Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Marc z miasteczka Poznań. Mam przejechane 42372.65 kilometrów w tym 12561.57 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.07 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Marc.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:632.34 km (w terenie 243.00 km; 38.43%)
Czas w ruchu:30:56
Średnia prędkość:20.44 km/h
Maksymalna prędkość:49.08 km/h
Suma podjazdów:4410 m
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:45.17 km i 2h 12m
Więcej statystyk
45.00 km 0.00 km teren
02:05 h 21.60 km/h
Max:0.00 km/h
HR://%
Temp:, w górę: m

Praca

Poniedziałek, 5 maja 2014 · dodano: 11.05.2014 | Komentarze 0

Dojazdy bez piątku (poranny deszcz).
Kategoria Do pracy


47.71 km 0.00 km teren
01:34 h 30.45 km/h
Max:42.28 km/h
HR://%
Temp:12.0, w górę:135 m

Na szybko po pracy

Poniedziałek, 5 maja 2014 · dodano: 05.05.2014 | Komentarze 4

Przy wyjściu z pracy telefon od Josipa - mamy dzisiaj kręcić na szosie. Schowałem więc bluzę do plecaka żeby się nie zgrzać i szybko do domu. Tam jedna bułka z dżemem i jestem już w obcisłym, żeby zdążyć na umówione miejsce.

Zaczęliśmy na ulicy Ostatniej i przez Luboń dojechaliśmy do Wir. Tam fajną szosą cały czas lekko w dół i z dobrą prędkością, bo Wojtas narzucił konkretne tempo. Później przez Puszczykowo, most na Warcie do Wiórka. Końcówka przez Babki i Minikowo koło lotniska w Krzesinach.

Na dwóch odcinkach Josip zrobił niezłe tempówki. Po drugiej nogi miałem jak z galarety, ale dałem radę. Forma idzie cały czas w górę :)

Dzięki Wojtas za wspólne kręcenie. Myślałem, że dzisiaj będę się regenerował, ale nic z tego nie wyszło ;)


61.15 km 55.00 km teren
02:57 h 20.73 km/h
Max:46.12 km/h
HR://%
Temp:11.0, w górę:450 m

WPN

Niedziela, 4 maja 2014 · dodano: 04.05.2014 | Komentarze 2

Na propozycję Krzycha uprzejmie przystałem i pojechaliśmy do WPN-u. Ja przed wyjazdem poprawiłem ustawienie przedniego hamulca, bo po Śremie coś ocierało.

Trasa to same najciekawsze odcinki: Jarosławieckie (sporo przewalonych drzew), Dymaczewskie i sinusoidy. Zabawa przednia. Tylko strasznie zimno w stopy, trzeba było ubrać cieplejsze skarpety.

W Ludwikowie pogadałem chwilę przez telefon z Josipem, który siedzi w śnieżnych (?!) górach i umawia nas na lipcowy wyjazd na MTB Challenge. Zapowiada się fajny tydzień w górach (maraton w Stroniu + half-Challenge).

W tym czasie Krzychu nie próżnował i znalazł dropiki o których Joasia pisała w swojej kociej relacji. Fajnie było tego spróbować, bo coś takiego czeka nas na XC w Pniewach.



54.11 km 53.00 km teren
02:24 h 22.55 km/h
Max:43.67 km/h
HR://%
Temp:15.0, w górę:390 m

Śrem MTB Maraton

Czwartek, 1 maja 2014 · dodano: 01.05.2014 | Komentarze 9

Informację o maratonie znalazłem na blogu Asi i zdecydowałem, że start w Śremie będzie fajnym miejscem do sprawdzenia, jak wypadło kilka mocniejszych treningów po maratonie w Dolsku. Dodatkową motywacją był krótki czas dojazdu na start i niskie startowe.

Na miejsce wyścigu pojechałem sam i trochę spodziewałem się, że może zabraknąć znajomych twarzy na maratonie. Na szczęście na Goggle Team można zawsze liczyć i było nas całkiem sporo: Dawid z Sylwią, Adrian, Marcin z Asią oraz Seba (to już konkurencja ;) ). W dość długiej kolejce czekam wpierw sam, ale później dołączają wspomnieni znajomi i czas mija szybko. Organizator chyba nie spodziewał się takiej frekwencji i opłata wpisowego trwała dość długo.

Start został opóźniony o kilka minut, ale mega na szczęście jechało osobno od mini, więc nie było tłoku. Nawet staliśmy dość blisko linii startu, w drugim-trzecim rzędzie :) Po wystrzale z pistoletu była krótka runda honorowa, a po chwili właściwy start i od razu wysokie tempo. Trasa wyścigu była dość krótka, więc można było sobie pozwolić na mocniejszą jazdę niż zwykle. Jadę niedaleko Marcina, bo przy odpowiednim wysiłku powinno mi się udać utrzymać jego tempo. Mija nas Dawid, dość spokojnie, widać że jest świetnie przygotowany i w tym roku poza zasięgiem :) Początek pętli to spore piachy, które dodatkowo powodują że jedzie się w sporym kurzu. Przejazdy przez takie pustynie kosztuje sporo sił, ale lekkim zawodnikom jak ja (i na małych/lekkich rowerach!) idzie stosunkowo nieźle. W pewnym momencie Marcin trochę przyspiesza i zostaję, ale podłączam się pod dwóch zawodników i utrzymuję dzięki temu dystans. Marcin jechał w 4-5-osobowej grupce, ale oni nie jechali od nas szybciej. Tempo jest solidne, nie wiem czy długo je wytrzymam, ale na krótkim odcinku asfaltowym Marcin się zatrzymuje, by poprawić torebkę podsiodłową. Na szczęście po chwili wsiada na rower. Tworzy się większa grupka, z której niestety odpadam na technicznym odcinku, bo jakiś gość mnie blokuje. Na prostych widzę, że mi odchodzą i będzie ciężko ich dopaść, Marcin gdzieś się zagubił za mną. Pozostaje samotna walka. Przez krótki odcinek jadę z nowym kolegą teamowym (chyba Szymon), ale na końcówkę pętli z singlami wjeżdżam sam. Tutaj jedzie się świetnie - dużo zakrętów, ścianki, single jak na Morasku i jeden zjazd z trzema wykrzyknikami (fajna wypłukana rynna z korzeniami) lokalnym killerem :) Tutaj wyprzedza mnie jeden gość na fullu - tempo miał znacznie wyższe ode mnie.

Na drugą pętlę wjeżdżam bez większych przygód widząc cały czas full-owca, co mnie zaskakuje, bo wydawał się znacznie mocniejszy. Na piachach go dochodzę, zamieniamy kilka słów i go zostawiam ;) Na prostych nie widać nikogo, duża grupa z pierwszej pętli mocno odjechała. Dopiero koło połowy pętli doganiam jednego starszego gościa, który po starcie współpracował z Marcinem. Na twardych odcinkach trzymał koło, ale jak pojawiła się jedna z kilku ścianek to go załatwiłem (skromnie mówiąc, z łatwością :P), bo dzisiaj moje przełożenie 1-1 idealnie pasowało. Końcówka pętli to dalej samotna jazda, bez kryzysu, z lekkim zamieszaniem przed metą, bo nie spodziewałem się takiego zakrętu o 360 stopni.

Najsmutniejszy zawodnik wyścigu
Najsmutniejszy zawodnik wyścigu © Asia

Na metę wjeżdżam zadowolony (chociaż zdjęcie tego nie potwierdza), bo jechało mi się znacznie lepiej niż w Dolsku. Od początku mocno, organizm szybko przestawił się na pracę na dość wysokim tętnie i nogi się nie zakwaszały pomimo ciągłego pieczenia w mięśniach (dzisiaj jechałem zgodnie ze słowami Klosia - nie ważne jaki puls, póki piecze to jest dobrze ;)). Do Seby i Dawida straciłem kilkanaście minut, ale z takimi koniami nie mam się co porównywać ;) A do Adriana jakieś 1,5 minuty (a w Dolsku to było 10 minut!). Jest progres :) I to na takim fajnym maratonie - dobra organizacja (poza płatnościami), ciekawa trasa i smaczny makaron ;) Niezadowolony Marcin przyjechał kilka minut po mnie, nie miał dzisiaj dnia, ale z pewnością jeszcze nie raz w tym roku będzie przede mną. A dziewczyny z teamu walczyły dzielnie na dystansie mini.