Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Marc z miasteczka Poznań. Mam przejechane 42372.65 kilometrów w tym 12561.57 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Marc.bikestats.pl

Archiwum bloga

172.90 km 100.00 km teren
11:18 h 15.30 km/h
Max:52.45 km/h
HR://%
Temp:, w górę:2090 m

Izerska Wyrypa - Lubań

Sobota, 16 sierpnia 2014 · dodano: 22.08.2014 | Komentarze 7

Co jakiś czas fajnie jest wystartować w czymś innym, w wyścigu na orientację. Wybraliśmy się więc z Klosiem do Lubania na Izerską Wyrypę na trasę TR150, czyli 150 km po pagórkowatym terenie. Optymistyczne założenie to było znaleźć wszystkie punkty w 10 godzin, gorsze to jakieś 12 godzin. Trochę nam miny zrzedły, gdy organizator powiedział, że do tej pory (od 4 lat) nikt nie zszedł poniżej 10 godzin...

Na miejsce dojechaliśmy w piątek, a że było dość późno to znaleźliśmy sobie miejsce w szkole i poszliśmy spać. Noc minęła dość niespokojnie i wstaliśmy chwilę po 5. Ostatnie szykowanie i idziemy na odprawę. Po drodze słyszymy o deszczu, który zniszczył szlaki przez noc. Za chwilę woda uderza ponownie. Zostaje pięć minut do startu i niektórzy decydują się, że nie chcą zmoknąć i idą z rowerami przez szkołę. Z Klosiem nie wygłupiamy się (przecież i tak zmokniemy) i idziemy od razu na dwór, gdzie faktycznie leje dość solidnie. Co tam, mamy gamexy. Dojeżdżamy na drugą stronę budynku i... wyścig już ruszył. Chyba pierwszy raz spóźniłem się na start :) Nam to zupełnie nie przeszkadza i jedziemy po mapy. Tak, map nadal nam nie rozdano, bo trzeba do nich dojechać 5 kilometrów mając tylko niewielki skrawek mapki. Na szczęście przejazd jest oczywisty i po mokrej trawie, błocie i śliskich ścieżkach.

Pierwszy rzut oka na mapy
Pierwszy rzut oka na mapy © Marc

Chwila zastanowienia i mam ogólny wariant. Mariusz ma podobny, z małym udoskonaleniem na początku, więc szybko dochodzimy do porozumienia i jedziemy na północ (jak kilka innych osób). Początkowo asfaltem, pośród urokliwych miejscowości wypoczynkowych, by w końcu skręcić w las. A tam żywa masakra, mnóstwo błota i śliskiej trawy. Miejscami przewalone drzewa i strumienie (chyba powstały po nocy). Ubaw po pachy, na tyle że Mariusz ląduje na trawie gdy tylko dostrzega punkt :-D

Po 8-ce jedziemy na 6-kę. Dość trudnym szlakiem, ale widać że technicznie jesteśmy lepsi od innych. Punkt odpijamy razem z nowo poznanym Djk i Amigą. Oni jadą na wschodnią część trasy, my na zachodnią, gdzie odcinki są łatwiejsze (szutry). Nie sprawiają nam większych trudności te punkty, które leżą przy zachodniej granicy mapy (wpierw 2 i 1, potem 5, 9, 13 i 15). Tam robimy pierwszy postój na jedzenie, bo w nogach już mamy prawie 60 km.

Miejscowość Mikułowa zostaje przez nas objechana poza mapą. Dojeżdżamy w okolicę nowych asfaltów, by skręcić w kierunku lasu, gdzie ma się znajdować punkt 22. Niestety nic się nie zgadza z mapą i do lasu wjeżdżamy od niesprecyzowanej strony. W nim błądzimy dość konkretnie. Klosiu rzuca kurwami, co wywołuje kolejny opad deszczu :P Podejmujemy męską decyzję - jedziemy w kierunku krawędzi lasu, by się zorientować gdzie jesteśmy. Co okazuje się być strzałem w dziesiątkę. Odbijamy w kierunku punktu i po chwili go znajdujemy. Ten pierwszy duży błąd mógł nas kosztować co najmniej 40 minut.

Punkt 29 przychodzi z łatwością. Gorzej jest z 31-ką, która jest na granicy z Czechami. Trzeba się trochę powspinać, a mnie już zaczął brać kryzys. Na szczęście punkt znajdujemy szybko, podobnie jak kolejne dwa (30 i 27). Do 25-ki biegnie podjazd, taki trochę dłuższy niż na Dziewiczej. Nie trafiamy od razu na niego, ale błąd jest nieduży. Na szczycie korzystamy z bufetu i robimy popas. Tutaj spotykamy mnóstwo chodziarzy z trasy TP50, którzy w tym miejscu odbierają mapę odcinku specjalnego. Po chwili jedziemy już na wschód do punktu 26 (asfaltami, by unikać trudnego terenu). Niestety orientuję się, że z bufetu zapomniałem zabrać plecaka :( Krótka decyzja i Mariusz mówi, że to on pojedzie, bo ma więcej sił. Z przykrością się zgadzam, bo faktycznie jestem trochę na wyczerpaniu. Jadę więc powoli do punktu, gdzie znowu jest bufet. Tam ponownie zjadam sporo i odzyskuję siły. Mariusz przyjeżdża wyjątkowo szybko. Na miejscu gadamy chwilę z jedną dziewczyną, która dopytuje się nas skąd mamy na sobie tyle błota :) (sama nosiła białe getry, hehe)

19-kę znajdujemy łatwo, trudniej jest z 18-ką. Punkt jest na polanie, ale trzeba się przebić przez błoto niczym w Beskidach. Las przez który jedziemy jest wyjątkowo gliniasty, a mamy w nim jeszcze dwa punkty. 17-ka to wstrętny szczyt wzniesienia, a że jest ich w okolicy sporo, to błądzimy (nie tylko my). Przy punkcie 23 robimy trochę dodatkowego dystansu, ale przeczucie Klosia ratuje nas i nawracamy. Po chwili znajdujemy miejsce gdzie było sporo ludzi (wydeptana trawa) i zostawiamy rowery by zejść na dół do strumienia. Punkt odnajdujemy nad samą wodą, w bardzo urokliwym miejscu. Aż by się chciało spędzić tutaj więcej czasu :)

Do ostatniego punktu na zachodniej części mapy jedziemy wpierw asfaltami, a później polną drogą. Jak się okazuje 3 km po trudnym terenie robimy niepotrzebnie - źle skręciliśmy. Dodatkowo (gratisowo) dostajemy deszcz, a Mariuszowi włącza się marudzenie ;) ("gdy jesteś głodny, nie jesteś sobą")

Druga część wydaje się łatwiejsza, ale kręcić nadal trzeba. 24-ka przychodzi dość łatwo, bo znowu sugerujemy się śladami (tropiciele z nas nieźli). Jedziemy mocno na wschód, do krawędzi mapy po drodze zaliczając 20-kę. Przez pole skracamy sobie drogę i bez większych trudności odnajdujemy 21-kę w wyrobisku, albo innym kamieniołomie. Kolejne dwa są blisko siebie (16 i 12), a 11-ka to ruiny zamku. Znowu potwierdza się, że organizator wybrał ciekawe miejsca.

Kolejny kryzys (tym razem już poziom mega) osiągam przy 4-ce. Mariusz ratuje mnie słodzonym mlekiem w tubce, a zjadam go gdy idziemy przez wąwóz szukając punktu. Miejsce urokliwe, nie spodziewaliśmy się czegoś takiego na tych terenach.

Pozostaje nam do odnalezienia 4 punkty. 3-ka to budynek w miasteczku, przy którym jest bufet. Tutaj ja prowadzę, bo nieźle się czuję wyszukując odpowiednich uliczek. Problemem jest zachodzące słońce i brak lampek na wyposażeniu. Pozostaje nam około 60 minut na znalezienie trzech punktów. Gdyby uniknąć błędów to powinno się udać.

Z miasteczka wyjeżdżamy poprawnie... gorzej że nagle kończy się droga. Robimy małą nawrotkę i przebijamy się przez tory. Za nimi jest poszukiwana ścieżka, czyli wszystko pod kontrolą. 7-ka nie stwarza problemu, ale przy 10-tce musimy chwilę pochodzić, bo rów w którym ma być punkt jest długi. W końcu udaje się wyjechać na asfalt i zmierzać w kierunku ostatniego punktu. Nie wiem skąd, ale mam siły aby utrzymać koło Mariusza. Przy lekkiej szarudze skręcamy w teren i do lasu (już całkiem ciemnego), aby na jego końcu odnaleźć punkt. Chwila zwątpienia, bo trzeba było chodzić pomiędzy drzewami, gdy widoczność spadła do kilku metrów. Klosiu woła mnie do znalezionego punktu i można wracać na metę.

Do Lubania wjeżdżamy gdy jest już zupełnie ciemno. Po uliczkach znowu ja nas prowadzę i szkołę odnajdujemy bez problemów. Na metę wjeżdżamy po 21. Bardzo zmęczeni, ale wyjątkowo zadowoleni, bo było ciężko. Nasz wynik daje nam 17-18 miejsce na 46 startujących. Wszystkie punkty znalazło 20 osób, a najlepsi poradzili sobie w 11 godzin! 4 godziny w plecy to jednak już przepaść.

Imprezę zaliczam do udanych pomimo zmasakrowania roweru i fatalnej pogody. Ze względu na jeżdżenie ciągle po tych samych trasach doceniam takie dni jak ten, gdzie na rowerze poznaję tyle nowych miejsc. Dzięki Mariusz za wspólną jazdę :) W przyszłym roku też można zaliczyć jedną lub dwie takie imprezy.



Komentarze
Marc
| 18:40 wtorek, 2 września 2014 | linkuj Właśnie tak oceniałem, że miałeś kilka razy dosyć :) Chociaż sił miałeś znacznie więcej ode mnie ;)
Ale i tak fajnie było to jechać. Można co jakiś czas startować w takich zawodach, szczególnie jak są na obcych terenach.
klosiu
| 18:20 wtorek, 2 września 2014 | linkuj Wielka Wyrypa to zupełnie adekwatna nazwa :). Chyba najcięższe zawody w jakich jechałem, 100km w deszczu a reszta w błocie ;).
Dobrze że jechaliśmy razem, bo sam bym pewnie odpuścił w połowie :). Z czasem byliśmy na styk, trzy ostatnie punkty to był już wyścig z zapadającą ciemnością.
Marc
| 07:07 środa, 27 sierpnia 2014 | linkuj Maciej, było fajnie, zupełnie innego typu zawody niż maratony.

Rodman, hard core? Sam nie raz robiłeś większe dystanse :)

Grigor, satysfakcja ze znalezienia wszystkich punktów była bardzo duża :)

Josip, gdyby nie pogoda to wyścig byłby prawie lajtowy ;)
josip
| 17:19 sobota, 23 sierpnia 2014 | linkuj Twardziele! Pogoda nie dopisała, z tego co widzę:)
grigor86
| 21:14 piątek, 22 sierpnia 2014 | linkuj Taki dystans to już nie hola siup! Gratuluję wytrwałości i owocnego uczestnictwa w zawodach :-)
Rodman
| 20:17 piątek, 22 sierpnia 2014 | linkuj dla mnie hard core = szacun dla tych wyrypowiczów !
MaciejBrace
| 19:19 piątek, 22 sierpnia 2014 | linkuj Super zawody i konkretny dystans.
Komentować mogą tylko zalogowani. Zaloguj się · Zarejestruj się!