Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Marc z miasteczka Poznań. Mam przejechane 42372.65 kilometrów w tym 12561.57 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Marc.bikestats.pl

Archiwum bloga

78.50 km 0.00 km teren
03:40 h 21.41 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:, w górę: m

Praca

Poniedziałek, 10 czerwca 2013 · dodano: 14.06.2013 | Komentarze 4

Dojazdy przez cały tydzień.
Przed maratonem w Karpaczu zdecydowałem się na wymianę przednich klocków. Mogą się przydać :-)

Wymienione klocki © Marc

Kategoria Do pracy


8.42 km 0.00 km teren
00:49 h 5:49 km/h
Max: km/h
HR://%
Temp:, w górę: m
Rower:

Bieganie nad Wartą

Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 11.06.2013 | Komentarze 6

Bieganie z dawno niewidzianym Krzysztofem. Trasa dość standardowa, czyli po Dębinie i nad Wartą. Jedna ścieżka, ta najbliżej rzeki, zalana i trzeba było pobiec trochę wyżej.

Wypadało pójść na rower, ale góral jest niesprawny - korba praktycznie się nie rusza (Trophy rulez). Nastąpi więc pilna wymiana suportu, tak by w Karpaczu nie walczyć z dodatkowym oporem :-)
Kategoria W towarzystwie


71.50 km 0.00 km teren
03:20 h 21.45 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:, w górę: m

Praca

Wtorek, 4 czerwca 2013 · dodano: 08.06.2013 | Komentarze 0

Dojazdy do pracy po Trophy. Dopiero koło piątku zacząłem odczuwać, że nogi nie bolą :-)
Kategoria Do pracy


47.47 km 42.00 km teren
03:46 h 12.60 km/h
Max:52.97 km/h
HR://%
Temp:18.0, w górę:1800 m

MTB Trophy - IV

Niedziela, 2 czerwca 2013 · dodano: 08.06.2013 | Komentarze 10

Przyszedł czas na ostatni dzień wyścigu. A na dodatek po przebudzeniu wita nas ładna pogoda. Czyżby to było idealne zakończenie długiego ścigania? :)

Start wiadomo o której - na krótko, w eleganckim stroju sponsora (jak to dumnie brzmi). Od początku mocno, bo brakuje jeszcze kilku pozycji do upragnionego celu, czyli pierwszej połowy. Na początkowym asfalcie cisnę mocno, nie poznaję ludzi, więc jestem w innej części stawki. Klosiu w końcu decyduje się mnie wyprzedzić. Niby zdziwiony, ale chyba dawał fory ;-)

Po kilku kilometrach wjeżdżamy w teren przed Kubalonką. Słyszę, jak jeden kolarz z OSOZ-u podaje numer startowy do Grzegorza Golonki, ponoć jakiś zawodnik śmiecił i trzeba mu było zwrócić uwagę. Po wjechaniu na szczyt myślę sobie, że będzie teraz fajny zjazd. Nic z tego - nawet w tej części stawki sporo ludzi sprowadza rowery i blokują (wpierw jadę, gdy inni idą, ale sensu to nie ma), bo za wąsko na wyprzedzanie.

Z Wisły jedziemy na wschód na Smrekowca i dalej na Grabową. Podjazdy tego dnia są bardzo strome (aż 1800 m na 45 km), ale taktyka na dzisiaj jest prosta, więc cisnę. Nie tracę pozycji gdy przyczepność jest dobra, zdarza się coś stracić gdy pojawia się błoto. Chwilę tasuję się z Wojtkiem Kozłowskim z Sudety MTB Challenge (on też w tym roku na 26-tce, bo jego Specialized 29 popękał i poszedł do serwisu), on zyskuje na podejściach, ja na zjazdach.

Po kilku dłuższych odcinkach (średnio zapamiętanych) dojeżdżamy do zapory Czarne i kawałek za nią zaczyna się ostatni podjazd wyścigu - asfaltem pod zameczek. Od początku mocno, zyskuję pozycje, ale czuję pieczenie. W połowie drogi dochodzi mnie konkretny bit, ktoś puszcza znaną i lubianą piosenkę. Nie ma co, przy takim rytmie kręci się dobrze i jeszcze przyspieszam :-) Wyprzedzam także K4r3la, który tego dnia także bardzo mocno jechał. W końcu dojeżdżam na szczyt, dostaję opier.ol od masażysty z Gomoli, że się obijam, a to przecież nie wakacje i w miarę spokojnym terenem dojeżdżam do upragnionej mety.

Na mecie © ?


Tego dnia zająłem pozycje 178, dzięki czemu udało się zrealizować cel i wskoczyć do pierwszej połowy.
Ostateczna pozycja:
205/439 (wszystkich startujących, ponad 100 nie ukończyło)

Drugie Trophy zaliczone. Ostatni etap wyraźnie poprawił humor i chęci na przyjechanie tutaj w przyszłych latach (może poza rokiem 2014 ;)) wzrosły. Być może przyjdzie czas na spróbowanie innej jeszcze etapówki, ale Trophy jest specyficzne i życzę, aby każdy bardziej ambitny kolarz spróbował się zmierzyć z trasami w okolicach Istebnej.


74.03 km 65.00 km teren
06:16 h 11.81 km/h
Max:59.94 km/h
HR://%
Temp:12.0, w górę:2480 m

MTB Trophy - III

Sobota, 1 czerwca 2013 · dodano: 07.06.2013 | Komentarze 5

Przyszła sobota, czyli trzeci dzień ścigania. Bliżej mety niż startu :-) Rzut oka za okno - bez zmian, znowu mokro, ciemno i zimno. W sumie czego ja się spodziewałem...

Poranne zajęcia przebiegają już tradycyjnie i dość ciepło ubrany (znowu w Gamexie) startuję o 9 na kolejną długą trasę. Początkowo przez strome podjazdy w Istebnej (znowu?), by dostać się w okolice Ochodzitej. Jedzie mi się w miarę nieźle i na asfalcie, a później na płytach zyskuję kilka pozycji. Po wjechaniu na szczyt nie mam pojęcia gdzie jechać. Mgła jest tak gęsta, że ciężko dopatrzeć strzałki. Dostrzegam dwóch gości i cisnę za nimi. Na zjeździe jest ślisko, ale utrzymuję kierunek i próbuję wyprzedzać. Jednak znowu jest zbyt wąsko i zostaję przyblokowany.

Przez Zwardoń robimy transfer w kierunku wyższych partii gór. Etap został trochę zmieniony (słowo skrócony jest nie na miejscu) i na Wielką Raczę wjeżdżamy żółtym szlakiem - pamiętam go dobrze z przed 3 lat. Deszcz jak padał tak dalej pada, ale na podjeździe jest ciepło. Okulary parują, więc je zdejmuję. Jest twardo, trochę kamieni, ale da się jechać, a noga kręci. Więc systematycznie zyskuję pozycje. Na szczy wjeżdżamy w około 40-50 minut uzyskując na prawdę dobrą pozycję. Na szczycie robi się zimno, ale zjeżdżać trzeba. Wpierw singlem, poprzecinanym korzeniami, gdzie z prawej ciągnie się spora przepaść (na szczęście zarośnieta). Technika wyćwiczona w Rychlebach wyraźnie się tutaj przydaje. Kolejne zjazdy sprawiają trochę więcej trudności, bo okulary są zbyt brudne, aby w nich jechać, a bez nich co chwilę coś wpada do oczu.

Kawałek dalej zaczyna się podjazd pod Magurę/Kikulę. Niestety zalegają tutaj olbrzymie ilości błota i rower nie daje rady - koła się blokują. Tempo wyraźnie siada, ciągnięcie roweru kosztuje bardzo dużo sił. Ciężko jest nawet na płaskich odcinkach, bo maszyna nie chce jechać. Udaje się to jakoś pokonać i do mety już powinno być łatwiej.

Organizator jednak nie pozwala by człowiek poczuł się znudzony i serwuje nam wiele obłoconych ścieżek wokół Istebnej. Psycha znowu trochę siada, bo właściwie nie wiadomo ile będzie trzeba tak jeździć. A robi się już zimno i sił co raz mniej. W końcu poznaję ostatnie metry przed metą (słynne korzonki - nie do zjechania) i kończę etap po 6 godzinach i 46 minutach. Pozycja znowu lepsza - 220. A w generalce awans na 219 (pewno przez kolejną dużą ilość DNF-ów).

Gdyby nie wynik to byłbym całkowicie załamany taką pogodą, jazdą w fatalnych warunkach i małą ilości frajdy. Przy życiu utrzymuje bliskość końca wyścigu i plotki o skróconym czwartym etapie.


89.93 km 60.00 km teren
06:57 h 12.94 km/h
Max:59.94 km/h
HR://%
Temp:15.0, w górę:2500 m

MTB Trophy - II

Piątek, 31 maja 2013 · dodano: 05.06.2013 | Komentarze 6

Drugi dzień zaczyna się wczesną pobudką około godziny szóstej i szybkim spojrzeniem za okno. Nie ma tragedii, ale w nocy znowu padało, więc trasy nie miały żadnych szans przeschnąć. Widać jednak, że się przejaśnia i będzie trochę cieplej niż pierwszego dnia.

Po zjedzeniu obfitego śniadania (naleśniki rulez!) dojeżdżamy z Klosiem na start. Wszystkie etapy (poza pierwszym) zaczynają się o godzinie 9, więc dość wcześnie w porównaniu do tradycyjnych maratonów. Tego dnia do przejechania jest konkretny dystans, dlatego początkowe asfalty spotykają się z miłą reakcją z mojej strony. Płasko jest właściwie tylko przez chwilę, bo zaraz wjeżdżamy w bardzo górzystą część Istebnej, a właściwie do Koniakowa. Tam zaliczamy też zjazd, oczywiście już w konkretnym błocie. Kilka pozycji zyskuję, ale nie ma swobody zjazdu, bo tłok jest spory.

Przez Milówkę przejeżdżamy asfaltami, na których gadam z Czystą Mambą (tfu, Czarną Mambą). Ona jedzie trasą jak my, ale pierwszy podjazd sobie odpuściła i jej rower jeszcze nie widział błota tego dnia. Po dłuższej chwili, za bufetem zaczyna się długi podjazd na Rysiankę (1275 m. n.p.m.). Jedzie mi się dobrze, pomimo co raz większego błota. W najcięższych miejscach widzę, że ludzie mają olbrzymie problemy z zalepiającymi się kołami, ale moje Continental Mountain King radzą sobie dobrze. Rama też ma sporo miejsca na wyrzucanie błota, więc koła się nie blokują. Na tej wysokości robi się zimno, nawet przy mocnym kręceniu.

Po drodze zgadujemy się z Karelem, znajomym Jacka. Trochę zlatuje nam na pogaduchach. Fajnie spotkać kolejną osobę z bikestatsa :-)

Za Rysianką zaczyna się bardzo trudny singiel trawersujący górę z olbrzymią ilością korzeni - tutaj nikt nie jedzie. Chyba nawet w suchych warunkach ten fragment byłby nie do przejechania. Kawałek dalej droga odbija w dół, ale bardzo stromo i przez fragment na którym zalega mnóstwo gałęzi oraz kamieni. Na rower wsiadam po chwili, gdzie wydaje się łatwiej. Niestety tak nie jest i po przejechaniu kilkuset metrów nie utrzymuję kierownicy na większym głazie i lecę przez kierownicę. Ląduje z 2-3 metry niżej, na stoku. Szybka analiza, czy wszystko na miejscu i na szczęście nic sobie nie zrobiłem, boli mnie tylko prawe udo, prawie w tym samym miejscu co w maju. Inni zawodnicy rzucają hasło, aby nie szaleć, bo to dopiero drugi dzień :-) Schodzę więc kolejny fragment prowadząc rower, ale po chwili znowu jadę, bo robi się trochę łatwiej. Zauważam, że podczas upadku zgubiłem bidon. Drugi na szczęście jeszcze nie jest pusty, więc to nie jest duży problem.

Końcówka etapu to jeszcze jeden podjazd, ale już nie tak poważny. Jedynie co mnie trochę ogranicza to boląca noga. Mijam po drodze Ewę Rebane, która urwała pedał. Naturalnie Crank Brothers - one kompletnie nie nadają się na takie ciężkie trasy. Na metę dojeżdżam po 7 godzinach, czyli sporo dłużej niż poprzedniego dnia, ale pozycja minimalnie lepsza.

Wieczorem stawiam sobie za zadanie, aby na tym wyścigu powalczyć o pierwszą połowę stawki. Czuję, że się rozkręcam i podobnie jak na Sudety Challenge dwa ostatnie etapy pojadę mocniej. Przeciwnicy powinni już być trochę zmęczeni, więc szansa na to jest spora :-)

Chwilę po starcie © Autor nieznany


Na trasie © Bartek Sufin



69.95 km 55.00 km teren
05:02 h 13.90 km/h
Max:59.36 km/h
HR:144/169 77/ 91%
Temp:15.0, w górę:2250 m

MTB Trophy - I

Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 04.06.2013 | Komentarze 6

Na MTB Trophy dojeżdżam wraz z Mariuszem. Dla nas obu jest to drugi start na tej etapówce, ale przyjeżdżamy z innymi celami. Klosiu, by walczyć o dobrą pozycję, ja raczej by przetrwać i ukończyć. Pamiętam jak było ciężko 3 lata temu, więc nie chcę się oszukiwać, że mam szansę na dobrą lokatę. Również prognozy pogody mówią, że będzie ciężko.

Pierwszy etap ma być właściwie rozgrzewką. Jednak trudno tak nazwać prawie 70 km po górach z przewyższeniem ponad 2200 metrów. Dlatego obieram prosty plan - jechać mocno, ale uniknąć problemów ze sprzętem i kryzysów. Nawet jak pojadę za słabo będą jeszcze 3 dni, aby się wykazać.

Etap zaczynamy o godzinie 10 w sporej grupie około 440 osób. Ciekawe doświadczenie, ponieważ taki tłok pamiętam z górskich dystansów mega. Na giga lub na zeszłorocznym Sudety Challenge, startuje mniej więcej połowa z tej grupy. Dlatego od początku jest gęsto, nie można mówić o tłoku, ale praktycznie nie ma takich momentów, aby ktoś nie był z tyłu lub przodu.

Na początek do zaliczenia jest Wielki Stożek - początkowo asfaltem, później szutrami, a pod koniec w błocie. Po drodze mija mnie między innymi Wojtek Wiktor. Na zjazdach niespodziewanie sporo osób mnie blokuje, widać, że większość osób jedzie asekuracyjnie, aby nie zakończyć etapówki po godzinie jazdy (jest to w pełni zrozumiałe).

Na pierwszym bufecie zupełny tłok. Udaje się coś zjeść i uzupełnić bidony, by dalej ruszyć trawersując Wielką Czantorię. Tego odcinka nie pamiętam zbyt dobrze, ale ostatecznie dostajemy się do Czech, gdzie częściowo stromymi asfaltami dojeżdżamy w błotniste pasmo gór, przez które przejeżdżamy bardzo mokrymi singlami. Nie łapie mnie tam może kryzys, ale psychicznie jedzie mi się kiepsko, bo wokół gęsta mgła. Taka pogoda źle na mnie wpływa. Z ciekawszych miejsc pamiętam graniczny szlak szerokości metra ograniczony z obu stron płotami (jeden polski, drugi czeski) :-)

Za trzecim bufetem podjeżdżamy na Wielki Stożek od drugiej strony. Za nim zostaje już tylko kilka kilometrów asfaltów, ale nie mam zbytnio z czego jechać. Niby zmęczony bardzo nie jestem, ale zupełnie nie czuć mocy. Tracę więc jeszcze kilka pozycji i w końcu dojeżdżam do mety jako 250-ty. Myślę sobie, że całkiem przyzwoicie. Do Mariusza tracę trochę ponad 30 minut, więc nie jest to przepaść.

Na mecie szybko robi się zimno, ale trzeba swoje odczekać przy myjce. Wieczorem nie ma już sił na nic oprócz wielkiej kolacji w szkole. Czy następnego dnia pogoda będzie łaskawsza?

Przed startem jeszcze zadowolony i czysty © Bartek Sufin


Rower było gdzie ubrudzić © Bartek Sufin


Zmartwiony Grzegorz Golonko, czy przestanie wreszcie padać? © Bartek Sufin


Szukam siebie w okolicach 30 open, wtf? © Bartek Sufin



23.00 km 0.00 km teren
01:05 h 21.23 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:, w górę: m

Praca

Poniedziałek, 27 maja 2013 · dodano: 05.06.2013 | Komentarze 0

2 dojazdy do pracy, więcej nie było, bo pojechałem do Istebnej :)
Kategoria Do pracy


50.37 km 37.00 km teren
02:15 h 22.39 km/h
Max:45.40 km/h
HR:133/161 71/ 87%
Temp:13.0, w górę:340 m

Trening z Josipem

Środa, 22 maja 2013 · dodano: 22.05.2013 | Komentarze 0

Planowaliśmy jazdę na szosie w większej grupie (4 osoby), ale pogoda pokrzyżowała plany i już myślałem, że dzisiaj nie pokręcę. A tu nagle, chwilę przed 18, dzwoni Josip i że zaraz będzie pod blokiem, bo jedziemy w teren. Nie dałem rady odmówić ;-)

Przejechaliśmy trochę nadwarciańskiego, później w góry puszczykowskie, singlem pojnikowym, dwie rundki wokół Jarosławieckiego i przez Szreniawę i Łęczycę wróciliśmy do Poznania.

Błotka trochę było, ale bez tragedii. Tempo dość mocne, czyli takie jak chciałem. Bardzo fajnie się dzisiaj jechało. Szkoda tylko, że... zmarzły mi palce u stóp. Ale dziwny maj.
Kategoria 21 - 50 km


84.00 km 0.00 km teren
03:50 h 21.91 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:, w górę: m

Praca

Poniedziałek, 20 maja 2013 · dodano: 26.05.2013 | Komentarze 0

Dojazdy przez cały tydzień. Byłby jeszcze jeden dojazd w sobotę, ale się konkretnie rozpadało.
Kategoria Do pracy