Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Marc z miasteczka Poznań. Mam przejechane 42372.65 kilometrów w tym 12561.57 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Marc.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2012

Dystans całkowity:1038.70 km (w terenie 289.00 km; 27.82%)
Czas w ruchu:49:14
Średnia prędkość:21.10 km/h
Maksymalna prędkość:63.04 km/h
Suma podjazdów:8750 m
Maks. tętno maksymalne:175 (94 %)
Maks. tętno średnie:156 (84 %)
Liczba aktywności:18
Średnio na aktywność:57.71 km i 2h 44m
Więcej statystyk
32.00 km 0.00 km teren
01:30 h 21.33 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:, w górę: m

Praca

Piątek, 11 maja 2012 · dodano: 12.05.2012 | Komentarze 0

Dojazdy do pracy - czwartek i piątek.
Plus dodatkowy przejazd do miasta w piątek. Powrót po mokrych drogach, na krótko po burzy.
Kategoria Do pracy


33.00 km 0.00 km teren
01:26 h 23.02 km/h
Max:33.00 km/h
HR://%
Temp:, w górę: m

Dojazd

Czwartek, 10 maja 2012 · dodano: 11.05.2012 | Komentarze 0

Dojazd do Dąbrowy, powrót o lampkach po bardzo spokojnej o tej porze Bukowskiej. Więcej tam wtedy ptaków niż aut :-)
Kategoria 21 - 50 km, Szosa


50.27 km 0.00 km teren
01:33 h 32.43 km/h
Max:48.81 km/h
HR:136/155 73/ 83%
Temp:21.0, w górę:180 m

Jest petarda, jest rekordzik

Środa, 9 maja 2012 · dodano: 09.05.2012 | Komentarze 7

Po górskiej jeździe w zeszłym tygodniu noga wyraźnie podaje mocniej, więc udało się pobić AVS.
Na końcu jazda ładnym, nowiutkim asfaltem na Bukowskiej.


20.00 km 0.00 km teren
01:00 h 20.00 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:, w górę: m

Praca

Wtorek, 8 maja 2012 · dodano: 11.05.2012 | Komentarze 0

Wtorek i środa. W poniedziałek nie dałem rady jechać do pracy, bo kolano jednak bolało po sobotnim upadku.
Kategoria Do pracy


41.37 km 41.00 km teren
02:55 h 14.18 km/h
Max:61.70 km/h
HR:156/174 84/ 94%
Temp:20.0, w górę:1460 m

MTB Marathon Złoty Stok - Mega

Sobota, 5 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 7

Po trzech dniach jazdy i jednym dniu przerwy przyszedł czas na pierwszy górski maraton w tym sezonie.
Przed startem kręcę się chwilę z Wojtkiem i oglądam start gigowców.
Przed startem w Złotym Stoku © Marc


Mega rusza tradycyjnie o 11, ja z 3 sektora razem z Marcinem i Michałem. Widzę ich tylko na samym początku, bo startuję bardzo spokojnie. Na kamieniach tradycyjnie robi się korek, dalej jest lepiej i można jechać swoje. Na Jawornik Wielki wjeżdżam swoim, raczej niezbyt szybkim tempem, ale nie chcę się wypalić przez pierwszą godzinę jazdy. Pod koniec podjazdu na największym nastromieniu przyspieszam i zyskuję kilka pozycji.

Zjazd blokuje się po kilku metrach. Ludzie dosłownie stoją, nawet nie sprowadzają. Daję więc kawałek po krzakach, potem już robi się luźniej i rozpędzam się do właściwej prędkości. Zyskuję kilka pozycji, bo na zjeździe czuję się dość pewnie. Pod jego koniec mijam Marcina, ale kilkaset metrów dalej zaliczam nieprzyjemną glebę. Zjazd już praktycznie się skończył, ale przednie koło dostaje uślizgu na rynnie biegnącej wzdłuż i lecę na bok. Zbijam sobie kolana oraz prawą nogę poniżej biodra, a także trochę głowę. Wstaję, prostuję kierownicę, patrzę czy wszystko na miejscu i ruszam dalej. Z lewego kolana krew cieknie mocno, ale przez adrenalinę nic nie czuję. Za chwilę jest bufet więc polewam ranę trochę wodą i prostuję do końca kierownicę (jak się okazuje w tym czasie wyprzedza mnie Marcin).

Drugi podjazd zaczynam spokojnie, odczuwam ból kolana, ale przeszkadza tylko trochę.
Za pierwszym bufetem na maratonie w Złotym Stoku © Marc

Po chwili dogania mnie Ania Wysokińska i przez jakiś czas jedziemy razem. Do grupki dołączają jeszcze kolejne osoby m.in. Czarna Mamba. Tak jedziemy na sam szczyt po szutrowych drogach. Szybki zjazd po sypkich kamyszkach zjeżdżam dość uważnie, ale w miarę szybko. Dojeżdżamy w ten sposób do Lutyni.

Trzeci podjazd to niezbyt lubiana łąka i później las. Po zielonej trawce wyprzedza nas Grzegorz Golonko jadąc w swojej Navarze w dość zawrotnym tempie. Wysadza fotografów, którzy szybko zaczynają swoją pracę przy okazji motywując zawodników do mocnego deptania. Fajna akcja :-)
W lesie jedzie się lepiej, bo nie czuć tak słońca. Do Borówkowej dojeżdżam bez większych strat lub zysków. Na zjeździe udaje mi się fajnie pojechać, nie blokuje mnie wiele osób i tylko w kilku miejscach muszę zejść z roweru.
Zjazd z Borówkowej © Marc

Zyskuję w ten sposób dobre parę pozycji, a co istotne na samym końcu doganiam Marcina.

Na kolejnym bufecie zatrzymuję się na dłużej od niego, ale zaraz się zrównujemy. Chwilę jedziemy, potem trochę spaceru. Widzę, że wprowadzam rower minimalnie szybciej od niego, ale on wcześniej wsiada na siodełko i nadrabia kilka metrów. Niestety pechowo wkręca mu się kij w przerzutkę (to nie moja wina, serio :-) ) i znowu jestem lekko z przodu. Pcham rower co sił, później wsiadam na niego i mocno pedałuję. Po kilku zakrętach odwracam się i Marcina nie widzę. Pojawia się cień szansy na zwycięstwo. Każdy podjeździk jadę na 100%, bez żadnego oszczędzania. Podobnie na ostatnim zjeździe, dokręcam ile pary w nogach. Tętno cały czas utrzymuje się wysoko, ale o to chodzi, jadę maksimum. Zyskuję tam może z 7-8 pozycji.

Dojeżdżam na metę, patrzę na zegarek i doznaję szoku. Parę minut po 14, czyli czas znacznie lepszy od zeszłego roku (mniej więcej o 25 minut). Na dodatek przed Marcinem, czyli udało mi się wreszcie go wyprzedzić (stan rywalizacji 2:1 :-D ). Do Michała nie tracę wcale tak dużo, w zeszłym roku dokładał mi znacznie więcej.

Schodzę z roweru i dopiero w tym momencie zdaję sobie sprawę jak bardzo boli stłuczone kolano. Szukam ambulansu, ale nie widzę żadnej pomocy medycznej (zawozili wtedy dziewczynę do szpitala). Agnieszka od Jarka podpowiada, aby udać się do strażaków i tak robię. Ranę czyszczą mi wodą utlenioną, ja trochę zwijam się z bólu, ale tak trzeba. Ilość piany była taka, że przykryła prawie całą nogę.

Czas: 3:02:45
Open 286/500 (57% stawki - niewiele zabrakło do pierwszej połowy)
M2 93/126
Współczynnik do najlepszego 0.62 -> 310 pkt. Ponad 300 punktów w górach? Tego jeszcze nie było :-)

Mateusz Zoń 1.53
.
.
.
Michał Jaskółka 2.50
Marek Jeszka 3.02
Marcin Horemski 3.05
Zbigniew Rybak 3.26
Krzysztof Gawłowski DNF (niestety choroba go zbytnio osłabiła)


42.61 km 30.00 km teren
02:40 h 15.98 km/h
Max:55.85 km/h
HR://%
Temp:, w górę:780 m

Borówkowa od strony czeskiej

Czwartek, 3 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 1

Tego dnia chcieliśmy zrobić mniejszy dystans, by dać odpocząć nogom przed sobotnim maratonem. Mariusz i Jacek nadal czuli potrzebę kręcenia, więc pojechali w stronę Śnieżnika. Ja z Krzysztofem i Zbyszkiem zdecydowaliśmy się na wjazd na Borówkową czeskimi szlakami.
Początek to dojazd do Białej Wody i późniejszy podjazd zielonym szlakiem szutrową drogą. Wjeżdżamy spokojnym tempem do rozjazdu pod Borówkową.
Czerwony szlak na Borówkową © Marc

My decydujemy się na mało stromy podjazd od północy. Na szczycie okazja na czeskie piwo i kolejny zjazd zielonym szlakiem. Ponownie zjeżdża mi się bardzo dobrze, schodzę w dwóch miejscach, gdzie nie mam pomysłu jak objechać kamienie. Na dole czekam 5 minut na chłopaków, by zjechać szutrową drogą z powrotem do Białej Wody. W pewnym momencie szybko zbliżam się do pewnej pary, która nie może się zdecydować w którą stronę drogi zejść. Chłopak z prawej chce iść na lewą, dziewczyna z lewej na prawo. W końcu się decydują i ich mijam :-) Ale było przez chwilę gorąco, bo szans na wyhamowanie nie miałem.


89.83 km 30.00 km teren
04:48 h 18.71 km/h
Max:52.70 km/h
HR://%
Temp:, w górę:920 m

Rychlebskie ścieżki

Środa, 2 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 1

Wisienka na torcie wyjazdu - czyli rychlebskie ścieżki.

Budzimy się rano, pogoda za oknem znośna, buty nawet wyschły, można spokojnie jechać.
Na rynku w Paczkowie spotykamy się z Jarkiem, Jackiem, Krzysztofem i Zbyszkiem.
Rynek w Paczkowie © Marc

Oglądamy miejskie zabytki i ruszamy asfaltami na południe. Po przekroczeniu granicy wjeżdżamy na znacznie lepsze jakościowe drogi, więc kilometry mijają szybko. Przed samymi ścieżkami decydujemy się na dłuższy postój, bo zanosi się na konkretną burzę. W Czarnej Wodzie zgodnie z planem spotykamy Wojtka i razem ruszamy pod górę.
Wkrótce pojawiają się pierwsze ciekawe elementy: wielkie kamienie, wąskie przejazdy i drewniane mostki. My nadal zyskujemy wysokość, momentami w ciężkim terenie.
Rychlebskie ścieżki © Marc

Na najtrudniejszy odcinek się nie decyduję, czekamy więc na powrót największych twardzieli i już w całej grupie zaliczamy sporo technicznych odcinków. Na nich mnóstwo kamieni, trochę miejsc sztucznie usypanych by było ciekawiej/bezpieczniej oraz drewniane mostki. Na jednym ze zjazdów decyduję się na zjazd z wielkiego kamienia. Jarek z dołu mnie motywuje, przerzucam tyłek za siodło i zjeżdżam. Jest dobrze, ale niżej koło trochę wariuje na piasku i przejeżdżam bardzo blisko drzewa. Wywrotki nie zaliczam, a adrenalina skacze niesamowicie w górę :-)
Kolejne zjazdy już trochę prostsze, ale nadal wyjątkowo pozytywne.
W Czarnej Wodzie robimy odpoczynek. Wypijamy po jednym, dwóch czeskich piwach, bo cena zdecydowanie zachęcająca (3,80 zł!). Trochę się rozleniwiamy, ale w końcu ruszamy na końcówkę ścieżek. Ostatni fragment już bardzo prosty, w wielu miejscach trzeba dokręcać, ale to nie przeszkadza by radować się wyjątkowymi fragmentami.
Do Polski wracamy ponownie szosami, a widać co raz większe napięcie przed maratonem. Szczególnie ciekawie zapowiada się walka pomiędzy Krzysztofem i Zbyszkiem. Jak zawsze trwają dyskusje kto jest mocniejszy, a Jarek dodatkowo nakręca atmosferę :-) Maks w pewnym momencie decyduje się na szosowy atak, ale kończy się on niepowodzeniem, gdy wjeżdża w złą drogę ;)


75.19 km 55.00 km teren
05:19 h 14.14 km/h
Max:58.51 km/h
HR://%
Temp:, w górę:1470 m

Góry Złote

Wtorek, 1 maja 2012 · dodano: 06.05.2012 | Komentarze 0

Na weekend majowy planowałem jeżdżenie po górach Złotych, trochę po Czechach i wystartowanie w maratonie w Złotym Stoku.
W góry przyjechałem z Mariuszem. Nocleg mieliśmy w wersji ekonomicznej w Paczkowie, bardzo fajnym miejscu do wypadów w góry.

Pierwszy dzień wyjazdu zaplanowany był na rozkręcenie się w górach, ale także na dość konkretne przewyższenie. Zaczęliśmy od odwiedzenia naszych południowych sąsiadów i Javornika, w którym stoi ten o to zamek, w którym podobno kręcono Janosika:
Zamek w Javorniku © Marc

Pierwszy podjazd rozpoczęliśmy w miejscowości Uhelma. Była to dość długa, niezbyt stroma szosa, idealna na początek górskiego kręcenia. Z nieba lał się żar, więc ze sporą sympatią przywitaliśmy lekki deszcz.
Kolejnym charakterystycznym punktem była Przełęcz Gierałtowska, przez którą przebiega granica.
Przełęcz Gierałtowska © Marc

Z przełęczy chcieliśmy dostać się na Górę Borówkową, ale nie znaliśmy dobrze drogi dojazdu. Zdecydowaliśmy się na pieszy żółty szlak i był to dobry wybór :-) Początkowo prowadziliśmy rowery pod sporą górkę, by po chwili zjechać świetnym singlem w gęstym lesie. Pierwszy super zjazd zaliczony :)
Do wspomnianej Borówkowej dojeżdżamy przez Przełęcz Karpowską i dalej niebieski szlak.
Granica niedaleko Przełęczy Karpowskiej © Marc

Końcówka podjazdu zgodnie z trasą maratonu Powerade. Chyba sobie trochę ułatwiłem podjazd, bo Mariusz planował wjazd bardziej od strony czeskiej, ale niestety nie znałem tamtej trasy, a zostałem zbyt z tyłu by jechać jego śladem.
Pod wieżą wypijamy dobry czeski browar i zjeżdżamy zielonym szlakiem w dół. Zaliczamy więc kolejny świetny zjazd. Pod koniec ręce strasznie bolą, ale tak to jest gdy praktycznie przez 4 kilometry jedzie się szybko po samych kamieniach i korzeniach.
Na Jawornik Wielki dochodzimy po mału, bo ścieżką dydaktyczną, która jest kompletnie nieprzejezdna. Wchodzimy na wieżę i oglądamy świetne widoczki.
Widok z Jawornika Wielkiego na Zalew Paczkowski © Marc

Zjeżdżamy trochę na dół, by spotkać tam Jacka i Jarka. Oni dopiero co przyjechali w góry i zaczynają swoją wycieczkę. Rozstajemy się więc i rozpoczynamy zjazd w stronę Złotego Stoku. Niestety zaczyna padać i strasznie brudzimy się oraz nasze maszyny. Po wjeździe do miasta skręcamy w stronę Paczkowa i udajemy się szybko do naszej kwatery, by jak najmniej zmoknąć. Buty niestety całe mokre, co trochę nas martwi jak w nich się będzie jeździć kolejnego dnia.