Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Marc z miasteczka Poznań. Mam przejechane 42372.65 kilometrów w tym 12561.57 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Marc.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Szosa

Dystans całkowity:8277.39 km (w terenie 3.50 km; 0.04%)
Czas w ruchu:298:14
Średnia prędkość:27.75 km/h
Maksymalna prędkość:64.42 km/h
Suma podjazdów:29003 m
Maks. tętno maksymalne:183 (95 %)
Maks. tętno średnie:149 (80 %)
Liczba aktywności:134
Średnio na aktywność:61.77 km i 2h 13m
Więcej statystyk
93.38 km 0.00 km teren
03:25 h 27.33 km/h
Max:39.59 km/h
HR:137/171 74/ 92%
Temp:-1.0, w górę:260 m

Zimowa runda na wytrzymałość

Sobota, 16 marca 2013 · dodano: 16.03.2013 | Komentarze 3

W zeszłym roku o tym czasie można było jeździć w krótkich spodniach, a w tym... zima ciągle trzyma. A jeździć trzeba. Wybrałem się więc znowu na Hetmańską o 11, tak jak tydzień temu. Tym razem zebrała się większa grupa i w 9 osób ruszyliśmy w kierunku Mosiny.

Za Żabnem dwójka się oddzieliła i w takiej grupie jechaliśmy na Śrem. Na szosie byłem tylko ja, gdyż reszta to górale lub przełajówki. W niektórych miejscach mój rower zdecydowanie nie był odpowiedni do jazdy, bo w zacienionych miejscach zalegało sporo śniegu. Były z 3-4 takie odcinki, gdzie musiałem po prostu mocno zwolnić i gonić grupę w bardziej suchych miejscach.

Ostatecznie wyszedł bardzo fajny trening. Gdybym jechał góralem, to miałbym symulację wyścigu, tak momentami szło mocne tempo :)


35.78 km 0.00 km teren
01:14 h 29.01 km/h
Max:40.74 km/h
HR:135/149 72/ 80%
Temp:5.0, w górę: 85 m

Pod gwiazdami

Wtorek, 5 marca 2013 · dodano: 05.03.2013 | Komentarze 2

Przeczekałem do zachodu słońca i ruszyłem z bocialarką na standardową trasę do Rogalinka. Ciepło i bardzo przyjemnie, dawno nie jechało się tak fajnie. Dodatkowo niesamowita przejrzystość powietrza, więc momentami zamiast przyjąć pozycję aero patrzyłem w górę na gwiazdy :-)

Po drodze zaczepił mnie jeden facet. Początkowo trochę się wystraszyłem, bo było ciemno i nie znałem jego zamiarów, ale jak się okazało, chodziło mu tylko o to jakiej lampki używam, bo tak dobrze świeci ;-)

Puszczykówko nocą © Marc

Kategoria 21 - 50 km, Szosa


58.37 km 0.00 km teren
02:06 h 27.80 km/h
Max:38.44 km/h
HR:139/160 75/ 86%
Temp:0.5, w górę:200 m

Nocny trening

Czwartek, 14 lutego 2013 · dodano: 14.02.2013 | Komentarze 5

Merida była ostatnio grzeczna, więc wybrałem się z nią na randkę na nocną trasę. Szosy fajnie suche, brak opadów i słaby wiatr, więc jechało się bardzo dobrze.

Zabrałem zapasową baterię do bocialarki i dobrze zrobiłem, bo w połowie drogi pierwsza padła. Wychodzi na to, że przy takiej temperaturze dwa akumulatorki wystarczają na 2,5 - 3 godziny jazdy.
Kategoria 51 - 100 km, Szosa


34.50 km 0.00 km teren
01:45 h 19.71 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:1.0, w górę: m

Bieg nad Maltą

Sobota, 29 grudnia 2012 · dodano: 29.12.2012 | Komentarze 4

Wielkopolskie Towarzystwo Zarabiania na Krzewieniu Kultury Fizycznej organizowało kolejny bieg nad Maltą (tzw. sylwestrowy). Nie chciałem wspierać tego stowarzyszenia, a także wyraźnie czułem nogi po ostatnich jazdach rowerowych, więc pojechałem jako kibic.
Przed startem spotykam Mariusza oraz zauważam Wojtka. Startuje bardzo wielu zawodników pomimo niezłego zimna (głównie z powodu nieprzyjemnego wiatru).
Start nad Maltą © Marc

Pojeździłem sobie trochę patrząc jak ludzie biegają i popstrykałem fotki.
Wojtas biegnie © Marc

Mariusz biegnie © Marc

Prawie przez cały bieg Wojtas miał przewagę z 250 m nad Mariuszem. Pod koniec drugiej pętli lekko osłabł z sił i różnica spadła do raptem 100 metrów. Gdy już myślałem, że straci swoją pozycję nagle przyspieszył (biegł chyba szybciej niż 4:00/km) i zrobił świetny finish. Na mecie był 20 sekund przed Mariuszem.
Kategoria 21 - 50 km, Szosa


102.15 km 0.00 km teren
03:38 h 28.11 km/h
Max:40.74 km/h
HR:141/156 76/ 84%
Temp:5.0, w górę:300 m

Kaloryczność

Wtorek, 25 grudnia 2012 · dodano: 25.12.2012 | Komentarze 7

Nadmiar kalorii poszedłem spalić na rowerze szosowym, bo pogoda wyjątkowo dopisała. Rowerzyści się cieszą, a dzieci płaczą, że bałwana nie można ulepić.

Przez nadleśnictwo Babki dojechałem do domu spotkań Światków Jehowy w Łodzi, później koło fabryki Wavin i do domu (z co raz cięższymi nogami) przez ulicę Koszalińską. Po drodze minąłem trenującą czwórkę z Rybczyńskich. Tak poza tym, to niewiele się działo: mało samochodów i grzybowe zapachy z wiejskich domostw.

Nieprzerwane: wesołych świąt.
Kategoria Szosa, 101 - 200 km


57.06 km 0.00 km teren
02:10 h 26.34 km/h
Max:40.55 km/h
HR:139/160 75/ 86%
Temp:2.0, w górę:220 m

Mokra szosa

Niedziela, 16 grudnia 2012 · dodano: 16.12.2012 | Komentarze 2

Po sobotnich opadach w niedzielę miało być trochę lepiej. Woda tylko z dołu, od góry raczej bez. Prognozy się sprawdziły więc zaraz po śniadaniu siedziałem na swojej Meridzie zmierzając w kierunku Biedruska. Początek to dość mozolne przebijanie się przez miasto i częste postoje na światłach. Dopiero w Naramowicach udało się sensownie rozpędzić, trzymać kadencję i równe tętno.
Po dojechaniu do Biedruska i skręcie na poligon wstrząsnęły mną silne wątpliwości: droga wyglądała tam fatalnie. Asfalt był pokryty mixem wody, śniegu i lodu. Ale ruszyłem, by sprawdzić czy da się po tym jechać. Gdyby nie mocne skupienie leżałbym po 100 metrach, gdy tylne koło chciało mnie wyprzedzić. Minąłem dwójkę na góralach, którzy jechali tak wolno, by tylko się nie ochlapać. Był też jeden biegacz. Chyba jakiś wojskowy, bo leciał ostrym tempem.
Po szczęśliwym wyjechaniu z tego mokrego bagna już spokojniej pojechałem przez Kiekrz i Przeźmierowo do domu.
Kategoria 51 - 100 km, Szosa


79.19 km 0.00 km teren
02:40 h 29.70 km/h
Max:46.51 km/h
HR://%
Temp:12.0, w górę:210 m

Znowu na szosie

Niedziela, 23 września 2012 · dodano: 23.09.2012 | Komentarze 2

Od powrotu z gór szosówki nie ruszałem, a było na niej sporo brudu, głównie jakiś tłuszczów i olejów zebranych w trakcie mokrego maratonu. Temat w końcu udało się ogarnąć w sobotę (chociaż lekko nie było - taki brud ciężko schodzi) i rower był gotowy na niedzielę.

Od rana całkiem chłodno, więc z czeluści szafy wyciągnąłem gamex. Przejechałem trasą Mosina - Stęszew - Buk, na której początkowo było ciężko przez silny wiatr. Wyszedł więc niezły, siłowy trening. Droga za Bukiem znacznie lżejsza ze średnią powyżej 33.
Kategoria 51 - 100 km, Szosa


90.26 km 0.00 km teren
03:52 h 23.34 km/h
Max:64.42 km/h
HR://%
Temp:22.0, w górę:1330 m

Piekące nogi, a nie rozjad

Niedziela, 9 września 2012 · dodano: 12.09.2012 | Komentarze 4

Po znieczuleniu się dnia poprzedniego i wczesnym pójściu spać można było wcześnie obudzić się w niedzielę i zrobić konkretny rozjeździk po górach (to chyba oksymoron). Przemo się rozmyślił i wybrał sprawy rodzinne, więc ruszyliśmy we trzech.

Początek w kierunku Kowar z przejazdem przez całkowicie pusty o tej porze rynek. Dojeżdżamy do pierwszego podjazdu i czuję jak słabe mam nogi tego dnia. Jacek i Mariusz jadą sobie w górę, a ja marudzę z tyłu. Na Drodze Głodu idzie bardzo ciężko, ledwo rower jedzie, ale nie zniżam się do tego poziomu aby go prowadzić ;-)

Droga Głodu przy Przełęczy Kowarskiej © Marc


Po krótkiej przerwie ruszamy dalej w kierunku Przełęczy Okraj. Startuję z lekką stratą do chłopaków, ale stabilną jazdą ich doganiam. Uciekają na samym końcu, bo nie mam siły na sprint. Tutaj chcemy zrobić sobie postój, ale bary jeszcze zamknięte (no cóż, jest przed 11). Robimy więc kilka fotek i zjeżdżamy w kierunku Czech.

Przełęcz Okraj © Marc


Zjazd nie jest bardzo szybki, ale bardzo przyjemny. Przez dłuższy czas mkniemy 40-45 i podziwiamy fajną leśną okolicę. Po zjechaniu 200-300 metrów w dół robimy postój i zastanawiamy co planujemy dalej. Mariusz wyciąga mapę, ale okazuje się, że tego fragmentu Czech na niej nie ma, bo są jakieś tam reklamy, czy inny shit. Przypominam sobie, że mogę mieć w telefonie pobraną mapę. I faktycznie - mam ten odcinek i to w całkiem dobrym zbliżeniu. Robimy szybki plan i ruszamy dalej na południe przez małe czeskie miejscowości. Z głównej drogi odbijamy w kierunku miejscowości Zacler, znowu pod górę. Po chwili tradycyjnie zostaję sam ;-)

Na przełęczy, wcześniej nauczeni przez czeskich rowerzystów, do wszystkich mówimy "Ahoj". Przodownikiem tego jest Jacek :-) Jednak gdy jedzie fajna rowerzystka MTB tylko ja się do niej odzywam. Nie wiem co Mariusz i Jacek mieli wtedy w głowach.

W miejscowości Zacler robimy krótki postój, bo Mariusz zastanawia się aby napełnić bidon z fontanny/kranu, o tutaj.

Zacler w Czechach © Marc


Jedziemy kawałek i z prawej strony pojawia się fabryka, a obok niej wielka góra usypana z tego co zostało przetworzone. Dziwnie to wygląda. Zjeżdżamy na dół do głównej drogi skręcamy w kierunku polskiej granicy. W jednej z ostatnich miejscowości wstępujemy do baru, chyba jesteśmy pierwszymi klientami :-) Zamawiamy dobre mięsko z knedlikami, Mariusz wypija tyle piwa co ja z Jackiem :-)

Do Ścięgien dojeżdżamy przez Bukówkę i Przełęcz Kowarską (znowu umieram na podjazdach, sam sobie pozostawiony).

Super weekend w górach :) Ale dlaczego było tak ciężko? ;)


143.33 km 0.00 km teren
05:32 h 25.90 km/h
Max:59.00 km/h
HR:149/169 80/ 91%
Temp:10.0, w górę:2250 m

Maraton Liczyrzepa

Sobota, 8 września 2012 · dodano: 10.09.2012 | Komentarze 6

Przyszedł czas na kolejny eksperyment w tym roku - szosowy maraton i to po górach :-)

Do mojego auta wbijamy się w trzy osoby (Jacek, Mariusz i ja). Z szosówkami na dachu wyglądamy trochę jak serwisowe auto z Tour de France :-) Górale na dachu jednak nie prezentują się tak atrakcyjnie ;-)
W szkole Ściegnach jest już Przemo. Szybkie zakwaterowanie i wczesne spanie, bo starty są bardzo poranne (gigowcy o 7, megowcy o 9 i 10).

Mariusz i Przemo budzą mnie wcześnie, gdy się szykują, ale udaje się jeszcze zasnąć i wstać dopiero po 7. Rzut oka za okno - masakra. Zimno, mokro, kałuże na drogach i spora mgła. Wyciągam cieplejsze ciuszki i ruszamy z Jackiem na rowerach w stronę startu. Do przejechania mamy 10 km, ale zostaje mi 30 minut do startu, więc łapię lekki stresik. Na szczęście formalności załatwiamy bardzo szybko (nie ma kolejki, bo przecież ludzie startują o różnych porach), Jacek pomaga mi założyć numerek na koszulkę i ustawiam się na starcie. W mojej grupie widzę kilku mocnych kolarzy, ale niewiele to zmienia, bo na podjazdach i tak wszystko się rozciągnie.

Ruszamy o 9.10, na początku wszyscy spokojnie, ale pierwsze podjazdy ustawiają stawkę. Jadę koło 6-7 pozycji w mojej grupie, głównie przez brak lekkich przełożeń na pierwszych, bardzo stromych podjazdach pod Zachełmie. Jeden gość z M5 prezentuje podobno tempo do mojego, więc staram się go trzymać. Na pierwszych zjazdach jedzie bardzo asekuracyjnie, więc go wyprzedzam i zyskuję niewielką przewagę. Zjeżdżamy się na podjeździe do Karpacza - bardzo urokliwego odcinka, który biegł dobrą szosą cały czas przez las, przy zerowym ruchu aut. Zaczynamy wyprzedzać słabe osoby z poprzednich grup, jak również jesteśmy wyprzedzani przez mocarzy startujących za nami. Długie i mniej strome podjazdy idą dobrze, wchodzę na fajne obroty, utrzymuję stabilne tętno i po prostu fajnie mi się jedzie (pomimo padającego deszczu i dość niskiej temperatury). W końcu przejeżdżamy koło świątyni Wang i zaczyna się pierwszy dłuższy zjazd.

Umiejętności zaczerpnięte z MTB się przydają i zjeżdżam całkiem sprawnie. Kolarza z M5 zostawiam już za pierwszym zakrętem. Trochę tracę na dole, w okolicach stadionu, bo jest tam więcej aut. Przez Ściegny przejeżdżam szybko, bo jest tam znacznie mniejszy ruch i fajny asfalt. Dojeżdżam do Kowar i zatrzymuję się na bufecie, bo zgodnie z planem chcę uzupełnić bidony, gdy zdecydowałem się na jazdę bez plecaka. W czasie popasu wyprzedza mnie M5, ale odjeżdża na jakieś 20-30 sekund.

Zaczynamy podjazd pod Okraj, cały czas w górę, przez prawie godzinę (w moim tempie :-) ). Początek idzie bardzo fajnie, bo nachylenie nie przekracza 5%. Problemy pojawiają się na Drodze Głodu, gdzie momentami jest nawet 20%. Przełożenia nie są przystosowane do takiej jazdy, więc po prostu wciskam ile sił jadąc na stojąco. O dziwo idzie mi lepiej niż rywalowi - wyprzedzam go i na Przełęczy Kowarskiej jestem przed nim. Po chwili skręcamy w prawo w stronę kolejnej, jeszcze wyższej przełęczy - Okraj. Tutaj jest również fajnie, bo jakieś 7%, bez większych zmian. Wchodzę na właściwe obroty i ostatecznie gubię kolarza z M5. Dojeżdżam na górę bez większego problemu, przekraczam bramkę i... zawracam w dół. Dziwnie tak jakoś. Po chwili zaczyna mi się robić nieźle zimno. Dobrze, że za chwilę jestem niżej i temperatura podnosi się o kilka stopni.

Przełęcz Okraj © Marc


Wjeżdżam na pętlę w okolicy jeziora Bukówka. Jest to mój najsłabszy odcinek, jadę dość wolno, chwilę z gościem na rowerze trekingowym. Czuję lekkiego głoda, więc wcinam dużego batona Powerbara - ciężko wchodzi, ale wiem że jest niezbędny, abym wrócił do pełni formy. Po kilkunastu minutach odżywam, ale zaczyna się dość ciężki odcinek pod wiatr. Zyskuję na nim kilka pozycji (najwyraźniej inni mocniej cierpią) i w końcu z powrotem znajduję się na Przełęczy Kowarskiej. Jakoś nie zdawałem sobie sprawę, że na tym odcinku pokonałem kolejne 200 m w pionie - myślałem, że to tylko wiatr przeszkadza.

Przełęcz Kowarska © Marc


Bufet i kolejne uzupełnianie bidonów z uzupełnieniem kalorii drożdżowym ciastem. Wyprzedza mnie spora grupka, więc wsiadam na rower i na złamanie karku gonię ich. Zjeżdżamy do Kowar wyprzedzając auta - czyste szaleństwo. W pewnym momencie mam jakieś 55 km/h, ale i tak jakiś gość wyprzedza mnie ze sporą różnicą prędkości. Lekko wkurwiony zrzucam na najmniejszą z tyłu i lecę jeszcze szybciej :-)

Ostatecznie grupki nie udało się dogonić, więc na pętlę przez Rudawy wjeżdżam samotnie. Jedzie mi się całkiem nieźle, podjazd pod Gruszków robię w niezłym tempie. Na zjeździe jednak ostrożniej, bo sporo (oznaczonych) dziur. W Karpnikach dochodzi mnie 4-osobowa grupa z Mini. Na to czekałem :-) Wsiadam na koło i lecimy na płaskim nawet 37. Raz daję mocną zmianę, ale prawie po niej odpadam, więc już więcej się nie wychylam ;-) W końcu robi się 8-osobowa grupa, ale pracuje 3 najmocniejszych (reszta to mega i giga). Rozpadamy się na 3 grupki na 5 km przed metą, gdzie jest mała hopka, ale tempo zostaje podkręcone. Ja jestem w środkowej z jednym gościem, który kończy giga. Ledwo się trzyma na rowerze, ale daje zmiany i w końcu dojeżdżamy do upragnionej mety.

Czas 4:43, miejsce open 60/140 (w przybliżeniu), czyli wyjątkowo dobrze. Czyżby szosa to mój żywioł? :-) Nie, nie, MTB jest jednak znacznie fajniejsze. Szosowe maratony można zaliczać, byle nie za wiele.

Na mecie spotykam.... Klosia. Jak on to zrobił? Już ukończył giga? Więcej będzie zapewne na jego blogasku :-P

Po chwili przyjeżdżają Jacek i Rodman. Dzielimy się wrażeniami i ogólnie jest fajnie, gdyby nie kiepskie jedzenie. Przemo zajmuje trzecie miejsce w swojej kategorii. Gratki! Niestety organizator tego nie docenia i dekoracja jest tylko pierwszej osoby.


44.91 km 0.00 km teren
01:40 h 26.95 km/h
Max:57.08 km/h
HR://%
Temp:18.0, w górę:420 m

Podjazdy na Osowej

Środa, 5 września 2012 · dodano: 06.09.2012 | Komentarze 4

Najbliższe wzniesienie w mojej okolicy ma 50-60 metrów przewyższenia, więc trzeba je było wykorzystać przed sobotą. Nie jest to co prawda 600 metrów na 15 kilometrach (Kowary - Okraj), ale w Wielkopolsce inaczej się nie da :-)

Przy pierwszym zjeździe ulicą Spacerową widzę jakieś toczące się jabłko, o co chodzi? Znowu jakieś zwierzęta się kręcą i coś zgubiły?

Drugi zjazd i tak sobie myślę, a co jeśli wyskoczy dzik na tą wąską ścieżkę? Nie mija chwila i wybiega duży luj... wciskam lekko hamulce, aby go przeczekać, a tylne koło momentalnie wpada w poślizg (jednak było trochę mokro). Na szosie pojawia się drugi dzik... by po chwili wspólnie sobie pobiec. Uff, było gorąco.

A na koniec, na podjeździe Pożegowską mijam sarnę na poboczu. Trochę się zdziwiła, jak mnie zobaczyła, ale prawie mogłem ją pogłaskać, bo nawet się nie odsunęła.

Zwierzyniec normalnie.
Kategoria 21 - 50 km, Szosa