Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Marc z miasteczka Poznań. Mam przejechane 42372.65 kilometrów w tym 12561.57 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Marc.bikestats.pl

Archiwum bloga

51.58 km 51.50 km teren
02:44 h 18.87 km/h
Max:43.06 km/h
HR:150/174 81/ 94%
Temp:25.0, w górę:530 m

Kaczmarek Electric MTB - Lubrza

Niedziela, 1 lipca 2012 · dodano: 03.07.2012 | Komentarze 4

Przyszedł czas na kolejny maraton u Kaczmarka. Tym razem trochę dalej od Poznania, ale za to w miejscu w którym mnie jeszcze nie było, czyli w okolicach Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego.

Na miejsce dojeżdżamy z Jackiem i Mariuszem. Dzień wcześniej znalazłem informację u organizatora, że właściwy start jest w Boryszynie, zerknąłem na mapę którędy najwygodniej dojechać i bez żadnych trudności przyjeżdżamy w okolicę startu. W Poznaniu spora ulewa, w Lubuskim pogoda ładna, ale trochę zbyt duszno.

Na maraton przyjechała duża część Goggle Teamu.
Goggle Team w Boryszynie © JoannaZygmunta


Ruszamy standardowo o 11. Robimy krótką pętlę wokół startu na której wyprzedza mnie Marcin. Nie czuję powera w nogach, oddycha mi się dość ciężko (pewno przez tą duchotę po nocnej burzy), więc nawet nie próbuję gonić. Dość długo go widzę przed sobą, ale po chwili mija mnie kolejny znajomy: Zbychu. Dyszy jak lokomotywa, widać, że daje z siebie sporo, ale różnica prędkości nie jest duża więc jadę za nim.
Tak mijają kilometry pierwszej pętli, którą cały czas jechaliśmy w sporym tłoku. Trasa mocno interwałowa, nie ma czasu na picie z bidonów. Dobrze, że mam camela, bo z niego łatwiej uzupełnić płyny. Na jednym mostku robi się spory korek. Tracę kilka pozycji do Zbycha, by za nim zgubić go zupełnie, bo wyraźnie przyspiesza na stromym podjeździe z plaży. Po dłuższej chwili dogania mniej Jacek. Okazuje się, że znowu zerwał łańcuch i praktycznie startował z ostatniej pozycji (awarię miał na tej początkowej pętli). Jedziemy więc razem, co mi sporo daje, bo motywuję się do utrzymania jego koła. Dojeżdżamy do przeprawy przez rzekę. Jacek daje radę ją przejechać, ja bez ryzyka po prostu przechodzę. Moczę nogi po kolana, ale w tej temperaturze to akurat przyjemne. Jacek odjeżdża i tak po kilku kilometrach kończy się pierwsza pętla (zaliczam jeszcze glebę przy próbie wyminięcia kałuży).

Na trasie maratonu w Lubrzy © Marc


Przejeżdżam w okolicy mety, zaczynam drugą metę i ponownie dogania mnie Jacek. WTF? Tym razem zgubił trasę. Faktycznie był tam jeden zakręt, który było można pomylić, pomimo wiszącej strzałki. Gdy nie ma dużo ludzi na trasie to trzeba po prostu uważać. Niestety my tego nie robimy i gubimy się. Tracimy sporo, bo jakieś 7 minut (na śladzie GPS wyraźnie widać tą stratę). Jacek już trochę traci motywację, ale jedzie mocno. Ja za nim, wyraźnie szybciej niż pierwszą pętle. Jedzie się trochę lepiej. W którymś momencie jednak już nie utrzymuję koła i wracam do swojego przymulania. Moja jazda z wysoką kadencją nie sprawdza się na tej trasie.

Na podjeździe przed bufetem widzę koszulkę Goggla. Znowu Jacek? Zbychu się wypalił? Po chwili dostrzegam szary kolor ramy i wiem, że to Krzychu. Tradycyjnie nie słyszy, gdy go zagaduję, bo słucha muzyki. Dopiero po zrównaniu się zaczynamy krótką rozmowę. Zbija mnie z tropu pytaniem o trzecią pętlę :-) Znowu jedzie mi się lepiej (co jest dzisiaj z tą motywacją?), a Maks ładnie trzyma moje koło. Doganiamy gościa na twentyninerze. Na płaskich i łatwych zjazdach lekko nam ucieka, na trudniejszych odcinkach, także na zakrętach, jedzie jak kompletna łajza. Ani trochę nie panuje nad swoją maszyną. Wyraźnie koła 29 nie są dla każdego. W końcu wyprzedzam gościa na sekcji piaszczysto-korzennej (tutaj moje młynkowanie pomaga :)) i samotnie dojeżdżam do mety, bo Maks nie dał rady utrzymać koła przy tym szarpnięciu.

Meta u Kaczmarka w Lubrzy © Marc


Czas 2:40, pozycja bez elity 56/63, M2 - wiadomo :-), ale awans na 9-te w generalce.
Maks 3 minuty za mną.
A przede mną:
- Winq (spotkany tylko na starcie) -> 23 minuty, za dużo
- Mariusz -> 20 minut, tutaj lepiej
- Marcin -> 11 minut, mocny jest w tym sezonie
- Zbychu -> 11 minut, gdyby nie zgubienie to może bym powalczył, chociaż szanse na to minimalne, bo to był jego dzień
- Jacek -> 7 minut, pomimo wielu przygód i tak sporo przede mną.

Po maratonie w Lubrzy © Marc


Maraton mi się podobał, na prawdę można było się zmęczyć i długo czuć ból w nogach. Szkoda, że nie udało się załapać na jedzenie i nie było gdzie umyć roweru.
W generalce nasz team obronił swoją pozycję, ale zostało 5 pkt. przed spadkiem na siódme :-)





Komentarze
klosiu
| 11:03 wtorek, 3 lipca 2012 | linkuj Hehe, jeszcze kilkaset metrów po zgubieniu byście podjechali i wrócilibyście na trasę ;D. Byłaby szansa na finisz przed Kaiserem ;).
z3waza
| 10:40 wtorek, 3 lipca 2012 | linkuj To prawda - zjazdy w okolicach śnieżnika w większości do trudnych technicznie nie należą - tam się wygrywa silną nogą
Marc
| 10:39 wtorek, 3 lipca 2012 | linkuj Jakieś szanse mam, ale raczej małe ;) Również będę tam umierał, a na zjazdach raczej nie zyskam tak jak w Złotym Stoku.
z3waza
| 10:06 wtorek, 3 lipca 2012 | linkuj Dokładnie przed tym feralnym zakrętem w prawo zgubiłem licznik co mnie uratowało przed robieniem dodatkowych kilometrów. Z GPSu wynika że zrobiliście tak ze 2,5 km więcej. W Stroniu masz szansę się odegrać :D. Ja nie wiem jak kondycyjnie przeżyję to Giga.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!