóźnieniem zauważyliśmy stację. Wysiadka w pośpiechu, a Maks dostał drzwiami ;)
Do Goraja jedziemy przez piaszczysty las, ale większość do przejechania. Tam zaliczamy wszystkie górki jakie się da, a przynajmniej te które zna Klosiu. Robimy dłuższy postój na jednym ze wzniesień, gdzie Jacek robi to co zwykle:
Jacek w swoim (drugim) żywiole © Marc

Później jedziemy do Czarnkowa na skocznię, gdzie ja już głównie odpoczywam. Do Chodzieży asfaltem ze zbyt dużą szybkością jak na mnie. Ledwo trzymając się na siodle daję znać chłopakom, że Gontyniec odpuszczam i jadę na dworzec, by tam na nich poczekać.
Powrót w bardzo wesołym składzie, gdzie cała poznana ekipa już przyjęła sporo procentów.
Mam wrażenie, że był to dla mnie jeden z mocniejszych, życiowych treningów. Średnia wyszła wyższa niż w zeszłym roku, dystans także.
Dzięki chłopaki za super wyjazd, mam nadzieję, że uda się zrobić jeszcze nie jedną taką traskę w tym roku :)


39.94 km 0.00 km teren
01:37 h 24.71 km/h
Max:39.04 km/h
HR://%
Temp:20.0, w górę: 90 m

Puszczykowo

Niedziela, 8 maja 2011 · dodano: 09.05.2011 | Komentarze 0

Towarzystwo identyczne jak wczoraj, tym razem jednak znacznie spokojniej i na południe do Puszczykowa do Kostusiaka :) Spotkaliśmy tam szefa BCM-u na fajnym Amulecie z karbonowym tylnym trójkątem.
Powrót przez Starołękę, gdzie podczepił się do nas długodystansowiec na rowerze trekingowym i nie udało się go zgubić przed 15 kilometrów.


115.41 km 0.00 km teren
04:08 h 27.92 km/h
Max:51.19 km/h
HR:135/163 69/ 84%
Temp:20.0, w górę:450 m

Wokół Puszczy Zielonki

Sobota, 7 maja 2011 · dodano: 07.05.2011 | Komentarze 3

Miałem ochotę pojechać trochę dalej, więc umówiłem się z Jankiem i we dwójkę objechaliśmy Puszczę Zielonkę. Przy okazji udało się zrobić maksymalny dystans w tym roku.

Z ciekawszych miejsc mijaliśmy Tuczno, gdzie niestety asfalt był mocno dziurawy. Dalszy fragment w otwartych polach, więc wiatr nas mocno wymęczył. Jednak od Skoków jechaliśmy już bardzo szybko, ponieważ głównie z górki i z wiatrem. Udało się podnieść średnią o jakieś 2 km/h na odcinku 20 km :)




40.91 km 40.00 km teren
03:26 h 11.92 km/h
Max:60.15 km/h
HR:150/170 77/ 87%
Temp:14.0, w górę:1460 m

MTB Marathon Złoty Stok - Mega

Sobota, 30 kwietnia 2011 · dodano: 01.05.2011 | Komentarze 16

Pierwszy górski maraton w tym roku z niezła pogodą, znacznie lepszą niż dwa ostatnie lata.
Ruszam spokojnie z trzeciego sektora, wyprzedza mnie sporo ludzi, ale to jest to czego się spodziewałem. Po wjechaniu w teren pierwszy korek, tam gdzie zawsze się robi. Dalsza część wjazdu na Jawornik przebiega bez większych problemów, chociaż faktycznie ma się wrażenie, że koniec nigdy nie nastąpi. Pierwszy poważniejszy zjazd z założeniem, aby się nie oszczędzać i cisnąć ile się da. Idzie dobrze (raz nawet z małą stójką na przednim kole) do momentu kiedy ludzie nie pozwalają przejechać i trzeba sprowadzać. Druga połowa zjazdu znowu na rowerze oprócz jednego momentu w którym wpadłem na jedną zawodniczkę, która niespodziewanie zajechała mi drogę (ona niestety zrobiła OTB - przepraszam, miałem za mało czasu na reakcję).
Drugi podjazd także jedzie się nieźle. Podobnie szybki zjazd, poza tym, że zapominam odblokować na czas amora. Zwalniam więc do ~25, puszczam prawą rękę by sięgnąć do blokady modląc się aby osłabiona lewa utrzymała kierownicę. Udaje się ;)
Trzeci podjazd to największy fun. Najpierw długaśna polana, na której widać dziesiątki rowerzystów i później (tak, to jeszcze nie jest Borówkowa!) ostry wjazd przez las. Poza jednym ostrym przewyższeniem wszystko wjeżdżam, chociaż nogi już bolą konkretnie. Mijam wieżę i porywa mnie prędkość zjazdowa. Początek idzie nieźle, schodzę tylko w najtrudniejszych momentach. Końcówka to straszny ból w rękach (dziwnie zbliżał się skurcz w lewym... tricepsie) oraz na plecach i jego bokach. Musiało tam się nieźle wszystko obić. Przede mną cierpiała jedna bikerka, bo było ją słychać na każdym większym korzeniu.
Ostatni podjazd był krótki, ale niestety już za stromy dla moich zmęczonych nóg, do których zbliżał się nieprzyjemny skurcz. Wchodzę więc z buta, aby go uniknąć, większe fragmenty wjeżdżam. Licznik pokazuje 33 km i zjazd. Czyżby tak już miało być do końca? Okazuje się, że faktycznie, na zjeździe daję z siebie wszystko dokręcając na blacie, aby nie stracić czasu i pozycji. Sam się dziwię jak szybko przejeżdżam kilkusetmetrowy trudniejszy odcinek po kamieniach. Jednak adrenalina mocno pomaga.
Dojeżdżam do mety zadowolony, czas znacznie lepszy niż w zeszłych latach. Dzięki Grzegorz za wycięcie końcowej pętli XC i za brak błota ;)

Open 381/519 - 73% stawki, nieźle patrząc na małą ilość km'ów w ostatnim czasie i ciągle bolące gardło.
M2 134/160
Udało się wyprzedzić dwóch Emed'owców (pechowego Zbycha i Maksa - tylko gdzie go minąłem?), Jacek jednak zdecydowanie poza moim zasięgiem.
Na mecie spotykam praktycznie wszystkich znajomych, którzy się wybrali na ten maraton. Niesamowity czas na Giga osiągnął Paweł. Chyba już to wspominałem: "jesteś hardcorem" ;)

Oficjalny czas 03:27:24.375
Współczynnik do najlepszego 0.56 -> 280 pkt.

Maraton Złoty Stok © Marc





72.41 km 62.00 km teren
04:13 h 17.17 km/h
Max:37.48 km/h
HR://%
Temp:15.0, w górę:300 m

Powiat Słupecki

Niedziela, 17 kwietnia 2011 · dodano: 17.04.2011 | Komentarze 6

Początkowo były plany na wyjazd na maraton (Chodzież lub Wrocław), ale ostatecznie zdecydowałem się na wyjazd z Kazem i jego siostrą na poznanie nowych terenów w okolicach jeziora Powidzkiego.
Zaczęliśmy w miejscowości Giewartów, do której dojechaliśmy autami. Zaplanowaliśmy objechanie większości jezior ciągnących się na północny-wschód od Powidza.
Najciekawszy odcinek był nad jeziorem Kownackim, gdzie jechaliśmy dobre 5 km single trackiem nad samym jeziorem. Reszta trasy także bardzo urozmaicona i udana widokowo. Z ciekawostek udało się przejechać groblą pomiędzy jeziorami, na której prowadzi stara trasa kolei wąskotorowej.
Bardzo udany wyjazd, jak się okazało dość ciężki (sporo trudnego terenu i momentami silny wiatr). Fajne są czasami wycieczki na których nie myśli się o trenowaniu lub ściganiu :)
Biały las w okolicach jeziora Powidzkiego © Marc



71.68 km 68.00 km teren
03:24 h 21.08 km/h
Max:47.28 km/h
HR:152/169 78/ 87%
Temp:12.0, w górę:600 m

MTB Marathon Murowana Goślina - Mega

Niedziela, 10 kwietnia 2011 · dodano: 10.04.2011 | Komentarze 9

Pierwszy maraton w tym sezonie, na który czekałem już od dłuższego czasu. Szczególnie ostatnie dni było ciężko wytrzymać :-)
Zdecydowałem się na start na dystansie Mega ze względu na zimowe przeboje i mniejszą ilość przejechanych kilometrów, niż sobie zaplanowałem. Większość znajomych pojechała Giga, ale ich przygotowania zimowe były zdecydowanie intensywniejsze, niż moje.
W ostatnim sektorze ustawiłem się dość wcześnie, ale jak się później okazało mogłem startować z IV-go (chyba on przysługuje tym co mieli zaliczone maratony w poprzednim roku). Start dość mocny, ale bez szaleństw. Podobnie przy wielkiej pustyni przed szosą. Lekki kłopot pojawia się później na jednym wzniesieniu, gdzie w tłoku nie da się przejechać. Później robi się luźniej i można zacząć jechać swoim tempem. Przed 10 kilometrem dogania mnie Jacek, gadamy chwilę o jego nowym rowerze, po czym on odjeżdża na jakieś 2 minuty do przodu (praktycznie do Dziewiczej widziałem jego plecy w sporej odległości). Kawałek dalej mija mnie jadący bardzo rwanym tempem Zbyszek. Trochę trzymam się jego grupy, ale jednak za bardzo szarpią, aby to miało sens. Odchodzą mi na jakąś minutę, a ja jadę swoim tempem.
Po pierwszym bufecie doganiam Zbyszka, który trochę się wypalił. Bez większych przygód przejeżdżam kolejne kilometry, by dojechać do Dziewiczej. Nogi trochę bolą, plecy mocniej, ale pierwszy wjazd robię bez problemów. Na zjeździe zasuwam ostro w dół, doganiam sporą grupkę, zbliża się zakręt i kolejny podjazd, więc robię redukcję z tyłu, a tu.... lipa. Przerzutka nie działa, patrzę na nią i linka od przerzutki urwana lub wypięta. Narzędzi brak, więc bez większego zastanowienia podchodzę pod wieżę. Zjazd Kilerem i próby walki z napędem. 9-tka z tyłu, dobrze że chociaż przód chodzi. Z tym utrudnieniem przejeżdżam ostatnie kilometry z nadzieją, że nikt ze znajomych mnie nie wyprzedzi. Dubluje mnie Kłosiu, ale to powoduje tylko zadowolenie z jego tak dobrego występu.
Dojeżdżam do mety zadowolony z występu, czas przyzwoity, spotkałem mnóstwo znajomych, a pogoda dopisała.

Open 281/500 - 56% stawki (nieźle, co raz bliżej pierwsza połowa u GG)
M2 104/152

Oficjalny czas 03:13:04
Współczynnik do najlepszego 0.74 -> 370 pkt. (nice - będzie III sektor)

Przez pustynie ze Zbychem © Marc


Fajna fotka od Krzyska:
Podchodzę na Dziewiczą Górę, gdyby nie zerwana linka to by było z blatu ;) © Marc



52.75 km 25.00 km teren
02:31 h 20.96 km/h
Max:54.39 km/h
HR:129/156 66/ 80%
Temp:20.0, w górę:270 m

Do WPN-u

Niedziela, 3 kwietnia 2011 · dodano: 03.04.2011 | Komentarze 3

Rano przyjechał do Poznania Kaz, więc przy świetnych warunkach pogodowych wybraliśmy się na jak najbardziej terenową trasę.
Na nadwarciańskim dalsze problemy z mostkiem. Przeprawiamy się po drzewie, podając sobie rowery.
Przeprawa przez strumyk z rozwalonym mostkiem © Marc

Warunki świetne do kręcenia, szkoda że było tak mało czasu. Udało się wjechać na Osową, zjechać nad Góreckie i wrócić grajzerówką.